Bajki nieco niegrzeczne, czyli Bajek dla dużych dzieci ciąg dalszy. Mander

Bajki nieco niegrzeczne, czyli Bajek dla dużych dzieci ciąg dalszy - Mander


Скачать книгу
mgb8a18bd87fb24b56a70c27197ee1433e.jpg"/>ManderBajki nieco niegrzeczneczyli bajek dla dużych dzieci ciąg dalszy

      © Copyright by Mander & e-bookowo

      ISBN 978-83-7859-358-4

      Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

      www.e-bookowo.pl

      Kontakt: [email protected]

      Wszelkie prawa zastrzeżone.

      Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

      bez zgody wydawcy zabronione

      Wydanie I 2014

      Wstęp do zbiorku

      By nie ględzić bez potrzeby,

      Nie używać słów podniosłych,

      Powiem tylko, że ten tomik,

      To wierszyki dla dorosłych.

      By przedmowa do tomiku,

      Zbyt nie była rutynowa,

      Niech za cały wstęp posłużą,

      Przyjaciela mego słowa.

      Bo nie sposób się nie zgodzić,

      Ze stwierdzeniem transparentnym:

      „Być nie musisz wykształconym,

      Aby być inteligentnym.

      I choć zmagasz się na co dzień,

      Z losem często dość złośliwym,

      To nie musisz być bogatym,

      Aby w życiu być szczęśliwym.

      Szary papier w toalecie,

      Ciągle wprawia mnie w zdumienie,

      Wcale szary być nie musi,

      Biały jest w tej samej cenie…”

      Punkt widzenia

      Chociaż nie jemu miłość przyrzekła,

      gdy swego zrzekła się wianka,

      Lecz oto teraz jest jej kochankiem,

      zaś ona to jego kochanka.

      Lecz los okrutny wciąż figle płata,

      bo nic nie mówiąc nikomu,

      Jej mąż, godzinę wcześniej niż zwykle,

      powraca właśnie do domu.

      Z łóżka się zrywa , szlafrok narzuca,

      o nic kochanka nie pyta,

      Biegnie do kuchni, szafkę otwiera

      i worek śmieci w dłoń chwyta.

      Do drzwi podbiega: – ach mój kochany,

      jakże się cieszę żeś wrócił,

      Skoro już jesteś, to bardzo proszę,

      abyś te śmieci wyrzucił.

      Mąż jej wziął worek, chociaż się zdawał,

      cokolwiek być zaskoczony,

      Z tym workiem w ręce, ospale ruszył,

      bo mocno był zamyślony.

      On się ubiera, żegna pośpiesznie

      i choć wciąż płoną ich lica,

      Oknem wychodzi, bo tam na niego,

      bezpieczna czeka ulica.

      Odetchnął z ulgą, pot otarł z czoła,

      myśl o kochance zaszczytna:

      Ach jaki refleks ma ta dziewczyna,

      a jaka mądra i sprytna.

      Rad że się wszystko dobrze skończyło,

      wesół do domu powraca,

      Przed drzwiami staje, klucz w zamek wkłada

      i energicznie obraca.

      W drzwiach staje żona w szlafrok odziana,

      w oczach blask dziwny się świeci,

      Rękę ku niemu swoją wyciąga,

      a w ręku jej worek śmieci.

      – Ach witaj, witaj mężu kochany,

      jakże się cieszę żeś wrócił,

      Skoro już jesteś, to bardzo proszę,

      abyś te śmieci wyrzucił.

      Wziął od niej worek, który mu ona,

      ręką spoconą podała,

      Nic nie powiedział, lecz taka oto,

      myśl w głowie mu zaświtała:

      Ach cóż za leniuch z tej mojej żony,

      rozpacz, żal, beznadzieja,

      Cały dzień w domu, a worek śmieci,

      zołza przebrzydła i fleja.

      Dobra rada

      Siedzi matka przełożona

      nad lekturą w swojej celi,

      Aż tu trzęsie się korytarz,

      od nadmiaru decybeli.

      Przez korytarz biegnie siostra

      i na całe gardło krzyczy,

      Z zasadami zgromadzenia,

      absolutnie się nie liczy.

      – Matko – woła – trzej grzesznicy,

      na ulicy mnie schwycili

      A ja zrobić nic nie mogłam,

      i normalnie mnie zgwałcili…

      Miałam chociaż tyle szczęścia,

      że mnie nie zdążyli obić,

      Cóż ja teraz pocznę biedna,

      powiedz matko co mam robić?

      – Na grochu niech siostra,

      spocznie swym kolanem,

      Zaraz zje cytrynę

      i zagryzie chrzanem.

      – Tak uczynię matko,

      o mój Dobry Boże,

      Ale powiedz matko,

      aby to pomoże?

      – Nikt nie cofnie tego,

      co się nam przydarzy,

      Lecz przynajmniej siostrze,

      zniknie uśmiech z twarzy…

      – Długo nie zapomnę,

      matko o tym pechu,

      Tak było porządnie,

      do tego bez grzechu…

***

      Niezależnie od tego,

      jaka jest przyczyna,

      Ważne aby do gry,

      dobra była mina…

      Na rybach

      Mrok przed światłem ustępuje,

      świt obwieszcza mroków końce,

      Na jeziorze płaska tafla,

      dzień się budzi, wschodzi słońce.

      Jest pogoda by wędkować,

      każdy wędkarz o niej marzy,

      Stoi łódka na jeziorze,

      w łódce siedzi dwóch wędkarzy.

      Czas znaczenia tutaj nie ma,

      nikt nie patrzy na zegarek,

      Najważniejszy jest tu spławik,

      w ręku wędka i browarek.

      Nic na świecie się nie liczy,

      gdy


Скачать книгу