Damy Władysława Jagiełły. Kamil Janicki

Damy Władysława Jagiełły - Kamil Janicki


Скачать книгу
ysława Jagiełły" target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_a2fe22beqfa99n57e9bbbb8g5c221b548478.jpg"/>

      Spis treści

      Karta redakcyjna

      Dedykacja

      Rozdział 1. Więzy silniejsze niż pokrewieństwo krwi. Nowa siostra króla Jagiełły

      Rozdział 2. Orzeł wraca do gniazda. Ostatni wielki projekt Jadwigi Andegaweńskiej

      Rozdział 3. Niedoceniana dziedziczka królestwa. Anna Cylejska na polskim tronie

      Rozdział 4. Tylko ją kochał Jagiełło. Znienawidzonai pogardzana Elżbieta z Pilczy

      Rozdział 5. Jedyna nadzieja rodu. Wyboista droga Sonki Holszańskiej do korony

      Od autora

      Wybrana bibliografia

      Spis ilustracji

      Przypisy

      Opieka redakcyjna: MAŁGORZATA GADOMSKA

      Redakcja: MICHAEL MORYS-TWAROWSKI

      Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ, EWA KOCHANOWICZ, Pracownia 12A, JOANNA ZABOROWSKA

      Wybór ilustracji: MARCIN STASIAK

      Przygotowanie ilustracji: MAREK PAWŁOWSKI

      Projekt okładki i opracowanie graficzne: URSZULA GIREŃ

      Zdjęcie na okładce: D-Keine / iStock.

      Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ

      Copyright © by Kamil Janicki

      Copyright © for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2021

      Wydanie pierwsze

      ISBN 978-83-08-07246-2

      Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.

      ul. Długa 1, 31-147 Kraków

      tel. (+48 12) 619 27 70

      fax. (+48 12) 430 00 96

      bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40

      e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl

      Konwersja: eLitera s.c.

      • Dla mojej krasawicy Rusinki •

      .

      

IE ZOSTAŁAM… – wyrzekła głośno, wręcz wykrzyknęła Jadwiga, tak jakby samą siłą wypowiedzi próbowała zagłuszyć rozterki i poczucie wstydu.

      To był tylko początek długiego oświadczenia. Monarchini nabrała przed nim głęboko powietrza, zdeterminowana wyrecytować formułę do samego końca. Nieposłuszny język uwiązł jej jednak w gardle, ciężki jak sztaba węgierskiego złota.

      – Cie… – podjęła trzecie słowo. Dźwięczny głos rosłej ponad wiek dwunastolatki załamał się i przeszedł w ledwie słyszalny szept. Zdenerwowana przymknęła powieki, tak jakby wciąż wierzyła, że wszelkie problemy, a może nawet cały otaczający ją świat zamrą i znikną z chwilą, gdy tylko przestanie na nie spoglądać. Ale nie zniknęły. Za plecami słyszała głośne oddechy, odgłosy szurania, pojedyncze stłumione pomruki. Mijały kolejne sekundy, może nawet minuty. Wreszcie rozległy się niecierpliwe pytania, zadawane w obcej, litewskiej mowie.

      Obyczaj nakazywał, by rytuał przeprowadzać publicznie, katedra na Wawelu była więc nabita ludźmi. Za królową stali dostojnicy dworu, najzamożniejsi z właścicieli ziemskich, episkopat w pełnym składzie, a do tego jej przyszły mąż wraz z zastępem braci, sług i doradców. Wszyscy czekali na to, co ona wyrzeknie.

      Był 14, lub może 15 lutego 1386 roku. Policzki dziewczyny płonęły na samą myśl o tym, do czego doszło równo pół roku wcześniej. Jak mogła się zgodzić, by w tajemnicy sprowadzono do jej sypialni austriackiego księcia? Jak mogła, gdy sprawa wyszła na jaw przed czasem, rzucać się za nim w pogoń, chwytać za siekierę i grozić, że rozrąbie bramę Wawelu?

      Mogła, bo była dzieckiem – uspokajali ją później opiekunowie. Ale ona wiedziała, że przede wszystkim jest królową. Nawet więcej: królem.

      – Cieleśnie jestem nietknięta! – krzyknęła wreszcie polska władczyni Jadwiga Andegaweńska. Po czym odwołała dawne śluby z Wilhelmem Habsburgiem, jako niemiłe jej i niedopełnione. Zagwarantowała przed setkami świadków, że wciąż jest dziewicą. I że w swej niewinności pragnie zawrzeć małżeństwo z księciem Litwy Jagiełłą.

      „Zgodziła się wyjść za niego nie dla dogodzenia żądzy i rozkoszom ciała, ale by zapewnić wzrost wiary i pokój wśród chrześcijan” – skomentował podniośle Jan Długosz. Dla kronikarza było jasne, że młoda władczyni poświęciła się dla sprawy. Dopiero za namową prałatów i pod naciskiem panów królestwa oddała rękę człowiekowi, w którym widziała dzikiego barbarzyńcę ze wschodu[1].

      Zaryzykowała. Ale nie tylko ona. I wcale nie ona najwięcej.

      Nastoletnia królowa wzięła udział w spektaklu zainscenizowanym przez polskich polityków. Grała rolę pierwszoplanową, ale to dostojnicy Korony gwarantowali, że nie stanie się jej krzywda i układ przyniesie zamierzone skutki. Gdyby Jagiełło w ostatniej chwili odmówił chrztu, gdyby wyparł się po czasie Kościoła lub sprzeniewierzył się Bogu występnymi czynami, nikt nie mógłby mieć o to pretensji do dziewczyny, która w dobrej wierze wyciągnęła dłoń do poganina. Odpowiedzialność spadłaby nie na nią, ale na inną Jadwigę, o której kluczowej roli w wydarzeniach z 1386 roku zupełnie zapomniano.

      Do chrztu nie można było przystępować w biegu, bez głębokiego namysłu i duchowej formacji. A przynajmniej nie u zarania chrześcijaństwa. Kanony z III wieku, przypisywane Świętemu Hipolitowi, nakazywały, by neofitów kształcić w wierze przez trzy lata, a wyjątki robić tylko dla tych, którzy przejawiali szczególną gorliwość. Inne dokumenty kościelne zalecały przygotowanie znacznie dłuższe. Niekiedy katechumenat trwał nawet lat kilkanaście. Dzielił się na etapy, wymagał sumiennej nauki i złożonych rytuałów. Kandydat na chrześcijanina musiał poznać dokładnie Pismo Święte, zgłębić doktrynę Kościoła, nauczyć się rozpoznawać oznaki działania Opatrzności. Musiał też zrobić odpowiednie wrażenie na członkach wspólnoty.

      Poddawano go próbom, dopuszczano do mszy tylko warunkowo i kazano opuszczać ją przed Eucharystią. Przede wszystkim zaś stale badano jego postępy i weryfikowano intencje. W okresie gdy chrześcijaństwo stanowiło religię na poły niejawną, budzącą nieufność, a niekiedy wręcz prześladowaną, rygory chroniły wyznawców przed zdradą i infiltracją. Gdy Kościół stał się podporą władzy w Cesarstwie Rzymskim, te same reguły miały tamować dopływ obłudników, myślących o własnych korzyściach, a nie o Bogu.

      Już sama mozolność i długotrwałość nauki stanowiły istotne gwarancje. Ale obowiązywał też dodatkowy, nawet ważniejszy środek bezpieczeństwa. Każdy neofita musiał mieć sponsora, poręczyciela, który najpierw wprowadzał go do wspólnoty, a następnie czuwał nad jego nauką. Wspierał katechumena przez wszystkie lata przygotowań, ręczył za szczerość jego wiary własnym


Скачать книгу