Punkt widzenia. Małgorzata Rogala
Tajne łamane przez poufne. Trzeba pilnować, żeby nie było żadnego przecieku do prasy.
– Co się stało? – powtórzyła Agata.
– Dziś rano sędzia Włodzimierz Skowroński znalazł w skrzynce mailowej filmik od nieznanego nadawcy.
Na dźwięk nazwiska sędziego Agata drgnęła i poczuła, że jej usta mimowolnie wykrzywiają się w grymasie niechęci.
– Co jest na nagraniu? – spytała.
– Wysłałem ci mailem, sama zobacz, chodzi o córkę sędziego. Skowroński szaleje, jego żona dostała histerii. Nasi szukają ciała, a informatyk siedzi nad filmem. Wolski powiedział, że sprawa jest priorytetowa, wiadomo, z jakich względów.
– Rozumiem, że sytuacja jest poważna, ale nie rozumiem, czym różni się dziecko sędziego od dziecka zwykłego obywatela – nie wytrzymała Agata. – I dlaczego Wolski nie przydzieli śledztwa komuś, kto nie jest na urlopie?
– Pawelec pojechał do Grecji, dlatego padło na nas.
– A inni? Chudy nie może ci pomóc?
– Chudy ma co robić. Poza tym sędzia zażądał najlepszych ludzi. – Zapadła cisza, którą przerwał Tomczyk. – O co chodzi? – spytał. – Wyczuwam drugie dno.
– O nic – burknęła. – Po prostu ciężko harowałam. Justyny nie widziałam przez cały rok, od czasu jej pierwszej wystawy w Warszawie, pamiętasz? – spytała, mocno już zdenerwowana. Lipiec wsiadła do auta i położyła siatkę z zakupami na tylnym siedzeniu. Uruchomiła silnik i ruszyły w powrotną drogę do Bogaczewa. – Wyjechałam legalnie na tydzień – kontynuowała Agata – odpocząć i pobyć z bliską osobą, a teraz mam rzucić wszystko dlatego, że pan sędzia tego sobie życzy. – Górska, patrząc przez szybę na drogę, przełożyła telefon do drugiej ręki.
– Obiecuję ci, że po tym śledztwie pojedziemy tak daleko, żeby nawet prezydent nie mógł nas odwołać z urlopu – powiedział spokojnie Tomczyk, a Agata wyczuła, że mężczyzna się uśmiechnął. – Jak będzie trzeba, weźmiemy lewe zwolnienie lekarskie, ale teraz powiedz mi, o co naprawdę chodzi. Czuję to, więc bez wykrętów, nie próbuj mnie zbyć. – Tomczyk nie odpuszczał.
– Przez niego, sędziego Skowrońskiego, trafiłam do aresztu. Był nieprzygotowany do rozprawy, nie miał pojęcia, co jest w aktach, ale wysłał mnie za kratki. – Agata poczuła ukłucie w sercu. Niesprawiedliwość wciąż bolała.
– Co za cholerny zbieg okoliczności. – Sławek wymamrotał przekleństwo. – Rozumiem, to zmienia postać rzeczy. Uważasz, że będzie ci przeszkadzać… Pogadam ze starym – zaproponował.
– Nie trzeba. – Górska nagle podjęła decyzję. – Dam radę, co nie znaczy, że zacznę go lubić. Mam na myśli sędziego, a nie Wolskiego.
– Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć – powiedział Tomczyk. – Kiedy będziesz?
– W robocie jutro rano, wcześniej nie zdążę. Spróbuję jeszcze dziś złapać pociąg do Warszawy. Jaka jest dokładnie sytuacja? – Agata od razu przeszła do konkretów.
– Nasi szukają dziewczyny. Tyle wiem, a resztę próbuję rozeznać – wyjaśnił Sławek. – Godzinę temu Wolski mnie wezwał i przekazał sprawę. Mówił też, że będzie dzwonić do ciebie.
– Co jest w aktach? – Agata nagle poczuła, że sprawa zaczyna ją interesować.
– Notatka o zgłoszeniu, notatka z rozmowy ze Skowrońskimi, opis nagrania. Informatyk nad tym siedzi i tyle, nic więcej nie mamy. Wszystko zrozumiesz, jak obejrzysz – zapewnił Tomczyk.
– Zrobię to po powrocie do domu. Jak Borys? – spytała. Przed wyjazdem zostawiła kota pod opieką Tomczyka, który zajmował się już raz zwierzakiem, gdy policjantka przebywała w areszcie.
– Dobrze. – Sławek parsknął śmiechem. – Rozpoznał kąty i było dużo lepiej niż poprzednio – uspokoił Agatę. – Przywiozę go wieczorem.
– Dzięki, stęskniłam się za nim, ale Vincent wynagrodził mi rozstanie. – Górska uśmiechnęła się do słuchawki. – Do zobaczenia. – Schowała telefon i odwróciła głowę w stronę Justyny.
– Słyszałam – powiedziała Lipiec, zerkając kątem oka na przyjaciółkę i hamując przed wjazdem na posesję. – Kupiłam tylko kilka drobiazgów. Czułam, że to ostatni dzień.
– Nie musisz wracać – zaprotestowała Agata. – Spakuję się i podwieziesz mnie z powrotem do Giżycka. Złapię pociąg.
– Nie ma mowy. – Justyna pokręciła głową. – Przyjechałyśmy razem, więc razem wrócimy. Jeden dzień już nie robi różnicy.
W ciągu godziny spakowały swoje rzeczy, oddały klucz gospodarzowi i ruszyły do Warszawy. Podczas jazdy milczały, każda zatopiona w swoich myślach. Dopiero na Polnej, gdy dojeżdżały do domu Agaty, policjantka przerwała ciszę.
– Ile jeszcze czasu będziesz w Warszawie? – spytała.
– Miałam zostać tydzień, ale tata zaprosił mnie do swojego projektu, więc teraz nie wiem. – Justyna wjechała na skwer Oleandrów. – Robi sesję dla „Kobiecej Przestrzeni”. Jego najlepszy współpracownik złamał nogę, a kontrakt podpisany, więc sama rozumiesz – dokończyła.
– To wspaniale, że możecie razem popracować – powiedziała Agata. – Dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej?
– Bo to nagła sprawa. Ojciec zadzwonił tuż przed naszym wyjazdem, cały w emocjach, jak to on, że szuka fotografika na zastępstwo, i jeśli nie znajdzie kogoś odpowiedniego, to jestem jego ostatnią deską ratunku. Wczoraj dostałam esemesa, że muszę się zgodzić, bo… Sama wiesz. Nie znalazł nikogo, kto by spełnił jego standardy. – Justyna otworzyła drzwi auta.
– Byłam kiedyś w studiu twojego taty, żeby porozmawiać o zdjęciach, pamiętasz? Wtedy, gdy prowadziłam śledztwo w sprawie „dobrych matek”. Istne szaleństwo! Niby ze mną rozmawiał, a co chwilę pokrzykiwał na kogoś i wściekał się. Nie wiem, jak ty się odnajdujesz w tym chaosie. – Górska pokręciła głową
– A ja nie wiem, jak ty potrafisz poskładać wszystko tak, żeby znaleźć zabójcę czy innego drania – roześmiała się Justyna. – Wypuszczę Vincenta, niech sobie pobiega po podróży – zdecydowała i wysiadła z samochodu.
Agata poszła w jej ślady. Pies wyskoczył z auta i podbiegł do najbliższego drzewa, żeby zaznaczyć swój teren. Chwilę później znieruchomiał, uniósł pysk i zaczął węszyć, a następnie puścił się pędem w stronę klatki schodowej.
– Vincent! – zawołała Justyna.
– Tomczyk! – zawołała w tym samym momencie Agata, a pies już dopadł do nóg Sławka, licząc na porcję pieszczot.
– Skąd się tu wziąłeś? – spytała Górska, czując wypełniającą ją radość.
– Przecież mówiłem, że przywiozę Borysa. – Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i pocałował. – Zostawiłem go z pełną miską. – Puścił Agatę i znów pochylił się nad psem, który trącał go nosem w udo.
Justyna podeszła i przywitała się z Tomczykiem, który uściskał ją, a potem rozłożył ręce w przepraszającym geście.
– Przykro mi.
– Na szczęście to jeden dzień, a nie trzy – odparła Justyna. – Poza tym zostaję dłużej, niż planowałam, Agata ci powie, bo ja muszę już lecieć. Trzymajcie się na razie, będziemy w kontakcie. – Pożegnała się z Górską, dała znak