Anioł śmierci. Михаил Лермонтов
tle>
Projekt okładki: Juliusz Susak
Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”
Wydawnictwo ARMORYKA
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
tel +48 15 833 21 41
e-mail: [email protected]
ISBN 978-83-7950-288-2
Anioł śmierci
Poświęcam А. М. В.
Kraino cudna, Wschodzie złoty,
Kraino czarów, namiętności,
Gdzie róż ogrody, ziem klejnoty,
Prócz szczęścia wszystko w obfitości,
Gdzie fale w rzekach płyną czystsze
Obłoki niebios uroczystsze,
Wspanialej wieczór dogorywa,
Świat cały piękność ta okrywa
I otaczają te uroki,
Gdy duszy ludzi piętnem skazy
Nie splugawiły złe wyroki,
ja kocham, Wschodzie, twe obrazy!
Kto ciebie znał, ten zapominał
Ojczyznę własną. Ten wspominał
Krasawic twoich świetne oczy,
W których się tyle żaru mieści
I – bezwątpienia – ten ochoczy
Uwierzy smutnej mej powieści.
Jest anioł śmierci; w pożegnania
Ostatniej chwili życia groźnej
Całuje nas; lecz całowania
Ust jego martwe są i mroźne,
I straszna, chwila jest konania..
Ofiara słaba – mimowoli
Ostatni oddech swój oddaje,
Lecz serce biedne boli, boli.
Gdy się już z życiem swem rozstaje.
Lecz ongi ludzie chwilę ową
Do chwil szczęśliwych zaliczali.
Anioła Śmierci tajne słowo
U wrót wieczności przyjmowali.
Wzrok jego pełen był miłości,
Uśmierzał burzę namiętności
I w duszę chorą i gasnącą
Nadzieję lał pokrzepiającą.
Zarówno wszystkie kraje ziemi
Nawiedzał młody Śmierci Anioł
I na ten nędzny ziemski padół
Oczyma patrzył wzgardliwemi,
Lecz przyjścia były łaskawemi,
Bo niebios cisza z nim szła na dół;
Opromieniony światłem bladem,
Jak światło gwiazdy o północy,
Śmiertelne czarem swojej mocy
On wabił dusze; z licem radem
Do raju wiódł ich mnogie rzesze
I był szczęśliwym w tej uciesze.
Dlaczegóż dziś błogosławieństwo
Anioła Śmierci – to przekleństwo?
I niedaleko nad brzegami
Bałwanów szumnych oceanu.
Pod niebem znojnem Hindostanu
Pagórki stoją szeregami.
Ostatni wznosi chmurne czoło
I skały zdobią go wokoło,
Wybiega w morze; tam swe gniazda
Uwity sępy i orłowie,
I rybak każdy ci opowie,
Jak niebezpieczna, tam w noc jazda.
Dzikiemi skryta tam krzakami
W nim jest jaskinia potajemna.
Mieszkanie gadów – zimna, ciemna,
Jak oszukane marzeniami,
Jak pozbawione celu życie,
Jak zbójcy lice z uśmiechami,
Gdy zbrodnię w sercu karmi skrycie.
Latami służbę przy niej pełni
Srebrzysty miesiąc w blasku pełni;
Jej strażnicami palm są rzędy,
Z nią fale Szumią swe gawędy.
W niej zdawna mieszkał już wygnaniec
I Zoraima imię nosił.
On na tej ziemi był skazaniec.
Lecz przebaczenia on nie prosił.
Mógł być szczęśliwy, lecz błogości
W zabawach szukał wciąż uciesznych,
Był grzeszny, lecz doskonałości
Od innych żądał, jak sam grzesznych.
W poziomem szukał on wielkości;
Za szczęście biorąc szczęściu mary.
W nadziejach pełen lękliwości,
W bezpożytecznej ostrożności
On do nikogo nie miał wiary.
Miłował noc, swobodę, góry,
Świat cały… lecz od ludzi stronił…
Choć kochał ich, to miłość gonił:
Na czole nosząc zimne chmury,
Z zasady był jej dumnym wrogiem,
Niepomny, że gdy w ludzkiem łunie
Raz się zapali – wiecznie płonie,
Bóg pogardzimy – zawsze Bogiem!
Skarb jeden tylko i świątynię
On miał pod niebios swym namiotem.
Jak raj więc cenił tę pustynię…
Czy sen jest prawdą?… Nie wiem o tem!
Tam – gdzie Libanu szczytne góry:
Ozdoba grobów – cyprys rośnie
I bluszcz oplata go miłośnie.
Więc gdy zahuczą groźne chmury,
Szalony wicher kiedy wrzaśnie,
Cyprysa złamie wysokiego:
Pociechę cyprys znajdzie właśnie
W ramionach bluszczu, druha swego…
Tak, obcym światu był Zoraim,
Lecz Ada była jemu rajem!
I była rzeźwą jako łania,
I miłą, jako blask zarania;
Jej pierś i kibić – ogniem wrząca.
Jej oczy – dwa południa słońca.
I cały świat ją wtedy bawił,
Dopóki w bladej swej wzniosłości
Wygnaniec przed nią się nie zjawił
Z oczami zimnej zuchwałości;
I zapragnęła wówczas ona
W zastygłej piersi jego zrodzić
Miłości ogień, i odrodzić
Zagasłe serce jego łona.
I to spełniła. Zoraima
W objęciach swoich Ada trzyma:
Ich miłość