W kręgach władzy. Władza absolutna. Remigiusz Mróz

W kręgach władzy. Władza absolutna - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
kilku starych wyjadaczy obróciło się i ukradkowo zerknęło na Patryka.

      – Proszę zatem posła Gockiego, by zajął miejsce na mównicy – dodała Swoboda.

      Olaf od razu ruszył przed siebie z zawziętym wyrazem twarzy, jakby spoczął na nim obowiązek wykonania dziejowej misji. Miał mówić przede wszystkim o tym, że w tak krytycznej sytuacji potrzebne jest porozumienie nie kilku osób ze ścisłego kierownictwa partii, ale także pozostałych posłów. Że to wiekopomny moment, w którym sejm nie może pozwolić sobie na to, by choć jedna osoba miała wątpliwości co do obsadzenia de facto urzędu prezydenta.

      Dęte przemówienie nie miało żadnego znaczenia. Jego jedynym celem było zyskanie czasu.

      Patryk spojrzał w kierunku miejsca dla publiczności i dostrzegł żonę pochyloną nad telefonem. Nie wątpił, że dopina na ostatni guzik nowy układ, który mieli firmować przede wszystkim on i Olaf Gocki.

      Kluczem nie było osiągnięcie szerokiego konsensu, o czym z mównicy perorował Olaf. Liczyło się to, by kilku najważniejszym graczom złożyć propozycję, której nie opłacało im się odrzucać.

      Kiedy Milena skończyła rozsyłać esemesy, podniosła wzrok i skinęła lekko głową do męża. Tyle wystarczyło, by wiedział, że wszystko jest w porządku. Na potwierdzenie tego po chwili podszedł do niego Krystian Hajkowski.

      Zaraz po nim zjawiła się wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego UR, a po niej przedstawiciel Pedepu. Obrazu dopełnił poseł z Jedności Obozu Narodowego.

      Dziennikarze natychmiast dostrzegli pielgrzymki, które urządzali sobie politycy. Kamery skupiły się na Patryku, a wystąpienie Gockiego stało się jedynie tłem dla tego, co działo się z tyłu sali sejmowej.

      Po raz pierwszy to tutaj, a nie w przednich rzędach, rozgrywały się rzeczy najważniejsze. A kiedy wysłannik JON-u się oddalił, do Hauera podeszła w końcu szefowa Unii Republikańskiej.

      – Mam dwa pytania, Patryk.

      Ton głosu Swobody dobitnie świadczył, że Teresa nie ma zamiaru się niczego dowiadywać, ale chce jedynie zrugać go za to, co zrobił.

      – Chętnie odpowiem, jeśli…

      – Pierwsze – ucięła, przysiadając na oparciu krzesła przed nim. – Gdzieś ty był, do cholery?

      – Słucham?

      – Kiedy zwołałam RBN.

      Spojrzał na nią podejrzliwie.

      – Sama poleciła pani nie wpuszczać mnie na posiedzenie.

      – Tylko przez moment – odparła cicho i rozejrzała się, upewniając, że siedzący nieopodal posłowie są zajęci innymi sprawami. – Uznałam, że łatwiej będzie dogadać się z resztą, jeśli główny zainteresowany nie będzie uczestniczył w pertraktacjach.

      Właściwie było to słuszne założenie. Dzięki temu mogli otwarcie mówić o plusach i minusach jego kandydatury, bez obawy, że potraktuje krytykę czy wątpliwości jako obrazę.

      – Nie słyszała pani o takiej zasadzie jak nic o nas bez nas?

      Swoboda zignorowała tę uwagę.

      – Drugie pytanie – dodała. – Co ty, do cholery, robisz?

      – To, co powinienem.

      Teresa z irytacją pokręciła głową.

      – Wszystko było już ustalone – rzuciła. – I nie masz pojęcia, ile mnie to kosztowało.

      – Panią? Główny koszt spadłby na mnie.

      Swoboda uniosła brwi, a on nie odrywał wzroku od jej oczu.

      – Przehandlowała pani stanowisko tymczasowego prezydenta dla UR w zamian za to, że wypadnę z obiegu. Że nie będę motorem napędowym partii w wyborach.

      Podniósł wzrok na galerię i przekonał się, że całe to pielgrzymowanie posłów sprawiło, iż jego pozycja w oczach mediów jeszcze bardziej wzrosła. A teraz, kiedy podeszła do niego Teresa, sytuacja stała się dla nich całkowicie jasna.

      Udało mu się narzucić własną narrację. Teraz to on wyszedł na osobę, która prowadziła międzypartyjne rozmowy. Na rozjemcę, który wszystkich konsolidował.

      Mając na uwadze alternatywny scenariusz, który jeszcze niedawno przedstawiał Milenie, należało uznać to za cud. Choć żona z pewnością określiłaby to inaczej – jako polityczny majstersztyk.

      – Nie miałam wyjścia – zastrzegła Swoboda. – To był jedyny możliwy układ.

      – Niezupełnie. Bo jak pani widzi, stworzyłem inny.

      – Jaki?

      Patryk oderwał wzrok od kamer i popatrzył na pusty fotel na galerii, który był przeznaczony dla prezydenta.

      – Wyszedłem z założenia, że obowiązków prezydenta w takiej sytuacji nie powinien przejmować ktoś, kto nie ma rozeznania w rządzeniu, kto nigdy nie pełnił funkcji żadnego organu władzy wykonawczej ani…

      – To wersja dla dziennikarzy – mruknęła Teresa. – A mnie ona nie interesuje, Patryk.

      – Ale brzmi dobrze, prawda? Dość sensownie.

      Swoboda zbyła temat zdawkowym skinieniem głowy.

      – Złożyłem więc propozycję Gockiemu, a Milena w tym samym czasie skontaktowała się z Hajkowskim z SORP.

      – Jaką propozycję?

      – Żeby nie dokonywać wyboru nowego marszałka, bo wprowadziłoby to zbyt daleko idące zamieszanie.

      Swoboda podniosła się z oparcia. Wiedziała doskonale, co to dla niej oznacza. Miała pozostać na stanowisku tymczasowej głowy państwa, a w konsekwencji automatycznie stać się kandydatką UR na prezydenta.

      W takim układzie musiałaby nie tylko zrzec się legitymacji partyjnej, ale przede wszystkim oddać władzę w ugrupowaniu komuś innemu.

      Teresa prychnęła cicho.

      – Byłeś ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewała, Patryk.

      – O co?

      – O przewrót. O zamach stanu w partii. O rebelię.

      – Rebelię i rewolucję różni tylko to, czy się powiodła – odparł. – Poza tym ani jednego, ani drugiego nie zrobiłem.

      – Nie? A mimo to konsekwencje są jasne. Ja trafię do Pałacu Prezydenckiego, a ty zostaniesz szefem partii. I kandydatem na premiera. Tak to sobie zamierzyłeś?

      Zamilkła, ale nie zamknęła ust, jakby miała coś dodać i w ostatniej chwili się powstrzymała. Zaraz potem zmarszczyła czoło i się zamyśliła. Dopiero teraz dotarło do niej, że Patryk nie przepchnąłby takiego układu ani z WiL-em, ani z Pedepem i SORP. Wszystkim im zależało na tym, by odstawić Hauera na boczny tor, a nie czynić z niego kandydata na szefa rządu.

      – Co im obiecałeś, Patryk? – spytała, pochylając się nad nim.

      – To, czego chcieli.

      – Czyli?

      – Że w przypadku wygranej UR nie będę ubiegał się o fotel premiera.

      Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Dobrze wiedziała, że premierostwo było nie tylko jego marzeniem, ale także czymś, co napędzało całą jego karierę polityczną od samego początku. Nie szukał estymy przy Krakowskim Przedmieściu, nie chciał brylować na salonach międzynarodowych – interesowała go realna władza. A ta skupiała się przy Alejach Ujazdowskich.

      – Dla nich to wymarzona sytuacja – dodał Patryk.


Скачать книгу