Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina

Sprawiedliwy oprawca - Aleksandra  Marinina


Скачать книгу
wyłączył telewizor i znowu usiadł w fotelu, szeleszcząc gazetą.

      – Nie chce pan posłuchać o zabójcy? – zapytała Nastia z irytacją.

      – Już o nim słyszałem. Teraz wszyscy zaczną dyskutować na temat odpowiedzialności i spychać ją jeden na drugiego. To mnie nie interesuje. Ale jeśli chce pani posłuchać, mogę włączyć.

      – Nie trzeba – odparła oschle.

      W gruncie rzeczy miała wielką ochotę posłuchać, ale nie mogła tego pokazać. Wszystkich interesuje zabójca, to zrozumiałe i nie wzbudza podejrzeń. Tyle że dyskusja na temat władzy, kierowania walką z przestępczością i odpowiedzialności za organizację pracy może interesować major milicji Anastazję Kamieńską, a nie ograniczoną, ale odnoszącą sukcesy arogantkę. Dlatego zrobiła obojętną minę i znowu zabrała się do wpisywania liter w kratki krzyżówki. Po pewnym czasie uświadomiła sobie, że nie słyszy szelestu stron. Odwróciła się w stronę fotela. Paweł siedział nieruchomo z zamkniętymi oczami. Twarz miał szarą jak popiół, na czole krople potu. Wyglądał staro i sprawiał wrażenie ciężko chorego.

      – Co panu jest? – Nastia się przestraszyła. – Źle się pan czuje?

      – Wszystko w porządku – wycedził Saulak, prawie nie poruszając wargami.

      – Na pewno? Nie jest pan chory?

      – Przecież powiedziałem, że nic mi nie jest. Zdaje się, że chciała się pani rozerwać? No to się przejdźmy po mieście.

      Nastia z nieukrywanym zdumieniem zerknęła na Pawła i wstała.

      – Dobrze. Chce mi pan zrobić przyjemność? Doceniam pańskie staranie.

      – Chcę się po prostu przejść – odparł, podnosząc się z fotela.

      Rozdział 4

      Korotkow dostał miejsce w czteroosobowym pokoju, razem z trzema facetami z Workuty, którym też nie udało się dotrzeć do Jekaterynburga, więc teraz osuszali butelkę za butelką. Ten fakt ucieszył Jurę. Spędziwszy pół godziny w pokoju przesiąkniętym wonią przetrawionego alkoholu, cebuli, czosnku i dymu z papierosów, ze skruszonym uśmiechem stanął przed recepcjonistką dyżurującą na piętrze.

      – Nie będzie pani miała nic przeciwko, jeśli posiedzę tutaj i pooglądam telewizję? – zapytał.

      Kobieta kiwnęła głową ze współczuciem.

      – Pan z trzysta drugiego?

      – Tak. Chyba się pani domyśla…

      – Ma się rozumieć. Tam nawet karaluchy zdychają. Co poradzić, loty do Jekaterynburga zostały wstrzymane już trzeci dzień z rzędu, więc mężczyźni się zabawiają. Już im wspominaliśmy, że pociągiem dotarliby szybciej i bez problemu, ale na wszystko mają tę samą odpowiedź: kupili bilety na samolot, więc zamierzają polecieć. A pieniądze, za które nabyliby bilety na pociąg, wolą przehulać. No więc sobie hulają. Nie ma na nich rady.

      Jura ulokował się w fotelu i wbił wzrok w ekran, od czasu do czasu popatrując na szerokie schody. Nastia miała pokój piętro wyżej, więc gdy zechce opuścić hotel, będzie musiała zejść koło niego po schodach, bo windy tutaj nie było.

      Korotkow poszedł za nią i Saulakiem do sklepu, ale kupił tylko cukierki i herbatniki, bo dzięki przychylności recepcjonistki mógł w każdej chwili skorzystać z zaproszenia na herbatę, tym bardziej że nie zamierzał siedzieć w hałaśliwym i dusznym pokoju. Koło ósmej Nastia i Saulak minęli go, idąc na dół. Jura wstał jak gdyby nigdy nic, wciągnął ciepłą kurtkę z kapturem, której przezornie nie zostawił w pokoju, po czym nieśpiesznie za nimi ruszył, wyjaśniając recepcjonistce, że zamierza poszukać w mieście przytulnej knajpki, żeby zjeść kolację.

      Wieczorem mocno się ochłodziło i zerwał się wiatr, więc Jura z niepokojem myślał, że nawet jeśli lotnisko w Jekaterynburgu zostanie otwarte, nie uda im się opuścić Uralska. Ależ wdepnęli z tym Saulakiem! Musieli jednak dotrzeć do Kolcowa. Ostatnimi czasy przygotowanie operacji przeszło z poziomu rozkazów i decyzji administracyjnych na poziom osobistych kontaktów. Istotną rolę w tej zmianie odegrało uświadomienie sobie smutnego faktu korupcji i nieuczciwości w milicyjnych szeregach. Jeśli wiadomo, że nikomu nie można zaufać, każdą operację trzeba budować głównie w oparciu o przyjaciół i dobrych znajomych. Jura miał ich na lotnisku Kolcowo. A w Uralsku nie. Dlatego musieli czekać, aż pogoda się zlituje.

      Dogonił Nastię i Saulaka na przystanku autobusowym. Trasa kończyła się na dworcu kolejowym, ludzi było dużo, bo większość osób podróżujących samolotami próbowała wydostać się pociągiem z Uralska. Korotkow postanowił jednak nie ryzykować. Nie wiadomo, co Anastazja naplotła Saulakowi. Nie powinien niepotrzebnie pchać się w oczy. Szybko zatrzymał prywatne auto i wcisnął kierowcy historyjkę o niewiernej ukochanej i podstępnym rywalu. Chłopak od razu przyznał, że nie warto rzucać się do bitki, ale nie zawadzi poobserwować, co i jak. Na tym stanęło.

      – To ona zjechała tutaj do swojego kochasia? – zainteresował się litościwy właściciel samochodu.

      – Nie, leciała z nim do Jekaterynburga. Ona niby w delegację, a on dla towarzystwa. Teraz utknęli u was nie wiadomo na jak długo. Leciałem za nimi następnym samolotem, żeby mnie nie zauważyli. Wiedziałem, gdzie ją wysłano, więc szybko bym znalazł. Ale mój samolot też tutaj zatrzymano, więc depczemy sobie po piętach w tym samym hotelu.

      – Obiecujesz, że nie dojdzie do mordobicia i porachunków? – na wszelki wypadek zapytał kierowca o imieniu Wiktor.

      – No pewnie, nie martw się. W razie potrzeby zdążę mu jeszcze obić gębę. Ale właściwie nie jestem zwolennikiem brutalnych działań – uspokoił go Korotkow. – Ja też na niejedno sobie pozwalam, nie jestem święty. Sam rozumiesz, korzystam z równouprawnienia. Ale chcę wiedzieć.

      – To oczywiste – przyznał Wiktor. – Masz rację. Wiedza to siła. O, przyjechał autobus.

      Upewnili się, że Nastia i Saulak wsiedli do środka, po czym za nimi ruszyli. Jakieś piętnaście minut później byli już w centrum miasta, koło każdego przystanku musieli zwalniać, żeby nie przegapić pary. Wreszcie Korotkow dostrzegł Nastię w tłumie wysiadających pasażerów. Saulak wysiadł pierwszy, ale nie podał jej ręki. Jura nie zwrócił na to uwagi, jednakże spostrzegawczy Wiktor dopatrzył się nielogiczności.

      – Że też twoja ślicznotka znalazła sobie takiego łachudrę. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Nawet nie pomógł jej wysiąść. A wygląda, jakby z trumny wstał! Nie, baby nie da się zrozumieć. Może facet jest chociaż dziany?

      – Nie wiem, jeszcze nie zasięgałem języka. Chcę się uważniej przyjrzeć i dowiedzieć, co on ma takiego, czego ja nie mam. Jak sądzisz, dokąd oni mogą pójść?

      – Tutaj? – Wiktor się rozejrzał. – Sklepy już wszystkie zamknięte, więc najwyżej do jakiejś restauracji albo kawiarni. Zobacz, ruszyli w stronę bulwaru, tam w ogóle niczego nie ma, same kioski.

      – A dalej?

      – Za skrzyżowaniem z prospektem Mira są dwie restauracje i parę barów.

      – No to podjedźmy tam i popilnujmy, skoro mówisz, że nigdzie indziej nie mogą pójść – postanowił Korotkow.

      – Tak jest, szefie. – Wiktor wzruszył ramionami, ruszając.

      Wyprzedzili Nastię, która wlokła się u boku Saulaka, po czym pokonali jeszcze z pięćset metrów. Po pewnym czasie Nastia i Saulak zrównali się z samochodem, zwolnili kroku, rozglądając się i o czymś dyskutując, potem skręcili w prawo, akurat tam, gdzie jak mówił Wiktor, znajdowały


Скачать книгу