Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
nauczyłem rzeźbić w drewnie. Głupio wyglądał w tych harcerskich łachach i krótkich spodenkach wtedy na Knarhøj, kiedy z tym facetem kopali w ziemi czy coś takiego.
– Głupio? Dlaczego?
– Bo przecież był już prawie dorosły.
– Może był drużynowym czy coś w tym stylu?
Facet rozpromienił się, jakby podłączono mu do mózgu źródło zasilania.
– Tak, właśnie!
– Dobrze, Hans. Mówisz więc, że Bjarke zadawał się z facetem, z którym spotykała się jego mama?
– Tak. Któregoś dnia przyszła tam, gdzie pracowali jej syn i facet. Na samą górę, gdzie teraz jest labirynt. To się chyba nazywa labirynt, w niektórych miejscach jest tabliczka… Potrafię czytać, pewnie nie wiedzieliście?
Zostawili mu dwadzieścia koron. Stwierdził, że wystarczy na resztę dnia. Na ponad trzy piwa. A nawet więcej.
Nie należał do istot, które mają wygórowane wymagania.
– Słuchajcie no – wypaliła Rose w drodze do samochodu. Jej oczy miotały błyskawice, a głowa aż iskrzyła od wyładowań elektrycznych. Czyli na coś wpadła.
– Stałam tam i rozmyślałam. Kim właściwie był Habersaat i dlaczego postępował tak, jak postępował? Dlaczego był taki zawzięty w tej sprawie?
– Może rekompensował sobie, że nie układało mu się w domu. Przecież słyszałaś, co mówiły obie panie i ten koleś. Ale w grę może wchodzić też honor zawodowy – spekulował Carl.
– Może. Na pewno był dobrym policjantem, nie ma co do tego wątpliwości – powiedziała. – Dążył do celu, ale utknął i wtedy się zastrzelił. Ale czy zrobił to dlatego, że nie miał już siły? Jak sądzicie?
Carl wzruszył ramionami.
– Pewnie tak.
– Rose, powiedz, co myślisz – zaśmiał się Assad.
– Hm, tyle, że już nie wiem, co myśleć. Moim zdaniem on się zastrzelił, by dowieść powagi tej sprawy. A wiesz, dlaczego była dla niego taka ważna, Assad?
– Moim zdaniem już sam fakt, że odstrzelił sobie łeb, jest wystarczająco poważny.
– Bardzo śmieszne. Jestem przekonana, że Habersaat się zastrzelił, bo ze wszystkich sił chciał, byśmy się nią zajęli. A chciał tego, bo on już wiedział, co się święci.
– Chyba nie wiedział? – podsunął Carl.
– Nie. To wprawdzie wydaje się logiczniejsze, ale moim zdaniem prawdopodobnie on pod koniec wiedział, kto przejechał Alberte, tylko nie potrafił tego udowodnić. – Pokręciła głową do swoich myśli. – Albo też nie potrafił go znaleźć. A może i to, i to. Myślę, że zwariował od tego. Moim zdaniem jeśli przeszukamy porządnie jego dom, to znajdziemy w nim jakąś odpowiedź.
– Rose, poczekaj chwilę. Widzę, że się bardzo zaangażowałaś, ale czy nie prościej i logiczniej było przelać swoje podejrzenia na papier, tak żebyśmy mieli łatwiej? Jeśli jego samobójstwo rzeczywiście było takie zaplanowane i wykalkulowane, to dlaczego nic nam nie zostawił? Czy aby nie nasuwa się odpowiedź, że nie było co zostawiać?
– Nie, moim zdaniem inaczej to wygląda. Może on coś napisał, tylko po prostu jeszcze tego nie znaleźliśmy, nie wiem. A może nie napisał. – Znów potrząsnęła głową. Widać było, że rozważa kilka ewentualności i nie potrafi wybrać. – Albo też sam nie wiedział, ale miał świadomość, że rozwiązanie ma tuż pod nosem, tylko nie jest w stanie go dostrzec. I chciał, by ktoś na to spojrzał świeżym okiem. – Skinęła głową, jakby ją olśniło. – Tak, myślę, że tak właśnie było.
Spojrzała na Carla lśniącymi oczami. Szokujące, jak intensywny i uwodzicielski potrafi być jej wzrok.
– Wiesz co, Carl? On nas wybrał, byśmy wyjaśnili tę sprawę, i powinniśmy być z tego dumni. Jestem pewna, że wiedział, że będziemy musieli tu przyjechać dopiero wtedy, kiedy ze sobą skończy. Wiedział, że musi ponieść ofiarę, by ta sprawa znów została otwarta. Jestem co do tego w pełni przekonana.
Carl kiwnął głową, zerkając na swego kędzierzawego kompana.
„Odbiło jej” – mówił wzrok Assada.
Trudno było się nie zgodzić.
9
Wanda Phinn nie złożyła wypowiedzenia, po prostu sobie poszła. Rzuciła czapeczkę na ziemię, powiedziała „Cześć” do kobiety pracującej przy kontroli i wyślizgnęła się z budynku.
Było to prawdziwe wyzwolenie, które wydało jej się ostateczne i absolutne. Bez cienia żalu minęła mur otaczający Victoria Embankment Gardens; poczucie marnotrawienia czasu znikało, w miarę jak cichły dźwięki dobiegające z parku. Świat stał przed nią otworem; świat, całe życie i przyszłość, którą wiązała z kilkorgiem wybranych ludzi.
Bo Wanda miała plan. Odkąd Atu Abanshamash Dumuzi pogładził ją po policzku i nazwał swoim kwiatem, odkąd krew odpłynęła jej z głowy, aż Wanda poczuła się bezwolna, jakby postradała zmysły, odkąd ocknęła się i z fascynacją spojrzała w jego pełne obietnic oczy i poczuła jego wargi na ręce, odtąd wiedziała, że Atu Abanshamash Dumuzi jest przyszłością, o której marzyła.
Gdy powiadomiła o tym Shirley, ta z miejsca zasypała ją mnóstwem bezskutecznych ostrzeżeń.
– Wiem, że na ekranie wygląda to obiecująco. Piękne budynki, ekscytujące rytuały, morze dosłownie o krok. Ale jak tam przyjedziesz, przekonasz się, że to był tylko flirt, Wanda, i że wybrałaś się tam na próżno – ostrzegała. – Atu Abanshamash może mieć każdą kobietę, którą zechce. Pomyśl tylko, co potrafi i jak wygląda. – Przewróciła oczami. Również i na niej jego charyzma zrobiła niemałe wrażenie.
– Wiem, że już dawno nie miałaś faceta, ale jeśli jesteś seksualnie niezaspokojona i snujesz fantazje, albo jesteś sfrustrowana, to w Londynie masz mnóstwo mężczyzn, z którymi możesz iść do łóżka i którym nie pozwolisz się zranić.
Wanda pokręciła głową. W ustach Shirley brzmiało to tak prosto.
– Shirley, chyba nie rozumiesz. Chcę zostać wybranką Atu Abanshamasha. Chcę żyć zgodnie z jego przykazaniami i rodzić mu dzieci. Czuję, że właśnie do tego zostałam w życiu powołana.
– Jego wybranką, powiadasz? – Shirley już miała się roześmiać, ale powstrzymała się, widząc powagę w oczach Wandy. – Czy nie zwróciłaś uwagi, jak na ciebie patrzy ta kobieta, która mu pomagała? Gwarantuję ci, że jej się nie pozbędziesz.
– Ona była stara.
– Wielkie dzięki – prychnęła Shirley z urazą. – Wydaje mi się, że była mniej więcej w moim wieku.
Wanda odwróciła wzrok. Za oknem jej pokoju, do którego wchodziło się z zewnętrznego korytarza, świat wyglądał jak kolejny mur odgradzający ją od światła i wszystkich marzeń. Mur, za którym mieszkali inni ludzie z identycznymi, niespełnionymi nadziejami. Mur, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej szary. W tej dzielnicy przyszłość zbudowana była z mrzonek. Chłopcy chcieli zostać piłkarzami lub gwiazdami rocka, dziewczynki zaś ich rozrzutnymi żonami. W tej dzielnicy przez cały dzień oglądało się reality show lub kiepskie teleturnieje, żując śmieciowe jedzenie i oddalając się coraz bardziej od szans, które dawały porządne wykształcenie czy realistyczne ambicje.