Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
między nim a szafą, całą powierzchnię pokoju zajmowały poupychane materiały. Przy oknie stały dwa regały z licznymi stertami dotyczącymi ogólnych informacji o uniwersytecie ludowym oraz oczywiście teczki na temat słuchaczy i nauczycieli, którzy przebywali tam w tym samym czasie co Alberte.
Właśnie w tym pokoju Assad i Carl natknęli się na coś, co odstawało od reszty.
– Jak sądzisz, dlaczego on to tu ma? – Assad wskazał na podłogę.
Carl spojrzał na rzędy schludnie posegregowanych broszur i wydruków o tematyce okultystycznej, leżących tuż przy łóżku. Właściwie nie pomijały one żadnego rodzaju wiedzy tajemnej: kontakty ze zmarłymi, aromaterapia, astrologia, malowanie aury, transformacja aury, równoważenie energii, wszelkie typy uzdrawiania, oczyszczanie domu i tak dalej. Dziesiątki przeróżnych dziedzin w porządku alfabetycznym, obejmujących niesztampowe myślenie, alternatywny sposób życia i terapii.
– Myślisz, że szukał w czymś takim pocieszenia? – spytał Assad.
Carl pokręcił głową.
– Nie wiem. Ale nie, to nie ma sensu. Widziałeś tu coś, co by za tym przemawiało? Karty tarota na przykład czy wahadełka, wróżby astrologiczne? Buteleczki do aromaterapii?
– Może w łazience na parterze. Pominęliśmy ją.
Zeszli na dół na korytarz urządzony w typowy sposób: wieszaki z płaszczami i kurtkami po jednej stronie, a po drugiej szereg znoszonych butów oraz łyżka do obuwia z bambusową rączką, wisząca na haczyku. Tu mieściły się drzwi prowadzące do wiatrołapu z obowiązkowym stojakiem na parasole w rogu oraz czworo kolejnych drzwi. Jedne do salonu, jedne do kuchni i dwoje wąskich, z czego za jednymi, jak rozumował Carl, powinny mieścić się toaleta i łazienka.
Zerknął do kuchni, gdzie wyjątkowo zamyślona Rose myła ręce przy zlewie. Jeszcze nie doszła do siebie.
Szóstym zmysłem wyczuła na sobie jego wzrok i odwróciła się raptownie.
– Nie pomieścimy tego wszystkiego w nowym pokoju Gordona – oświadczyła. – Ale jeśli wykorzystamy jeszcze ścianę na korytarzu, to kto wie. Parę regałów tu i tam i powinno być dobrze. Jeśli zamówimy firmę przeprowadzkową, to może zabraliby kilka regałów Habersaata, o ile June Habersaat nie będzie miała nic przeciwko temu. – Wytarła ręce o ubranie. – Bo przecież teraz to wszystko odziedziczy, prawda? Z technicznego punktu widzenia Bjarke przez parę godzin dziedziczył po ojcu, ale skoro nie żyje, to wszystko przejmuje jego matka. Co ty na to?
– Ja na to, że dobrze to wszystko obmyśliłaś, Rose. Załatw to. Ale na twoim miejscu nie pytałbym nikogo o te regały.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Ha! Tak łatwo poszło? Nie spodziewałam się tego.
– Hm, w tym domu jest wiele rzeczy, których ani ty, ani, prawdę mówiąc, ja się nie spodziewaliśmy.
– Ani ja! – odezwał się Assad za ich plecami. Otworzył na oścież oboje wąskich drzwi, ale tylko zza jednych widać było światło.
– Toaleta jest razem z łazienką; nie ma tam nic dziwnego. Te drugie drzwi prowadzą do wąskiego korytarzyka, z którego jest przejście do garażu i piwnicy. Są schody.
„Niech szlag trafi piwnice i garaże z wszystkimi cholernymi klamotami” – pomyślał Carl.
Otworzyli drzwi do garażu. Zapach smoły i oparów benzyny oraz snop światła padającego z dwóch zakurzonych okien nie pozostawiały wątpliwości co do głównego przeznaczenia dobudówki. Na piasku wciąż widniały ślady po kołach, ale samochodu nie było. Przed świetlicą też go nie zauważyli, więc może policja zabrała go na parking przy komendzie.
– Garaże są nieprzyjemne – stwierdził Assad, podkreślając wypowiedź zaciśniętymi pięściami na skądinąd spuszczonych luźno rękach.
– Dlaczego? Chodzi ci o pajęczyny? – Mørck się rozejrzał; rzeczywiście ilość pajęczyn była imponująca. Jego rudowłosa kuzynka na bank zapadłaby w śpiączkę, gdyby ją tutaj zamknięto. Trudno ot, tak zapomnieć te wakacje, kiedy biegała po domu w ich gospodarstwie, zabijając pająki i wrzeszcząc wniebogłosy, gdy trafiła na większego. Krótko mówiąc, wszystko tu sprawiało swojskie wrażenie. Parę regałów z pozostałościami z minionych czasów. Wrotki i sflaczałe dmuchane zwierzęta, puszki po farbie z wybrzuszonymi denkami i wszelkiego rodzaju środki do spryskiwania, zapewne zakazane już od paru dekad. Na belkach pod dachem leżał żagiel od deski surfingowej, narty i kijki do nart. Carl nie widział w tym nic nieprzyjemnego.
– Ten widok mówi wiele o wszystkich minionych chwilach i wszystkich godzinach, które niewłaściwie wykorzystano – filozofował Assad.
– Niewłaściwie wykorzystano?
– Wszystkich godzinach, kiedy rzeczy, które tu leżą, powinny były zostać użyte, ale nie zostały.
– Nic na ten temat nie wiemy, Assad. Poza tym dlaczego mówisz, że to nieprzyjemne? Moim zdaniem raczej smutne.
Skinął głową.
– Garaże znajdują się na uboczu domu i życia. Widząc takie miejsce, czuję, jakbym dotykał śmierci.
– Nie rozumiem – odparł Mørck.
– Nie musisz. Nie wszyscy odczuwamy tak samo.
– Myślisz o samobójstwie i podobnych sprawach?
– O tym też.
– Hm. W każdym razie nie ma tu nic szczególnego. Żadnych pudełek z tajemniczą zawartością, żadnych kartek na ścianach. Żadnych tajemniczych konstrukcji w kształcie piramid, kryształów ani okultystycznych treści jak te, które widzieliśmy w sypialni. Zgadzasz się?
Assad parokrotnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Chyba się zgadzał.
Piwnica też nie zaskoczyła ich niczym godnym uwagi; była uporządkowana i przejrzysta. Składały się na nią pralnia, w której nie było prania, spiżarnia bez przetworów i coś, co można by uznać za warsztat, gdyby nie brak narzędzi. Natomiast pośrodku stała fotokopiarka nowszej generacji i wiekowa zbieranina różnego sprzętu do wywoływania zdjęć, którego potrafiłaby w dzisiejszych czasach użyć już tylko garstka ludzi.
– Zrobił tu sobie ciemnię – stwierdził Carl. – Tyle że nie widzę nigdzie wywoływaczy i tym podobnych.
– Może to hobby z dawnych czasów. Hm, używał raczej tego tu – orzekł Assad, poklepując kopiarkę. – Pewnie też na niej robił powiększenie korniszona.
– Zapewne.
Carl podniósł kosz na śmieci stojący obok kopiarki, wyciągnął zmięte papiery i rozprostował na blacie. Nietrudno było się zorientować, w jaki sposób Habersaat pracował ze zdjęciem. Najpierw zrobił jego kopię w formacie jednej czwartej A4. Potem dwukrotnie powiększył, i dalej aż do A4, w końcu do formatu A3. Nie był to najpraktyczniejszy sposób, jeśli komuś zależało na jakości.
– Assad, zerknij na pierwsze powiększenie. Widać przód innego samochodu, dość starego jak na moje oko, wnioskując z ilości chromu na masce. Jeszcze dalej w tle widać mężczyznę i samochód. Wydaje mi się, że to parking, nie sądzisz?
– Ale jest tam też trawa, więc to może być również coś innego.
– Racja, może. Zwróć uwagę, że na powiększeniu z boku widać kawałek innego zdjęcia. Co nam to mówi?
– Że na tej samej stronie było ich więcej.
– Właśnie. Nasza fotka prawdopodobnie znajdowała się w albumie. Pasowałoby to też do struktury papieru, do