Ostatni kojot. Michael Connelly
kto jest właścicielem tego lokalu?
– Tak, burmistrz. Nie znaczy to jednak, że gorzej tu karmią.
Skrzywiła się i rozejrzała, jakby po sali wędrowały tabuny mrówek. Burmistrz był republikaninem. „Times” w wyborach poparł kandydata demokratów. Co gorsza, burmistrz wspierał policję. Dziennikarzom wcale to się nie podobało. Było nudno. Woleli, by ratusz stanowił miejsce nieustannych starć, skandali. Wtedy byłoby ciekawiej.
– Przepraszam – powiedział Bosch. – Pewnie należało zaproponować spotkanie w Gorky’s albo w jakimś innym bardziej liberalnym lokalu.
– Nie przejmuj się, Bosch. Drażnię się z tobą.
Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Była ciemnoskórą, pełną wdzięku kobietą. Pewnie nie pochodziła z Los Angeles. Mówiła z cieniem akcentu karaibskiego, którego chyba chciała się pozbyć. Podobał mu się sposób, w jaki wymawiała jego nazwisko. W jej ustach brzmiało egzotycznie, niczym fala rozbijająca się o brzeg. To, że była niemal o połowę młodsza i zwracała się do niego po nazwisku, zupełnie mu nie przeszkadzało.
– Keisha, skąd właściwie pochodzisz?
– Czemu pytasz?
– Czemu? Po prostu jestem ciekaw. Pracujesz z glinami. Chcę wiedzieć, z kim mam do czynienia.
– Jestem stąd, Bosch. Przyjechałam z Jamajki, kiedy miałam pięć lat. Studiowałam na Uniwersytecie Południowej Kalifornii. A ty skąd pochodzisz?
– Stąd. Spędziłem tu całe życie.
Postanowił nie wspominać o piętnastu miesiącach walk w dżungli Wietnamu i o dziewięciu miesiącach w północnej Kalifornii, gdzie do tych walk się przygotowywał.
– Co ci się stało w rękę?
– Skaleczyłem się przy pracy w domu. Postanowiłem zrobić remont w czasie urlopu. Zajęłaś miejsce Brennera. Jak sobie radzisz? On bardzo długo pracował z glinami.
– Wiem. Nie jest mi łatwo, ale powoli zdobywam pozycję, przyjaciół. Mam nadzieję, Bosch, że będziesz jednym z nich.
– Będę, będę. Dopóki będę mógł. Pokaż, co znalazłaś.
Położyła na stole tekturową teczkę, ale zanim zdążyła ją otworzyć, przy stoliku pojawił się kelner z wywoskowanymi wąsami. Keisha zamówiła kanapkę z pastą jajeczną, a Bosch dobrze wysmażonego hamburgera z frytkami. Zmarszczyła brwi.
– Jesteś wegetarianką?
– Tak.
– Przepraszam. Następnym razem ty wybierzesz lokal.
– Dobrze.
Otworzyła teczkę. Zauważył, że na lewej ręce ma kilka kolorowych bransoletek ze splecionych nici. W teczce znajdowała się kserokopia krótkiego artykułu. Z jego rozmiarów wynikało, że pochodził z ostatnich stron gazety.
– Chyba to ten twój Johnny Fox. Wiek się zgadza, ale opis nie bardzo. Mówiłeś, że to śmieć.
Bosch przeczytał artykuł. Zamieszczono go 30 września 1962 roku.
Jak informuje policja Los Angeles, dwudziestodziewięcioletni członek sztabu wyborczego jednego z kandydatów ubiegających się o stanowisko prokuratora okręgowego zginął w sobotę potrącony przez samochód jadący z nadmierną prędkością.
Ofiara została zidentyfikowana jako Johnny Fox, zamieszkały na Ivar Street w Hollywood. Policja twierdzi, że Fox rozdawał przechodniom ulotki kandydata na stanowisko prokuratora okręgowego, Arna Conklina, na skrzyżowaniu Bulwaru Hollywood i alei La Brea, kiedy na przejściu dla pieszych najechał na niego samochód jadący z dużą prędkością.
Około 14.00 Fox przechodził na drugą stronę La Brea i został potrącony. Zdaniem policji poniósł śmierć na miejscu, a jego ciało było wleczone po asfalcie przez kilka metrów.
Samochód, który uderzył Foxa, zwolnił na chwilę po wypadku, po czym z dużą szybkością oddalił się w kierunku południowym. Policja nie odnalazła pojazdu, świadkowie nie potrafili określić ani jego marki, ani modelu. Trwa śledztwo w tej sprawie.
Szef kampanii Conklina, Gordon Mittel, ujawnił, że Fox współpracował ze sztabem wyborczym dopiero od tygodnia.
Conklin, który obecnie kieruje specjalnym wydziałem operacyjnym, podległym urzędującemu prokuratorowi okręgowemu Johnowi Charlesowi Stockowi, powiedział, że nie znał Foxa osobiście, ale wiadomość o śmierci człowieka, który pracował przy jego kampanii wyborczej, napełnia go żalem. Kandydat odmówił udzielania dalszych komentarzy.
Bosch przyjrzał się wycinkowi.
– Czy ten Monte Kim jeszcze u was pracuje?
– Żartujesz? To było wieki temu. Wtedy redagowaniem gazety zajmowali się tylko wystrojeni w białe koszule i krawaty biali.
Bosch spojrzał na swoją koszulę.
– Przepraszam – powiedziała. – W każdym razie już go u nas nie ma. A o Conklinie nic nie wiem. Nie było mnie jeszcze wtedy na świecie. Wygrał?
– Tak. Chyba urzędował przez dwie kadencje, po czym startował w wyborach na prokuratora generalnego, które przerżnął. Coś w tym rodzaju. Nie było mnie tu wtedy.
– Mówiłeś, że spędziłeś tu całe życie.
– Wyjeżdżałem na pewien czas.
– Do Wietnamu?
– Zgadza się.
– Tak jak wielu gliniarzy w twoim wieku. Musiała być tam niezła zabawa. To dlatego wybraliście ten fach? Żeby móc dalej nosić spluwy?
– Być może.
– W każdym razie, jeśli Conklin żyje, jest już dość stary. A Mittel, jak zapewne wiesz, ma się doskonale. Pewnie siedzi gdzieś tutaj i je lunch z burmistrzem.
Uśmiechnęła się. Zignorował to.
– Tak, niezła z niego szycha. Czym się właściwie zajmuje?
– Mittel? Nie wiem. Jest jednym z szefów dużej firmy prawniczej, kumplem gubernatorów, senatorów i innych ludzi władzy. Ostatnio słyszałam, że para się finansami Roberta Shepherda.
– Roberta Shepherda? Tego od komputerów?
– Powiedziałabym, że magnata rynku komputerowego. Nie czytasz naszej gazety? Shepherd chce kandydować, ale nie wyłącznie za własne pieniądze. Mittel zbiera fundusze na wstępną kampanię.
– Chce kandydować? Na jakie stanowisko?
– Jezu, Bosch, nie czytasz gazety? Nie oglądasz telewizji?
– Miałem sporo roboty. Na jakie stanowisko kandyduje?
– Pewnie chciałby zostać prezydentem, jak każdy egocentryk. Na razie jednak poprzestaje na senacie. Chce być niezależnym kandydatem. Mówi, że republikanie są zbyt prawicowi, a demokraci – lewicowi. On chce zostać człowiekiem centrum. A z tego co słyszę, tylko Mittel może zdobyć wystarczająco dużo forsy, by ten numer wypalił.
– Czyli Mittel chce zostać prezydentem?
– Na to wygląda. Czemu mnie o niego pytasz? Zajmuję się sprawami policji. Ty jesteś policjantem. Co to ma wspólnego z Gordonem Mittelem?
Wskazała palcem kserokopię artykułu. Bosch zorientował się, że być może zadał zbyt wiele pytań.
– Po prostu usiłuję się dowiedzieć, co słychać w wielkim