Powrót Smoków . Морган Райс
przedzierała się między ostrymi konarami, aż w końcu dostrzegła przed sobą ich rosłe sylwetki.
Chcąc pozostać niezauważoną, cofnęła się w mrok, ukrywając się w cieniu ogromnego drzewa. Wiedziała, że jeśli Aidan ją zobaczy, spali się ze wstydu i odeśle do domu. Postanowiła obserwować całą trójkę z oddali i czuwać tylko nad ich bezpieczeństwem. Chciała by Aidan zachował twarz i poczuł się jak prawdziwy mężczyzna.
Dźwięk trzaskających pod jej stopami gałęzi pozostawał niezauważony przez jej coraz bardziej pijanych braci. Dodatkowo tłumił go ich gromki śmiech. Po Aidanie wyraźnie było widać, że jest spięty, jakby zaraz miał się rozpłakać. Włócznię ściskał mocno w swoich drobnych dłoniach, jakby chciał udowodnić przed samym sobą, że jest mężczyznę. Tak naprawdę niemalże uginał się pod jej ciężarem.
– Chodźże tu! – krzyknął Braxton do człapiącego kilka metrów za starszymi braćmi Aidana.
– Czego ty się tak boisz? – zapytał Brandon.
– Wcale się nie boję! – stanowczo zaprzeczył Aidan.
– Cicho! – Brandon zatrzymał się nagle, wyciągając otwartą dłoń w kierunku Aidana. Jego twarz wyraźnie spoważniała. Braxton stanął koło nich, cały w gotowości.
Kyra schroniła się za drzewem, przyglądając się braciom. Stanęli na skraju polany, patrząc prosto przed siebie, jak gdyby coś tam dostrzegli.
Bezszelestnie podkradła się bliżej, by sprawdzić, co przykuło ich uwagę. Wtedy dostrzegła go, samotnie stojącego na polanie, wyjadającego z ziemi żołędzie, dostojnego dzika. Ogarnęło ją przerażenie. To nie był zwykły dzik; to było prawdziwy potwór, czarnorogi dzik, największy, jakiego kiedykolwiek widziała, z długimi, białymi zawiniętymi kłami i trzema ostrymi, czarnymi rogami – jednym wystającym z ryja i dwoma ze łba. To było wyjątkowo rzadkie stworzenie, wielkie prawie jak niedźwiedź, słynące ze swojej zaciekłości i wyjątkowej szybkości. Wszyscy myśliwi w okolicy bali się tego potwora i żaden z nich nie chciał go nigdy spotkać na swojej drodze.
Szykowały się poważne kłopoty.
Dreszcz przerażenia przeszedł jej po plecach. Bardzo chciała by Leo tu był. Z drugiej strony wiedziała, że konfrontacja tych dwojga mogłaby nie skończyć się pomyślnie dla jej przyjaciela, dlatego też poczuła swoistą ulgę, że go tu nie ma. Kyra zrobiła krok do przodu i powoli zaczęła zdejmować łuk z ramienia, jednocześnie sięgając po strzałę. Wiedziała, że odległość dzieląca ją od dzika była zbyt duża. Na drodze stało zbyt wiele drzew, by można było oddać czysty strzał, a przy zwierzęciu tych rozmiarów, trafienie musiało być w stu procentach celne. Jednocześnie miała poważne wątpliwości co do tego, czy jedna strzała może powalić takiego potwora.
Kyra spostrzegła, jak na twarzach braci rysuje się przerażenie. Już w chwile potem, wino płynące we krwi Brandona i Braxtona pozwoliło chłopcom ukryć strach pod płaszczykiem gotowości do boju. Niemal jednocześnie unieśli swoje włócznie i zrobił kilka kroków do przodu. Braxton złapał zdębiałego Aidana za ramię i pociągną go za sobą.
– To twoja szansa by stać się mężczyzną – oświadczył Braxton – Zabij tego dzika, a wieść o twoim bohaterstwie nieść się będzie echem po całym Królestwie.
– Przynieś jego głowę, a sława twoja nigdy nie przeminie – dodał Brandon.
– Ale ja się boję – jęknął Aidan.
Brandon i Braxton parsknęli śmiechem.
– Boisz się? – zakpił Brandon – Co powiedziałby ojciec, gdyby cię teraz usłyszał?
Zaalarmowany głosami dzik uniósł głowę, odsłaniając świecące, żółte ślepia i spojrzał gniewnie wprost na nich. Otworzył gębę, odsłaniając ostre kły. Z jego pyska kapała ślina a z trzewi wydobywał się wściekły ryk. Kyra, nawet bezpieczna w swoim ukryciu, poczuła ukłucie strachu. Mogła sobie tylko wyobrazić, co przeżywał w tej chwili Aidan.
Kyra nie mogła już dłużej na to patrzyć. Rzuciła się swojemu młodszemu bratu na ratunek. Kiedy była zaledwie kilka metrów od nich, zawołała:
– Zostawcie go w spokoju!
Jej stanowczy głos przeciął ciszę, a jej bracia oniemieli z zaskoczenia.
– Już wystarczy tych żartów – dodała – Czas z tym skończyć.
Aidanowi spadł kamień z serca, podczas gdy Brandon i Braxton aż poczerwienieli ze złości.
– Czy ktoś cię pytał o zdanie? – Brandon był wyraźnie zniecierpliwiony – Przestań wreszcie wtrącać się w męskie sprawy.
Rozjuszony dzik ruszył w ich stronę. Kyra, jednocześnie przerażona i wściekła, stanęła między braćmi a Aidanem.
– Jeśli jesteście na tyle głupi, by drażnić tą bestię, to droga wolna – powiedziała – Ale Aidana zabieram ze sobą.
Brandon zmarszczył brwi.
– Aidanowi tu dobrze – odparł Brandon – To jest chwila, w której nauczy się walczyć. Prawda Aidan?
Sparaliżowany strachem Aidan stał w miejscu bez słowa.
Kyra miała już złapać chłopaka za rękę by wyprowadzić go z lasu, gdy kątem oka dostrzegła ruch na skraju polany. To dzik skradał się powoli w ich kierunku.
– Nie zaatakuje nas, jeśli będziemy spokojni – Kyra ściszyła głos – Odpuście sobie tym razem.
Bracia zignorowali jednak jej prośby i skierowali swoje włócznie w stronę bestii. Ruszyli naprzód, za wszelką cenę chcąc udowodnić swoją odwagę.
– Ja celuję w głowę – oświadczył Brandon.
– A ja w gardło – zawtórował Braxton.
Dzik ryknął jeszcze głośniej i zrobił kolejny krok w ich stronę.
– Wracajcie tu! – krzyknęła Kyra, zdesperowana.
Ale Brandon i Braxton byli głusi na jej wołania. Unieśli swoje włócznie i w jednym momencie rzucili je w zwierza.
Kyra obserwowała w napięciu, jak obie włócznie przecinają powietrze z cichym świstem. Ku swemu przerażeniu dostrzegła, że włócznia Brandona raniła bestię tylko niegroźne, doprowadzając ją tym samym do niebywałej wściekłości, podczas gdy włócznia Braxtona poszybowała daleko, lądując w trawie kilka metrów za zwierzem.
W tym momencie Brandon i Braxton zbledli z przerażenia. Stali tam bez ruchu z szeroko otwartymi ustami. Teraz już nawet alkohol we krwi nie był w stanie dodać im animuszu.
Rozjuszony dzik pochylił głowę, eksponując swoje imponujące rogi. Warknął przeraźliwie i ruszył do ataku.
Kyra patrzyła z przerażeniem, jak szarżuje na jej braci. To była najszybsza istota tych rozmiarów, jaką kiedykolwiek widziała. Ta potężna bestia poruszała się w trawie lekko niczym jeleń.
Brandon i Braxton rzucili się do ucieczki w przeciwnych kierunkach, pozostawiając struchlałego ze strachu Aidana na pastwę rozjuszonego zwierza. Sparaliżowany strachem, wypuścił włócznię z dłoni. To jednak było bez znaczenia; Aidan i tak nie mógłby nic zrobić, nawet gdyby próbował. Dzik, czując łatwą zdobycz, ruszył prosto na chłopaka.
Z duszą na ramieniu, Kyra ruszyła do akcji. Wiedziała, że ma tylko jedną szansę, by ocalić brata. Trzymając łuk przed sobą, mknęła między drzewami, starając się uzyskać czysty strzał. Była przerażona. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na najmniejszy nawet błąd. Strzał musiał być perfekcyjny.
– AIDAN, NA ZIEMIĘ! – krzyknęła.
Chłopak jednak nie był w stanie się ruszyć. Stał