Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
Kruszewska wskazała gościom fotele, sama zaś usadowiła się na kanapce, pokrytej wzorzystym brokatem.
– Panowie, oczywiście, w sprawie tej strasznej tragedii – powiedziała cicho – trudno mi wprost uwierzyć, że to się stało naprawdę.
Suchecki pokiwał głową.
– Tak. Doskonale panią rozumiem. Taka gwałtowna, niespodziewana śmierć to jest cios dla najbliższego otoczenia. Domyślam się, że pani była związana uczuciowo z panią Rosicką.
– Ona była jedną z moich najlepszych przyjaciółek. Przyjaźniłyśmy się jeszcze w szkole.
– To rzeczywiście dla pani ciężkie przeżycie. Przykro mi, że muszę na ten temat z panią rozmawiać, ale jeżeli chcemy znaleźć mordercę, musimy się spieszyć. Może pani będzie tak dobra i możliwie jak najdokładniej opisze nam wypadki wczorajszego wieczora.
Dorota odetchnęła głęboko.
– No więc tak… Wczoraj były moje urodziny i zaprosiliśmy kilkoro przyjaciół na kolację.
– Ile było osób?
– Dziewięć czy dziesięć. Jeżeli pan sobie życzy, to mogę dokładnie policzyć.
– Nie, nie, to zbyteczne. O której przyszła do państwa pani Rosicka?
– Było już chyba po siódmej, może piętnaście, może dwadzieścia. Dokładnie panu nie powiem, ale przypominam sobie, że rozmawialiśmy na ten temat z mężem, że Joanna spóźnia się jak zwykle.
– Czy pani wiedziała, że pan Rosicki jest chory?
– Oczywiście.
– I nie zdziwiło panią, że pomimo choroby męża przyjaciółka pani przyszła na przyjęcie?
Kruszewska uśmiechnęła się jakby z pewnym zażenowaniem.
– No wie pan… Być może, że Joanna nie powinna go była zostawiać samego, ale, prawdę mówiąc, nikt nie brał zbyt poważnie tej jego choroby. Edward jest przeczulony, jeżeli chodzi o zdrowie, a poza tym wcale nie miałam pewności, czy on nie chce zrobić Joannie na złość.
– Na złość?
Zmieszała się.
– Nie… no… Bo ja wiem… Myślę, że nie powinnam o tym mówić… To przecież nie należy do sprawy.
– Wprost przeciwnie – zaprotestował żywo Suchecki. – To są bardzo ważne dla sprawy szczegóły. Ze słów pani można wnioskować, że to nie było zbyt dobre małżeństwo.
– Ależ nie, panie kapitanie. Nie sądzę, żeby… Zresztą to są takie intymne sprawy między dwojgiem ludzi, że doprawdy trudno coś na ten temat powiedzieć.
– A jednak pani powiedziała, że podejrzewała pani pana Rosickiego o złośliwość w stosunku do żony – nalegał Suchecki.
– To mi się tak tylko powiedziało.
– Mniejsza z tym – Suchecki nagle zrezygnował z tego tematu. – Proszę mi powiedzieć, jak w dalszym ciągu rozwijały się wypadki wczorajszego wieczoru.
– Trochę piliśmy, jedliśmy zakąski, następnie ktoś nastawił adapter. Tańczyliśmy. Było wesoło. Potem ktoś zadzwonił. Ja odebrałam telefon. Usłyszałam kobiecy głos. Ta kobieta powiedziała, że mówi Kalinowska z Anina i że w pilnej sprawie musi porozumieć się z Joanną. Poprosiłam więc Joannę. Ta domniemana Kalinowska powiedziała, że matka Joanny jest ciężko chora i że Joanna natychmiast musi przyjechać do Anina. Joanna pożegnała się ze mną i wyszła. To wszystko.
– Czy pani Rosicka nie zatelefonowała do męża, że jedzie do Anina? – spytał Suchecki.
– A tak, rzeczywiście. Zadzwoniła do Edwarda. Zupełnie o tym zapomniałam. Przepraszam.
– I powiedziała, że wybiera się do matki, do Anina?
– Tak.
– Czy pani słyszała tę rozmowę?
– Tak.
– I jest pani pewna, że pani Rosicka rozmawiała z mężem?
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Czy jestem pewna? Ależ oczywiście! Co panu przychodzi do głowy? Przecież to naturalne, że Joanna zatelefonowała do męża, żeby go zawiadomić, że jedzie do Anina i że nie wróci do domu. Nie chciała, żeby się denerwował.
– Tak… – powiedział Suchecki i zamyślił się. – Więc pani stanowczo twierdzi, że u to była rozmowa z Edwardem Rosickim?
– Oczywiście. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Odebrałam słuchawkę Joannie i sama zamieniłam z nim parę słów. Spytałam, jak się czuje.
– A on co odpowiedział?
– Że nie bardzo i prawdopodobnie będzie musiał wezwać lekarza.
– Przepraszam, że o to zapytam – Suchecki uśmiechnął się z zakłopotaniem – ale chciałbym wiedzieć, czy przed tą rozmową telefoniczną panie wypiły dużo alkoholu?
– Nooo, spooroo – odparła Dorota, przeciągając sylaby – ale nie byłyśmy pijane – dodała pospiesznie. – Absolutnie byłyśmy trzeźwe.
– Ma pani śliczny sweterek – powiedział niespodziewanie Suchecki. – Fioletowy kolor robi się teraz bardzo modny.
Była wyraźnie zaskoczona. Uśmiechnęła się niewyraźnie i odruchowo obciągnęła na sobie golf.
– Nie miałam pojęcia, że pan interesuje się kobiecymi strojami.
– Och, proszę pani, mnie bardzo wiele rzeczy interesuje, nie tylko zagadnienia kryminalne.
– Co na przykład pana interesuje?
– Na przykład to, czy pani Rosicka miała kochanka?
Rysy twarzy Doroty gwałtownie stężały.
– I sądzi pan, że tego można się dowiedzieć ode mnie?
– Sądzę, że serdeczne przyjaciółki zwierzają się sobie nawzajem.
– Gdyby nawet tak było, to nigdy nikomu tego bym nie powiedziała. Nie mam zwyczaju zdradzać cudzych tajemnic.
– Czyżby pani nie chciała, żeby morderca pani Joanny został zdemaskowany? – spytał łagodnie Suchecki.
– Owszem, chcę, jednak te sprawy nie mają nic do rzeczy.
– Przykro mi, ale muszę stwierdzić, że pani jest w błędzie. Osobiste życie pani przyjaciółki może mieć bardzo dużo wspólnego z tą zbrodnią. Nie powinna pani zatajać żadnego szczegółu, jeżeli oczywiście chce nam pani dopomóc.
– Nic nie wiem o żadnych romansach Joanny – powiedziała zdecydowanie Kruszewska.
– To może pani coś wie o romansach pana Rosickiego? – spytał uprzejmie Suchecki.
Spojrzała na niego z wyraźną niechęcią.
– Nie interesuję się takimi sprawami, proszę pana.
Suchecki przez chwilę przyglądał się pani Dorocie z miną człowieka, zastanawiającego się nad tym, czy w dalszym ciągu bawić się z dziećmi w ślepą babkę, czy też zakończyć już te igraszki i iść do domu.
– Jeżeli w małżeństwie coś się zaczyna psuć – powiedział bardzo poważnie – to zazwyczaj i jedna, i druga strona szuka pocieszenia poza domem.
– A kto panu powiedział, że pomiędzy Joanną a jej mężem coś się psuło? – spytała agresywnie Kruszewska.
– Pani – odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem Suchecki.
– Ja?
– Tak,