Dziennik 1953-1969. Witold Gombrowicz
mnienia polskie. Wędrówki po Argentynie" target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_c628ee78id411u5824la8c2t125377a58be2.jpg"/>
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2013
Posłowie
Jerzy Franczak
Pajac, mędrzec, blagier
Spis treści
Posłowie. Jerzy Franczak: Pajac, mędrzec, blagier
Ważniejsze studia o Dzienniku (Jerzy Franczak)
Opieka redakcyjna: ANITA KASPEREK
Redakcja: MAŁGORZATA NYCZ / MARIA ROLA
Projekt okładki i układ typograficzny: PRZEMYSŁAW DĘBOWSKI
Redakcja techniczna: BOŻENA KORBUT
Skład i łamanie: Edycja
Tekst oparto na wydaniu:
Witold Gombrowicz Dzieła, red. nauk. Jan Błoński, tom VII Dziennik 1953–1956, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986, tom VIII Dziennik 1957–1961, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988 oraz Dziennik 1961–1969, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997
Tekst opracowała Zofia Górzyna
© Copyright by Rita Gombrowicz & Institut Littéraire
All rights reserved
© Copyright by Wydawnictwo Literackie 1997, 2007
ISBN 978-83-08-05127-6
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
tel. (+48 12) 619 27 70
fax. (+48 12) 430 00 96
bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40
e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Słowo wstępne[1]
Tom niniejszy obejmuje teksty mego dziennika, drukowanego w ,,Kulturze” – uzupełnione fragmentami dotąd nie ogłoszonymi. Pozostało mi jeszcze coś w zapasie, ale tej reszty – bardziej prywatnej – wolę nie zamieszczać. Nie chcę narażać się na kłopoty. Może kiedyś… Później.
Dziennik ten to pisanina dość bezładna, z miesiąca na miesiąc – zapewne nieraz się powtarzam, nieraz sobie zaprzeczam. Uładzić to? Oczyścić? Wolę aby nie było zanadto wylizane.
Dwa artykuły z tych lat zostały zamieszczone na końcu książki ponieważ łączą się z problematyką dziennika i życiem moim z tego okresu.
Witold Gombrowicz
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
1953
[1][2]
Poniedziałek
Ja.
Wtorek
Ja.
Środa
Ja.
Czwartek
Ja.
Piątek
Józefa Radzymińska dostarczyła mi wielkodusznie kilkunastu numerów „Wiadomości” i „Życia”, a zarazem wpadło mi w ręce kilka egzemplarzy prasy krajowej. Czytam te polskie gazety jak opowieść o kimś doskonale i blisko znanym, kto jednak nagle wyjechał, na przykład do Australii i tam doświadcza dziwnych przygód… które o tyle już nie są rzeczywiste iż dotyczą kogoś innego i nowego, będącego jedynie w stanie luźnej identyczności z dawniej znaną nam osobą. Tak silna jest obecność czasu na tych stronicach, że odzywa się w nas głód bezpośredniości, chęć życia i niedoskonałej chociażby realizacji. Lecz życie jest jak za szkłem – oddalone – wszystko jakby nie nasze już, jakby widziane z pociągu.
Gdybyż dał się słyszeć w tym królestwie przemijającej fikcji głos rzeczywisty! Nie – to albo echa sprzed lat piętnastu, albo wyuczone śpiewy. Prasa krajowa, śpiewając na obowiązującą nutę, milczy jak grób, jak otchłań, jak tajemnica, a prasa emigracyjna jest – poczciwa. Niewątpliwie duch spoczciwiał nam na emigracji. Prasa emigracyjna przypomina szpital, gdzie rekonwalescentom daje się tylko lekko strawne zupki. Po cóż rozdrapywać rany? Dlaczego dokładać jeszcze surowości do tej, którą namaściło nas życie i, zresztą, czyż nie powinniśmy zachowywać się grzecznie skoro dostaliśmy klapsa?… Panują więc tutaj wszystkie chrześcijańskie cnoty, dobroć, ludzkość, litość, poszanowanie człowieka, umiar, skromność, przyzwoitość, rozwaga, rozsądek i wszystko co się pisze jest przede wszystkim dobrotliwe. Tyle cnót! Nie byliśmy tak cnotliwi gdyśmy mocniej trzymali się na nogach. Nie ufam cnocie tych, którym się nie udało, cnocie zrodzonej z biedy i cała ta moralność przypomina mi słowa Nietzschego: „Złagodzenie naszych obyczajów jest następstwem naszego osłabienia”.
W przeciwieństwie do głosu emigracji, głos Kraju rozlega się ostro i kategorycznie, aż trudno uwierzyć, aby to nie był głos prawdy i życia. Tu przynajmniej wiadomo o co chodzi – białe i czarne, dobre i złe – tutaj moralność brzmi gromko i bije jak pałka. Ten śpiew byłby wspaniały gdyby śpiewacy nie byli nim przerażeni i gdyby nie czuło się w ich głosie drżenia,