Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
w piasku czy w glinie.
Zabrano zwłoki. Milicyjne radiowozy odjechały. Na „placu boju” pozostał Downar w towarzystwie porucznika Olszewskiego, sierżanta Pakuły i pani Jankowskiej.
Energicznie zabrali się do roboty. Trzeba było dokładnie obejrzeć wszystko to, co znajdowało się w mieszkaniu. Pracowali w pocie czoła, nic jednak ciekawego nie znaleźli. Dużo różnych czasopism polskich i zagranicznych, sztuki teatralne i telewizyjne, odbite na powielaczu, słuchowiska radiowe, ogromne ilości fotografii. Na odwrocie trzech powiększonych zdjęć, na których uwiecznione zostały trzy ładne, roześmiane dziewczyny, dedykacje: „Najdroższemu Romeczkowi na pamiątkę rozkosznych chwil Lilka”, „Ukochanemu Romciowi w dowód dozgonnej przyjaźni Mariola”, „Najbardziej uroczemu ze wszystkich uroczych chłopców Magda”.
Downar wsunął do portfelu te zdjęcia i powiedział:
– To się nazywa mieć powodzenie u kobiet.
– Właśnie – przytaknął Olszewski. – Można mu pozazdrościć.
– Zmęczona jestem – jęknęła pani Jankowska. – Panowie jeszcze długo?
– Zaraz kończymy – zapewnił ją skwapliwie Downar. – Bardzo panią przepraszamy i dziękujemy za pomoc.
– To mogę już iść do siebie?
– Tak. Sporządzimy tylko krótki protokół i zaraz panią odprowadzimy na górę.
– Nie trzeba. Sama dojdę. Nie jestem jeszcze niedołężna.
Kiedy zostali sami, Olszewski wyjął z kieszeni paczkę zawiniętą w gazetę.
– Co to jest? – spytał Downar.
– Znalazłem koszulkę tak samo znaczoną czerwonym tuszem.
– Pokażcie.
Olszewski podał koszulkę.
– Tak samo znaczona – powtórzył.
– Rzeczywiście. Z tego wynika, że tamten facet mówił prawdę. Pożyczył koszulkę Godlewskiemu.
– Z tego także wynika, że dziewczyna zamordowana w pogotowiu nie otrzymała tej koszulki od Godlewskiego – uzupełnił Olszewski.
– To jasne. Trzeba zwolnić Pawelskiego. W tej chwili nie ma podstaw, żeby go zatrzymywać. Jak najprędzej musimy odszukać Godlewskiego.
– Sądzicie, że to on zabił swą byłą żonę? – spytał Olszewski.
Downar potrząsnął głową.
– Wątpię. We własnym mieszkaniu? Tyle jest wygodniejszych i bezpieczniejszych miejsc.
– Co robimy? – spytał Pakuła, który stał na uboczu i przyglądał się kwitnącym różom. Lubił kwiaty.
– Ja muszę jeszcze pogadać z Pawelskim – odparł Downar – a wy zajmijcie się zabezpieczeniem mieszkania. Chciałbym także, żeby przez dzisiejszą noc ten teren był pod ścisłą obserwacją. Musicie to zorganizować. Gdyby pokazał się Godlewski, natychmiast z nim do komendy i telefon do mnie. Zresztą to są późniejsze sprawy. Po rozmowie z Pawelskim jeszcze tu do was wrócę. Chciałbym, żebyście sobie obejrzeli cały teren dookoła domu. A nuż znajdzie się coś ciekawego.
– A może dzisiaj wróci ten dentysta – powiedział Olszewski. – Wydaje mi się, że od niego moglibyśmy się czegoś dowiedzieć o Godlewskim.
* * *
Autor piosenek był oburzony.
– To skandal. Nie mieliście prawa mnie aresztować. Złożę skargę na działalność milicji.
– Nie mogę zrobić nic innego, jak tylko przeprosić pana – powiedział uprzejmie Downar. – Zamordowana dziewczyna miała na sobie pańską rzecz i w tej sytuacji musiałem pana chwilowo zatrzymać. Sprawa się wyjaśniła o tyle, że pańską koszulkę znaleźliśmy w mieszkaniu pana Godlewskiego.
– No proszę! Przekonał się pan, że mówiłem prawdę.
– Tak. Jednakże fakt pozostaje faktem, że denatka miała na sobie bluzeczkę zrobioną z innej pańskiej koszulki. Wskazuje na to identyczne znakowanie. Od kogo mogła ją dostać?
– Nie mam pojęcia. W każdym razie nie ode mnie.
– To może od pańskiej żony?
– Nie wiem.
– Gdzie mógłbym się zobaczyć z pańską żoną?
– Pojechała do Sopotu. Ale wolałbym, żeby panowie nie mieszali do tej sprawy mojej żony. Jest bardzo wrażliwa, zdenerwuje się.
– Bardzo żałuję, ale to niemożliwe. Musimy zidentyfikować zwłoki. Czy nie wie pan, gdzie mógłbym znaleźć pana Godlewskiego?
– Nie mam pojęcia.
Downar wyjął z portfela zdjęcia.
– Zna pan te dziewczyny?
– Nie.
– Jest pan tego pewien?
– Najzupełniej.
– A co pan może powiedzieć na temat pożycia małżeńskiego państwa Godlewskich?
– No cóż… – autor piosenek rozłożył ręce. – Nie było to dobrane małżeństwo. Rozeszli się. Już z półtora roku temu.
– Dlaczego się rozeszli?
– Dokładnie nie wiem. Po prostu chyba nie pasowali do siebie. Niezgodność charakterów, jak to się mówi.
– Nie mieli dzieci?
– Na szczęście nie.
– Na czym, według pana, polegała ta „niezgodność charakterów”?
Pawelski zrobił zakłopotaną minę.
– Bo ja wiem… Dosyć trudno to określić. Wydaje mi się, że po prostu Romek za wcześnie się ożenił. To trochę lekkomyślny chłopak, lubi się zabawić, lubi sobie poflirtować.