Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
wartościowe informacje o nim. Realizacja planu budowy sondy wymagałaby ogromnych inwestycji, a korzyści byłyby minimalne. Plan miał raczej czysto symboliczne znaczenie i wielkie mocarstwa po prostu nie były nim zainteresowane. Pozostali trzej stali członkowie ROP głosowali za jego przyjęciem tylko dlatego, że przydałaby się im nowa technologia napędu.
– No i ROP ma rację – stwierdził Wade.
Wszyscy żałowali w milczeniu, że program Klatka Schodowa wylądował w koszu. Najbardziej zawiedziona była Cheng Xin, ale pocieszała się myślą, że chociaż jest młoda i nie może się pochwalić żadnymi osiągnięciami, udało się jej doprowadzić swój pomysł do takiego etapu. Nie było tak źle, a już z pewnością przeszło to jej oczekiwania.
– Pani Cheng, ma pani smutną minę – powiedział Wade. – Widocznie myśli pani, że zarzucamy program Klatka Schodowa.
Oczy wszystkich zwróciły się na niego.
– Otóż nie. – Wade wstał i zaczął się przechadzać po sali konferencyjnej. – Od tej pory, czy jest to plan Klatka Schodowa, czy jakikolwiek inny, nie przestajecie nad nim pracować, dopóki nie powiem wam, że kończymy. Zrozumiano? – Porzucił zwykły obojętny ton i zawył jak rozwścieczony dziki zwierz: – Będziemy iść naprzód! Naprzód! Nic nas nie powstrzyma!
Szedł akurat za Cheng Xin. Czuła się tak, jakby za jej plecami doszło do erupcji wulkanu. Skuliła się i o mało sama nie krzyknęła.
– Jaki jest nasz następny krok? – zapytał Wadimow.
– Wyślemy kogoś. – Wade wrócił do swojego normalnego, spokojnego, wypranego z emocji tonu.
Dopiero po chwili reszta osób zebranych w sali, nadal pod wrażeniem jego wybuchu, zrozumiała, co powiedział. Nie mówił o wysłaniu kogoś do ROP, ale z Układu Słonecznego. Proponował wysłanie zwiadowcy do odległego o rok świetlny ponurego, lodowatego Obłoku Oorta, by szpiegował flotę trisolariańską.
Wade zasiadł na swoim miejscu, odepchnął się od nogi stołu i przesunął krzesło do tyłu, by znaleźć się za plecami podwładnych. Ale nikt nie kwapił się, by zabrać głos. Była to powtórka zebrania sprzed tygodnia, kiedy przedstawił pomysł wysłania sondy w stronę floty trisolariańskiej. Wszyscy trawili jego słowa i starali się rozwiązać tę zagadkę. Niebawem doszli do wniosku, że jego pomysł nie jest tak absurdalny, jak początkowo się wydawało.
Hibernacja była już względnie dojrzałą technologią. Można było odbyć podróż w stanie zawieszenia funkcji życiowych. Przy założeniu, że pasażer ważyłby siedemdziesiąt kilogramów, zostawało sto dziesięć kilogramów na sprzęt do hibernacji i kadłub, który przypominałby trumnę. Ale co potem? Jak obudziliby tę osobę po dwustu latach, gdy sonda spotkałaby się z flotą trisolariańską, i co miałaby ona wtedy robić?
Zastanawiali się nad tym wszyscy zebrani, ale nikt się nie odezwał. Mimo to Wade zdawał się czytać w ich myślach.
– Musimy posłać przedstawiciela ludzkości w samo serce wroga – powiedział.
– Żeby tak się stało, Trisolarianie musieliby przechwycić sondę – zauważył Wadimow. – I zatrzymać naszego szpiega.
– To bardzo prawdopodobne. – Wade podniósł wzrok. – Nie?
Zebrani w sali konferencyjnej zrozumieli, że mówi do sofonów krążących wokół nich niczym duchy. W tym zebraniu „uczestniczyły” też inne niewidzialne istoty, znajdujące się na świecie odległym o cztery lata świetlne. Ludzie tak przywykli do obecności sofonów, że zapominali o nich. Gdy sobie o tym przypominali, oprócz strachu ogarniało ich też coś w rodzaju poczucia nieistotności, jakby byli mrowiskiem, które jakieś okrutne dziecko dla zabawy ogląda przez lupę. Trudno było zachować pewność siebie, gdy każdy miał świadomość, że bez względu na to, z jakimi wystąpi planami, wróg wszystkiego się dowie, zanim zdąży je wyjaśnić swemu przełożonemu. Ludzkość musiała się przyzwyczaić do wojny, w której wszystko było przezroczyste dla wroga.
Teraz jednak wydawało się, że Wade nieco zmienił sytuację. W jego scenariuszu to, że wróg znał plan, było korzystne. Trisolarianie będą znali każdy szczegół trajektorii sondy i bez trudu będą mogli ją przechwycić. Ale nawet chociaż sofony pozwalały im dowiedzieć się wiele o ludzkości, na pewno będą zainteresowani schwytaniem jej żywego przedstawiciela, by go dokładniej zbadać.
W tradycyjnej wojnie wywiadów posłużenie się szpiegiem o znanej wrogowi tożsamości było nonsensowne. Ale ta wojna była inna. Wysłanie człowieka do floty trisolariańskiej było samo w sobie bohaterskim aktem i nie miało znaczenia, że Trisolarianie dowiedzieliby się o tym przed faktem. PAW nie musiała nawet się zastanawiać nad tym, co szpieg musiałby robić, gdyby się tam znalazł – jeśli dostałby się bezpiecznie do floty, możliwości były nieograniczone. Skoro Trisolarianie nie potrafili ukrywać myśli i byli bezbronni wobec wszelkich podstępów i forteli, pomysł Wade’a był tym bardziej atrakcyjny.
„Musimy posłać przedstawiciela ludzkości w samo serce wroga”.
Fragment Przeszłości poza czasem
Hibernacja: człowiek po raz pierwszy przekracza czas
Nowa technologia może przekształcić społeczeństwo, ale na początku jej istnienia niewiele osób jest w stanie zrozumieć jej pełny potencjał. Na przykład komputer po wynalezieniu był po prostu narzędziem zwiększającym efektywność pracy i niektórzy uważali, że całemu światu wystarczy pięć takich urządzeń. Tak samo było z hibernacją. Zanim stała się faktem, sądzono, że da ona tylko osobom cierpiącym na nieuleczalne choroby możliwość szukania skutecznych terapii w przyszłości. Po głębszym namyśle ludzie doszli do wniosku, że może się stać użyteczna również podczas podróży międzygwiezdnych. Kiedy jednak nauka ją urzeczywistniła, to przez soczewkę socjologii dostrzeżono, że hibernacja kompletnie zmieni oblicze ludzkiej cywilizacji.
Wszystko to opierało się na jednej myśli: „Jutro będzie lepiej”.
Była to stosunkowo nowa wiara, skutek kilku ostatnich przedkryzysowych stuleci. Wcześniej przeświadczenie o stałym postępie byłoby śmieszne. W porównaniu z antycznym Rzymem sprzed tysiąca lat średniowieczna Europa była uboga pod względem materialnym i intelektualnym. W Chinach ludziom żyło się gorzej za czasów Wei, Jin oraz Dynastii Południowych i Północnych niż za panującej przed nimi dynastii Han, a za dynastii Yuan i Ming było dużo gorzej niż za wcześniejszych dynastii Tang i Song. Jednak po rewolucji francuskiej postęp stał się stałą cechą społeczeństwa i wiara ludzi w przyszłość była silniejsza.
Wiara ta osiągnęła szczyt w przededniu kryzysu trisolariańskiego. Jakiś czas przedtem zakończyła się zimna wojna i chociaż nadal istniały problemy, takie jak degradacja środowiska, nie były aż tak dokuczliwe. Materialne warunki życia poprawiały się w szybkim tempie i zdawało się, że będzie tak już zawsze. Gdyby ktoś przeprowadził wśród ludzi ankietę, jak wyobrażają sobie przyszłość, to w odniesieniu do tego, co będzie za dziesięć lat, odpowiedzi mogłyby się różnić, ale niewiele osób wątpiłoby, że za sto lat ludzkość będzie żyła w raju. Łatwo było dojść do takiego przekonania – wystarczyło porównać swoje życie z życiem przodków przed stu laty!
Skoro można było poddać się hibernacji, po co trwać w teraźniejszości?
Z punktu widzenia socjologii taki przełom w biotechnologii, jakim było klonowanie ludzi, był dużo mniej złożony niż hibernacja. Owszem, klonowanie budziło zastrzeżenia moralne, ale mieli je głównie ci, na których poglądy etyczne wpływ wywarło chrześcijaństwo. Natomiast kłopoty z hibernacją miały charakter praktyczny i dotyczyły całej ludzkości. Po komercjalizacji tej technologii ci, których byłoby na to stać, mogliby się