Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg
równo. Na zabazgranym do ostatniej strony notatniku było trochę krwi. Martin nachylił się, żeby sprawdzić, co tam nakreślono tyle razy. Ignoto militi. Nic mu to nie mówiło. Ostrożnie wyciągał po kolei szuflady biurka i przeglądał zawartość. Nic nie wzbudziło jego zainteresowania. Mógł tylko stwierdzić, że najwyraźniej pracowali przy nim obaj, tak jak dzielili zamiłowanie do porządku.
– Nie sądzisz, że to dziwactwo?
Gösta pokazał Martinowi zawartość jednego z segregatorów. Wszystkie kartki były ułożone niezwykle starannie. Na pierwszej stronie Erik lub Axel pieczołowicie notowali, co znajduje się pod każdą zakładką.
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie mam takiego porządku w papierach – zaśmiał się Martin.
– Zawsze uważałem, że z ludźmi, którzy mają w domach taki porządek, coś jest nie tak. Według mnie ma to związek z przyuczaniem do nocnika w dzieciństwie czy z czymś takim…
– Może i tak. – Martin uśmiechnął się. Gösta bywał bardzo dowcipny, najczęściej zupełnie niezamierzenie. – Znalazłeś coś? Bo ja nic. – Wsunął ostatnią szufladę.
– Jak dotąd nic. Rachunki, umowy, i tak dalej. Wiesz, trzymali rachunki za prąd od niepamiętnych czasów, według dat. – Gösta potrząsnął głową. – Przejrzyj to.
Sięgnął do regału stojącego za biurkiem po wielki, gruby segregator z czarnym grzbietem i podał go Mar-tinowi.
Martin wziął segregator i usiadł na krześle. Gösta miał rację. Porządek w papierach mieli idealny. Przejrzał wszystko, kartka po kartce. Już ogarniało go zniechęcenie, gdy dotarł do litery P. Rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że pod P mowa o „Przyjaciołach Szwecji”. Martin z zainteresowaniem przerzucał kartki. W prawym górnym rogu każdej z nich widniało logo: korona na tle powiewającej flagi Szwecji. Wszystkie listy przyszły od tego samego nadawcy, Fransa Ringholma.
– Posłuchaj. – Martin zaczął głośno czytać list. Jak wynikało z daty, jeden z ostatnich. – „Mimo dawnych wspólnych dziejów nie mogę dłużej przechodzić do porządku nad faktem, że zwalczasz cele i działalność Przyjaciół Szwecji. Dotychczas, przez wzgląd na dawną przyjaźń, osłaniałem cię, jak mogłem, ale pewne elementy w łonie organizacji patrzą na to niechętnym okiem i przyjdzie czas, że nie będę już mógł cię chronić”. – Martin uniósł brew. – Dalej mniej więcej to samo. – Szybko przekartkował pozostałe listy. W sumie było ich pięć. – Wygląda na to, że Erik Frankel nadepnął na odcisk jakiejś organizacji nazistowskiej, ale, o dziwo, miał w jej szeregach obrońcę. Chyba nie ma wątpliwości, że powinniśmy porozmawiać z Fransem Ringholmem.
– Ringholm… – Gösta patrzył przed siebie w zamyśleniu. – Znam to nazwisko. – Skrzywił się. Próbował sobie przypomnieć, ale nic z tego nie wyszło. Wrócił do segregatorów.
Po ponad godzinie Martin zamknął ostatni i stwierdził:
– Nie znalazłem już nic ciekawego. A ty?
Gösta potrząsnął głową.
– Ja też nie. I nic, co by się odnosiło do tych Przyjaciół Szwecji.
Opuścili bibliotekę i poszli przeszukać pozostałą część domu. Wszędzie znajdowali wyraźne ślady zainteresowania Niemcami i drugą wojną światową. Ale nic takiego, co by mogło zainteresować policję. Dom był urządzony ładnie, choć w staroświeckim stylu, nieco już podniszczony. Na ścianach, a także na komodach i stolikach stały oprawione w stare ramki czarno-białe zdjęcia portretowe rodziców braci i innych krewnych. Odnosiło się wrażenie, że wciąż żyją. Bracia chyba niewiele w domu zmienili i stąd ten klimat staroświeckości. Wrażenie schludności psuła cienka warstewka kurzu.
– Ciekaw jestem, czy sami sprzątają, czy ktoś tu przychodzi – odezwał się Martin i przeciągnął palcem po stojącej w jednej z trzech sypialni na piętrze komodzie.
– Nie wyobrażam sobie, żeby dwaj dziadkowie po siedemdziesiątce sami sprzątali – powiedział Gösta, otwierając drzwi najbliższej szafy. – Jak sądzisz? To pokój Erika czy Axela?
Spoglądał na rząd brązowych marynarek i białych koszul.
– Erika – odparł Martin. Sięgnął po leżącą na nocnym stoliku książkę i pokazał Göście stronę tytułową, na której widniało zapisane ołówkiem nazwisko: Erik Frankel. Była to biografia Alberta Speera. – Architekt Hitlera – odczytał głośno, a potem odłożył książkę na miejsce.
– Po wojnie dwadzieścia lat spędził w więzieniu Spandau – mruknął Gösta.
Martin był zdziwiony.
– Ja też się interesuję drugą wojną światową i sporo czytałem na ten temat. Oglądam programy historyczne na Discovery i tak dalej.
Martin znów się zdziwił. Od dawna razem pracują, a dopiero teraz się dowiaduje, że Gösta ma inne zainteresowania poza golfem.
Jeszcze godzinę przeszukiwali dom, ale nic nowego nie znaleźli. Mimo to gdy wracali do komisariatu, Martin był zadowolony. Nazwisko Frans Ringholm jest jakimś punktem zaczepienia.
W Konsumie panował spokój. Patrik chodził nieśpiesznie między regałami. Czuł ulgę, że mógł wyjść z domu i pobyć sam. Mijał dopiero trzeci dzień jego urlopu ojcowskiego. Z jednej strony cieszył się, że jest z Mają, z drugiej jednak nie mógł się przyzwyczaić, że jest w domu, a nie w pracy. Nie dlatego, żeby narzekał na brak zajęć, bo szybko się zorientował, że opiekując się rocznym dzieckiem, ma pełne ręce roboty. Problem polegał na tym, że nie było to zbyt… inspirujące, co stwierdził z pewnym zawstydzeniem. To niesamowite, jaki człowiek jest uwiązany, nie może nawet spokojnie pójść do ubikacji, bo Maja staje pod drzwiami i waląc piąstkami, woła: „Tata, tata, tata”, dopóki nie da za wygraną i nie otworzy. A potem obserwuje go z ciekawością podczas czynności, które dotąd wykonywał zawsze w samotności.
Poczuł wyrzuty sumienia, że poprosił Erikę o chwilowe zastępstwo, ale usprawiedliwił się sam przed sobą: przecież może pracować, bo Maja śpi. Może jednak powinien na wszelki wypadek zadzwonić do domu i sprawdzić. Sięgnął do kieszeni po komórkę i w tym momencie przypomniał sobie, że została na stole w kuchni. Cholera jasna! Trudno, na pewno nic złego się nie dzieje. Podszedł do regału z jedzeniem dla dzieci i zaczął oglądać słoiczki. Duszona wołowina w sosie śmietanowym, ryba w sosie koperkowym, chyba nie… Spaghetti z sosem mięsnym, to już lepiej. Niech będzie pięć słoiczków. A może sam powinien gotować dla Mai? Uznał, że to dobry pomysł, i odstawił na półkę trzy słoiczki. Mógłby od razu nagotować więcej, Maja siedziałaby sobie obok i…
– Niech zgadnę… To typowy błąd nowicjusza: zastanawiasz się, czy nie powinieneś sam gotować.
Głos wydał mu się znajomy, ale dziwnie nie na miejscu. Odwrócił się.
– Karin? Cześć! Co ty tu robisz?
Nie spodziewał się, że w Konsumie we Fjällbace spotka byłą żonę. Ostatnio widzieli się, gdy się wyprowadzała z ich wspólnego szeregowca w Tanumshede, by zamieszkać z mężczyzną, z którym ją nakrył w sypialni. Stanęła mu przed oczami ta scena, ale natychmiast znikła. To było tak dawno. Stara sprawa.
– Kupiliśmy tu z Leifem dom, w Sumpan.
– Co ty powiesz? – Patrik starał się ukryć zaskoczenie.
– Tak. Gdy się urodził Ludde, postanowiliśmy zamieszkać bliżej rodziców Leifa. – Wskazała na sklepowy wózek, w którym, Patrik dopiero teraz to spostrzegł, siedział mały szkrab, uśmiechnięty od ucha