Gra luster. Andrea Camilleri

Gra luster - Andrea  Camilleri


Скачать книгу
jechać w objazd po wyspie. Chyba pracuje jako przedstawiciel jakiejś firmy komputerowej. Szczerze powiedziawszy, to nie miał za bardzo chęci złożyć skargi.

      To już chyba jakiś rodzinny wstręt do składania skarg.

      – Wytłumacz to jaśniej.

      – Zatrzymał się w barze Castiglione przed wyjazdem z Vigaty, żeby napić się kawy. Kiedy był w środku, jakiś motocyklista zbił szybę, otworzył drzwi i wyciągnął walizkę. W tym momencie pojawił się strażnik miejski, który zmusił go do spisania protokołu, bo ten Lombardo chciał jechać z rozwalonym oknem.

      – A ją widziałeś kiedyś?

      – Jeden raz. I nigdy jej nie zapomnę.

      Komisarz mógł to zrozumieć. Postanowił opowiedzieć Faziowi całą historię od chwili, kiedy zobaczył Lilianę oglądającą silnik, aż do ubiegłej nocy i podwózki porannej. Podsumował:

      – Co o tym sądzisz?

      – Panie komisarzu, może chodzić i o tuzin odrzuconych kochanków albo o cokolwiek innego, wszystko jest możliwe. Jasne, że ona doskonale wie, kto to zrobił, ale nie ma zamiaru donosić na niego.

      Nie zapytał nawet, dlaczego Montalbano tak interesuje się tą całą historią. Ale jego twarz wyrażała zakłopotanie.

      – O co chodzi?

      – Proszę wybaczyć, ale coś tu…

      Przerwał, wydawał się zagubiony.

      – Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?

      – O której godzinie mniej więcej usłyszał pan te miłosne odgłosy z pokoju pani Lombardo?

      Montalbano zastanowił się.

      – Na pewno między jedenastą a jedenastą piętnaście. Dlaczego pytasz?

      – Z pewnością się mylę – powiedział Fazio.

      – Nie ma znaczenia, mów!

      – Pamięta pan, że powiedziałem panu, kiedy po raz pierwszy widziałem Lombarda? Po raz pierwszy, bo widziałem go też ponownie.

      – A kiedy?

      – Wczoraj wieczorem około ósmej poszliśmy coś zjeść do mojej szwagierki. Wyszliśmy wpół do jedenastej. Ponieważ mieszkamy niedaleko, byliśmy bez auta. Na ulicy pałętał się jakiś pijak i nadjeżdżający samochód musiał przed nim zwolnić. To było takie duże sportowe auto i wydawało mi się, że za kierownicą siedział właśnie on, Lombardo.

      – W którą stronę jechał?

      – Do Marinelli.

      – Jesteś pewien, że to nie było zielone volvo?

      – Żartuje pan chyba!

      – Zdajesz sobie sprawę z tego, co mi właśnie powiedziałeś? To przecież niemożliwe, żeby…

      – No jasne. Pewnie się pomyliłem – uciął Fazio.

      – Komisarzu, na linii mi wisi ta pana gosposia, Adelina.

      – Połącz mnie z nią. Co się stało, Adelino?

      – Ponieważ robię wieczorem kulki ryżowe z mozzarellą, chciałabym, aby zaszczycił mnie pan wizytą u mnie w domu.

      Ogromne szczęście i nieszczęście zagościły jednocześnie w sercu Montalbana. Jedzenie kulek Adeliny było niesamowitym przeżyciem. Wystarczyło raz ich spróbować, a pamiętało się je jak raj utracony. Dlatego właśnie dzisiejszego zaproszenia do ogrodu Edenu nie było łatwo odrzucić.

      Niestety przyjął już zaproszenie Liliany na kolację i nie miał serca jej odmówić. Nawet gdyby podjął taką decyzję i tak nie mógłby nic zrobić, bo nie miał jej telefonu.

      – Dziękuję bardzo, Adelino, ale nie mogę przyjść.

      – Ale dlaczego? Będzie mój syn Pasquale, synowa i wnuczek Salvuzzo, który ma dzisiaj urodziny.

      Montalbano był chrzestnym synka Pasqualego.

      – Nie mogę, Adelino, bo już zostałem zaproszony przez moją sąsiadkę, tę z willi obok…

      – Znam ją! Rozmawiałyśmy kiedyś! Cóż to za piękna kobieta! I do tego miła i uprzejma. Jej mąż też będzie?

      – Nie, wyjechał.

      – To proszę przyjść z nią! Mówię to w pańskim własnym interesie. Zobaczy pan, jakie cuda mogą zdziałać te kulki! – I wybuchnęła znaczącym śmiechem.

      Adelina nie cierpiała Livii i z wzajemnością. Kiedy Livia przyjeżdżała na kilka dni do Marinelli, Adelina znikała i nie pokazywała się, dopóki komisarz nie został sam. Dlatego byłaby szczęśliwa, gdyby Montalbano zdradził swoją wybrankę.

      – Nie wiem, jak się z nią teraz skontaktować.

      – Niech mnie pan nie rozśmiesza! Komisarz, który nie umie znaleźć kobiety!

      I rzeczywiście, w tej chwili wpadł na pomysł, jak to może zrobić.

      – Dam znać za dziesięć minut.

      Zadzwonił do warsztatu Francischina, poprosił o telefon Liliany i po chwili już się z nią połączył.

      – To ja, Montalbano.

      – Tylko niech mi pan nie mówi, że nie może przyjść wieczorem!

      Powiedział jej o zaproszeniu Adeliny.

      – To bardzo porządni ludzie – dodał.

      Pominął fakt, że Pasquale był notorycznym przestępcą i że dwa czy trzy razy on sam posłał go do więzienia.

      – Świetnie. Te kulki to takie jak te sprzedawane na promie?

      Komisarz oburzył się.

      – Proszę nie bluźnić.

      Liliana zaśmiała się.

      – O której pan po mnie przyjedzie?

      – Wpół do dziewiątej?

      – Świetnie, ale to nie anuluje mojego zaproszenia.

      – Nie rozumiem.

      – Jestem panu nadal dłużna kolację u mnie.

      Potem uprzedził Adelinę, że przyjedzie z panią Lombardo.

      Gosposia była przeszczęśliwa.

      U Enza, ze względu na wieczorne przysmaki, zjadł mało, pomijając przystawki i ograniczając się tylko do drugiego dania.

      Ale i tak wybrał się na spacer po molo, tym razem nie w celu trawiennym, ale medytacyjnym.

      To, że Fazio widział męża Liliany, podczas gdy ona oddawała się kochankowi, zaniepokoiło komisarza.

      Jasne, Fazio przyznał, że się pomylił, ale tak mu nakazywała logika. Przecież jeśli Lombardo był w Vigacie, to nic nie odbyłoby się tak spokojnie jak w rzeczywistości. Ale jego pierwsza intuicja, gliniarza, sprawiła, że rozpoznał Lombarda w jego własnym sportowym aucie. Montalbano bardzo ufał intuicji Fazia. Należałoby zatem wziąć pod uwagę, przynajmniej teoretycznie, hipotezę, że Lombardo tego wieczoru wracał do Marinelli z kilkudniowej podróży.

      Jak zatem wytłumaczyć to, że nie nakrył Liliany z innym mężczyzną? Chyba że nie zrobił tego celowo?

      Odpowiedź numer jeden: Lombardo nie jechał do domu, ale w stronę Montereale, Fiakki lub Trapani, albo dokąd tylko on sam wiedział. Spieszył się, dlatego nie brał pod uwagę nawet najkrótszej przerwy, żeby przywitać się z żoną.

      Ale to nie miało sensu, ponieważ jadąc tą drogą, siłą rzeczy musiał przejechać


Скачать книгу