Czyściciel 2: Skok. Inger Gammelgaard Madsen

Czyściciel 2: Skok - Inger Gammelgaard Madsen


Скачать книгу
2: SkokSaga

      Czyściciel 2: Skok

      Przełożyła

      Anna Sowa

      Tutuł oryginału

      Sanitøren 2: Springet

      Copyright © 2017, 2019 Inger Gammelgaard Madsen i SAGA Egmont

      Wszystkie prawa zastrzeżone

      ISBN: 9788726146059

      1. Wydanie w formie e-booka, 2019

      Format: EPUB 2.0

      Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

      SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

      Słońce już wzeszło, kiedy Roland Benito i Mark Haldbjerg jechali z Horsens do siedziby NPJS na placu przy głównej stacji kolejowej w Aarhus.

      ‒ Wydaje się, że to jedno z najłatwiejszych nagłych wezwań, jakie miałem. Z tego, co zaobserwowałem, nie ma śladów nieczystej gry. Nie wygląda, żeby tych dwóch policjantów odegrało w zdarzeniu jakąkolwiek rolę – powiedział Mark, przełamując ciszę, jaka panowała między nimi, odkąd opuścili budynek, w którym strażnik więzienny Julius Habekost popełnił samobójstwo, wyskakując z okna na czwartym piętrze.

      ‒ Powinniśmy wytknąć im fakt, że George Marsh pozwolił, żeby Leif Skovby sam wszedł do mieszkania, a on zajął się w tym czasie rozmową z sąsiadką na korytarzu – tą starszą panią, która zadzwoniła ze skargą na hałas.

      Mark uśmiechnął się ostrożnie.

      ‒ Nie było zbyt łatwo uwolnić się od rozmowy z nią, kiedy już zaczęła mówić. Sami się o tym przekonaliśmy.

      Roland też się uśmiechnął. Niezła z niej była aparatka, prawie 80-letnia wdowa, Astra Bernt. Wyglądała, jakby uciekła wprost z klasycznego, duńskiego serialu telewizyjnego, Matador, choć nie mógł zdecydować, którą ze starszych bohaterek najbardziej przypominała. Może tak mu się kojarzyła, bo jej mieszkanie urządzone było bardzo podobnie do tych w serialu: miała taką samą kolorową tapetę i ciężkie zasłony, które były w modzie w latach 30., a w tych właśnie latach osadzony był serial.

      Kilka razy powtórzyła, że nie należy do wrażliwych osób, i zazwyczaj większy hałas nie powoduje, że od razu dzwoni na policję, ale tym razem brzmiało to tak, jakby działo się coś złego. Coś spadło na ziemię i rozbiło się, ale nikt nie otworzył, kiedy zapukała do drzwi Juliusa Habekosta. Nie słyszała, aby ktoś wchodził lub wychodził. Tych dwóch policjantów powiedziało, że jej sąsiad wyskoczył z okna i zginął na miejscu. Była najlepszym świadkiem, jakiego mieli, bo ani na chwilę nie spuszczała ich z oczu. Poza chwilą, kiedy Leif Skovby wyważył drzwi kopnięciem, czym umożliwił sobie wejścia do środka.

      ‒ Zastanawiam się, czy kłamała o tym hałasie. Nie było tam nic przewróconego ani rozbitego. Nie wyglądało jak chaos, który opisywała. Obaj funkcjonariusze potwierdzili, że całe mieszkanie było czyste i schludne – powiedział Mark, pocierając oko.

      Roland także czuł już piasek pod powiekami.

      ‒ Mnie też to zastanawia. Może ten hałas dobiegał z innego mieszkania. Sama powiedziała, że słuch ma już nie ten co kiedyś.

      ‒ Jeśli tak, byłby to naprawdę dziwny zbieg okoliczności. Musimy poczekać na wyniki autopsji Habekosta. Jeśli z kimś walczył, koroner coś znajdzie – obiecał Mark.

      Roland zaparkował samochód. Jeździli jednym ze służbowych pojazdów NPJS. Miał tygodniową zmianę, co oznaczało, że musiał wrócić tym samochodem do domu, aby w razie nagłej potrzeby móc odpowiedzieć na zgłoszenie.

      ‒ Może i tak, ale co z obrażeniami po upadku z 20 metrów na beton? Jego twarz była całkowicie strzaskana.

      ‒ Prawda, ale jeśli doszło do bójki i jeśli próbował się bronić, to może mieć śladowe ilości DNA pod paznokciami. Albo jakieś inne ślady.

      Mark otworzył drzwi i wysiadł. Pochylił się, aby spojrzeć na Rolanda, który wciąż siedział w samochodzie.

      ‒ Przynajmniej jutro jest sobota, można trochę dłużej pospać. Jedź ostrożnie, miłej zmiany, Roland.

      ‒ Tobie też. Miejmy nadzieję, że to będzie spokojny weekend.

      Kiedy Mark pożegnał się i zamknął drzwi, Roland włączył radio. To był długi dzień, więc znalazł relaksującą muzykę na podróż z powrotem do swojego pięknego, podmiejskiego domu w Hojbjerg. Mark miał rację, cudownie, że był już weekend.

      Angolo podniósł nieznacznie łeb z koszyka w kuchni i leniwie machnął ogonem, kiedy Roland podrapał go za uchem. Na szczęście nie szczeknął, mógłby obudzić Irene.

      Lekko się poruszyła, gdy cicho ułożył się przy niej na podwójnym łóżku po szybkiej wizycie w łazience, gdzie umył się tylko pod pachami i przebrał bieliznę. Ustawił budzik na siódmą rano. Marianna miała przyjechać następnego dnia rano. Spędzała weekend z rodzicami mamy.

      Vicki i Tim zarezerwowali dwuosobowy pokój w hotelu ze spa w Niemczech na romantyczny weekendowy wypad. Był to prezent, który zasugerowała im Irene z okazji 12 i pół rocznicy ślubu, tak zwanych jedwabnych godów, którą obchodzili w zeszłym tygodniu. Bardzo się cieszyli na ten wyjazd. Roland pragnął pojechać na taki romantyczny wypad z Irene.

      Słońce pięło się powoli do góry, rzucając wczesne promienie na zasłonę. Nie rozumiał, jak mogła spać, kiedy ptaki tak głośno śpiewały w ogrodzie. Był pewien, że sam nie będzie mógł zasnąć.

      Irene potrząsała nim, aż się obudził. Przespał budzik. Marianna była już na miejscu i właśnie wychodziła z Angolo na spacer.

      Siedząc na brzegu łóżka, Roland pocierał twarz obiema rękami, próbując się do końca obudzić. Coś mu się śniło. Co to dokładnie było? Sprawiło, że czuł się nieswojo, tak jakby sen chciał mu powiedzieć coś ważnego. Próbował przypomnieć sobie, co się stało, ale wydarzenia ze snu nie chciały nabrać kształtu i sensu. Miało to związek ze spadaniem, dalej i dalej, w nieznane, z obrazem zbliżającej się ziemi i żywą świadomością, że zaraz cię uderzy – i wtedy się obudził. Spojrzał na budzik i zastanowił się, w jaki sposób sen może przynieść tyle różnych wrażeń w mniej niż pół godziny.

      Wrócił do łazienki po stopery do uszu schowane w szafce z lekami, bo uświadomił sobie, że śpiew ptaków jest za głośny i nie pozwala mu zasnąć. Za cztery miesiące pewnie za tym zatęsknię, pomyślał, wkładając dwie miękkie zatyczki do uszu. Próbował wrócić do snu. Pewnie samobójstwo strażnika tak zadziałało na jego podświadomość, to jedyne możliwe wyjaśnienie. Co sprawia, że facet prawie w jego wieku wyskakuje z okna na czwartym piętrze, żeby się zabić?

      Przypomniał sobie, że znalezienie odpowiedzi na to pytanie nie jest jego obowiązkiem, on miał tylko ocenić, czy tych dwóch policjantów odegrało jakąkolwiek rolę w zajściu, a na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie. Dlaczego więc podświadomość nie pozwalała mu odpocząć?

      ‒ Masz stopery? – zapytała zdziwiona Irene, stając w drzwiach. Wyciągnął je z uszu i odłożył na nocny stolik.

      ‒ Nie mogłem zasnąć przez ptaki.

      ‒ Późno wróciłeś? Nie słyszałam, kiedy wszedłeś.

      ‒ Tak, było późno – albo raczej wcześnie. Na szczęście to raczej sprawa do zamknięcia. Samobójstwo. Dwóch policjantów wezwano w związku z zakłócaniem porządku przez nadmierne hałasowanie w mieszkaniu ofiary. Wygląda na to, że skoczył przez okno, zanim zdołali dostać się do środka. Tylko dlaczego miałby popełniać samobójstwo?

      Irene usiadła obok niego na łóżku i delikatnie pogładziła go po plecach, tak samo, jak głaskała czasami Angolo.

      ‒ Pamiętaj, co ci zawsze powtarzam.

      ‒ Musisz być bardziej konkretna.

      ‒ Żebyś się zbytnio nie angażował. Jesteś śledczym w NPJS, nie pracujesz już w policji. A to, dlaczego się zabił, musi wyjaśnić policja. Ty musisz tylko ustalić, czy funkcjonariusze działali zgodnie z regulaminem.

      Pocałował


Скачать книгу