Grzech. Nina Majewska-Brown
Może się okaże, że wolę dziewczyny albo chcę być sama! To moje życie.
– Jezusie, Maryjo, ty mi tu nawet nie myśl, że możesz być gejem.
– Nie mogę być.
– I chwała Panu! Dzięki Ci, Jezusiku słodki. Ale się zlękłam.
– Mogę być co najwyżej lesbijką.
– A co to takiego?
– Gejem jest facet, a kobieta lesbijką.
– Chryste Panie, co ludzie we wsi powiedzą? Jak ja się w kościele pokażę? Przecież wielebny nas wyklnie.
– Nikt cię nie wyklnie, bo nie mam zadatków na lesbijkę…
– To na co takie głupoty gadasz?
– Żebyś się ode mnie odczepiła.
– Przecież ja tylko twojego dobra chcę. Aśka to miła dziewczyna. Powiedziała nawet, że na zakupy może z tobą pojechać, bo te twoje ciuchy to już niemodne.
– Przestań! Czy ty siebie słyszysz? Może ty się z nią najpierw umów, a dopiero potem myśl o mnie, co?
– A żebyś wiedziała. Dopiero ci oko zbieleje! Bo z tobą to na zakupy iść się nie da!
– Nie da się, bo nigdy nie chcesz!
– A bo ty się na tym znasz?
– Czyli teraz potrzebujesz stylistki, tak?
– Ztylizki czy nie, ale życie jest krótkie i jak ja o siebie nie zadbam, to już nikt o mnie nie pomyśli.
– Oczywiście, ani o zakupach do domu, które codziennie robię, ani o twoich zwierzakach, które karmię.
– A widzisz? Mnie w tym wszystkim nie ma! Z ojcem myślicie tylko o sobie!
– Mamo, mam dosyć. Wyobraź sobie, że dziś nie wróciłam do domu i niestety musisz sama zająć się kurami i ojcem.
– No wiesz ty co? Nie dość, że ojca w krzyżu łamie, to jeszcze ma na gospodarce robić! Wstydu nie masz.
– Nie ojciec, tylko ty. Przekonaj się, jak to jest, gdy się nie przesypia całego dnia.
– Wstydu nie masz.
– Rzeczywiście. Ani wstydu, ani cierpliwości. Teraz to ja idę się przespać.
To mówiąc, wstała od stołu i nie patrząc na Teresę, ruszyła do swojego pokoju. Pokoju, którego nie znosiła za sprawą infantylnej, ohydnej różowej tapety w beżowe maziaje, zwieńczonej pod sufitem seledynowym dekorem przywodzącym na myśl zwiędnięty szczypiorek. Upiorny prezent – niespodzianka na dwudzieste urodziny.
Późne czerwcowe popołudnie, rozkrzyczane ptakami moszczącymi się w gniazdach na okolicznych drzewach, roziskrzone promieniami słońca i aromatem maciejki wysianej na wiosnę pod oknem, zachęcało do wszystkiego, tylko nie do snu.
Położyła się na miękkim materacu stojącego pod oknem łóżka i bezmyślnie obserwowała wędrówkę osowiałej muchy po koślawym suficie. Doskonale wiedziała, że nie może pozwolić sobie na leniwe popołudnie, ale choć przez chwilę pragnęła wzbudzić niepokój w Teresie i zmusić ją do jakiegoś działania.
Musiała jednak przysnąć, bo gdy nagle czyjaś ręka dotknęła jej ramienia, aż się poderwała zaskoczona niespodziewaną obecnością w pokoju kogoś jeszcze. Niemal wylała trzymaną przez matkę herbatę.
Teresa postawiła wciśniętą w wiklinowy koszyczek szklankę na niewielkim okrągłym stoliku i ciężko przysiadła na łóżku.
– Córcia, co ci jest?
– Jestem zmęczona i mam dosyć twojego gadania.
– No, wiem, ja tylko tak… Człowiek w czterech ścianach siedzi, to chciałby coś więcej wiedzieć. No już, nie gniewaj się.
Teresa pulchną ręką poklepała Laurę po policzku i podała jej szklankę. Koszyczek zabezpieczał co prawda palce przed poparzeniem, ale nie uchronił ust przed pierwszym gorącym łykiem, który pozostawił bolesne piętno na gwałtownie puchnących wargach.
– Au! – Laura syknęła i odruchowo dotknęła poparzonych ust, jednocześnie strząsając z siebie resztki snu.
– Napij się, córcia, i chodź, bo kury głodne. Pójdziemy razem. Potem zobaczymy, co też dziś dają w telewizji, i spędzimy miły wieczór.
Dziewczyna niechętnie zwlokła się z łóżka, myśląc o tym, że niewątpliwie będzie to miły wieczór, dokładnie taki sam jak setki minionych i dziesiątki tych przed nią. Spędzą bezmyślne godziny przed ekranem telewizora, sącząc kolejne przesłodzone herbaty, przeżywając niewnoszące nic do ich monotonnego życia perypetie bohaterów tasiemcowych seriali i próbując podzielać emocje kolejnych uczestników beznadziejnych teleturniejów. Matka będzie komentować wszystko, ojciec dla odmiany nie odezwie się ani słowem.
Nikt ich nie odwiedzi, nikt nie zadzwoni, nic się nie wydarzy.
Z ociąganiem zabrała się do przygotowywania codziennej porcji pszenicy dla drobiu, rarytasu, za którym, w przeciwieństwie do gotowych pasz, kury wręcz przepadały.
Gdy otworzyła ciężkie drzwi prowadzące z sieni na podwórze, zmierzch rozświetliły pulsujące niebieskie światła migające za linią przydrożnych drzew na jezdni prowadzącej do Wsiowa.
Co to ma znaczyć?!
– Możesz sprecyzować?
– Nie przeginaj!
– Nie wiem, o co ci chodzi, ale jak powiesz, po co dzwonisz, być może zdołam się do tego ustosunkować.
– Czy tobie naprawdę odbiło?
– Nie.
– Nie przerywaj mi! Co to ma znaczyć? Wyrzucasz nasze dziecko z domu?
– Nikogo nie wyrzucam, samo postanowiło zamieszkać z tobą.
– Jak to sobie wyobrażasz?
– Szczęśliwie nie muszę sobie nic wyobrażać w tej kwestii. – Nawet mnie nie uprzedziłaś.
– To była nagła sytuacja.
Jestem pewna, że nie chce znać szczegółów dotyczących tego, jak bardzo nagła.
– Nie interesują mnie wasze kłótnie. To twoja córka i masz się nią zająć.
– Jak wcześniej wspomniałeś, to nasze dziecko, więc będzie sprawiedliwie i dobrze dla jej rozwoju, jeśli tyle samo czasu spędzi z ojcem co z matką. Ze mną mieszkała pięć lat, więc teraz czas na ciebie.
– Ale ja nie mam warunków! Nicola jest mała i potrzebuje dużo przestrzeni!
– I?
– Co i? Chyba sama rozumiesz.
– Niby co?
– No, że ja nie mam warunków! Poza tym jak ona wygląda?!
– Wygląda tak, jak jej na to pozwoliłeś.
– Na nic takiego nie wyrażałem zgody!
– Nie utwierdzałeś jej przypadkiem w przekonaniu, że jej ciało to jej sprawa?
– Ale nie w kwestii różowych włosów.
– To teraz ją przekonaj do słonecznego blondu!
– Nie stać mnie na dwoje dzieciaków w domu!
– Wyobraź sobie, że mnie, od czasu, jak przestałeś płacić alimenty, nie stać nawet na jedno! Swoją drogą mogłeś wcześniej skalkulować koszt kochanki i zainwestować