Nigdy nie zapomnisz. Kathryn Croft
przynudza na temat konsekwencji złego zachowania, czuję się tylko gorzej. Nie dociera do mnie ani jedno jego słowo, bo jestem sparaliżowana strachem. Otacza mnie mnóstwo obcych ludzi, którzy najwyraźniej się znają.
Nienawidzę mamy i taty za to, że zmusili mnie do przeprowadzki. Byłam szczęśliwa w Derby, więc dlaczego wszystko musiało się zmienić? Czy ich w ogóle nie obchodzi, że teraz nie będę miała żadnych przyjaciół? Nawet tam było mi trudno rozmawiać z ludźmi, więc jaką szansę mam tutaj? Jeszcze bardziej kulę się na krześle, jakbym mogła stać się dzięki temu niewidzialna. Bez wątpienia trafiłam do piekła.
Jestem tak zagubiona we własnych myślach, że nie zauważam, gdy pan Curtis zaczyna wyczytywać nazwiska i przydziela nas pod opiekę nauczycielom, z którymi mamy się udać do sal. Czy moje nazwisko już zostało wyczytane? Mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Wszyscy inni najwyraźniej wiedzą, co robią – dlaczego tylko ja tego nie wiem? Ale potem je słyszę. Leah Mills. Co za ulga. Rozglądam się i widzę nauczycielkę – kobietę z krótkimi blond włosami ściętymi na boba – która lekko unosi rękę, by zasygnalizować uczniom, gdzie stoi. Wygląda na miłą, ale przecież i tak nie mam wyjścia, jak tylko za nią pójść. Najwyraźniej to na nią będę skazana przez całe liceum, chyba że odejdzie, umrze albo coś.
Przedarcie się przez rzędy krzeseł zajmuje mi tyle czasu, że gdy docieram do alejki, nauczycielka już się oddala, a uczniowie depczą jej po piętach jak szczury podążające za szczurołapem. Próbuję ich dogonić, ale nawet gdy docieramy do klasy, wciąż jestem w tyle. Czy właśnie tak będzie wyglądać liceum? Nieustanna walka, żeby nadążyć? Już tego nienawidzę.
Gdy wchodzimy do środka, sytuacja wcale się nie poprawia. Blond nauczycielka przydzieliła każdemu miejsce i tylko ja siedzę sama. Na domiar złego zupełnie z tyłu, w kącie przy ścianie, jakbym nic nie znaczyła i nikogo nie obchodziło, czy tutaj jestem, czy nie. Gapię się na puste miejsce obok. Wygląda, jakby ze mnie drwiło, i ledwie powstrzymuję płacz, przez który narobiłabym sobie jeszcze więcej wstydu.
Szmery cichną i wszyscy wlepiają wzrok w nauczycielkę, czekając, aż się odezwie. Trwa to całe wieki, a gdy kobieta w końcu otwiera usta, jej głos jest łagodny i niepewny. Zupełnie nie tego się spodziewałam. W podstawówce wszyscy nauczyciele grzmieli, jakby mówili przez głośniki. Ogłuszali tych, którzy mieli pecha i siedzieli za blisko. Może ona jest tu nowa? Wygląda dość młodo, w każdym razie młodziej niż mama, więc pewnie to jej pierwszy rok pracy. Powinnam jej współczuć, bo jeśli rzeczywiście j e s t nowa, to jedziemy na tym samym wózku, prawda? To, że jest dorosła, nie znaczy, że się nie boi. Ale dlaczego to mnie skazała na samotne siedzenie w ostatniej ławce? Jest nas co najmniej trzydzieścioro, a ona wybrała akurat mnie. Nie sądzę, bym mogła jej to wybaczyć.
– Hm, nazywam się pani Hollis – mówi w końcu, a ja rozumiem jej słowa tylko dlatego, że jednocześnie zapisuje tę informację na tablicy. Ani się obejrzę, gdy prosi wszystkich, żeby dobrali się w pary i opowiedzieli swojemu partnerowi trzy interesujące fakty na swój temat. Klasa natychmiast ożywa i wszyscy gawędzą ze sobą, jakby znali się od wieków, tylko ja siedzę sama, bez partnera.
Już jej nawet nie widzę; może uznała, że ma już dość, i uciekła? Ja też chciałabym móc tak zrobić. A jednak nie, siedzi w kącie i z niepokojem obserwuje uczniów zza komputera. Czy ona nie widzi, że nie mam partnera?
Akurat gdy dochodzę do wniosku, że najwyraźniej będę musiała opowiedzieć sobie samej trzy interesujące fakty na swój temat, odwraca się do mnie niska, nieco pulchna dziewczyna siedząca w ławce przede mną.
– Ja z tobą pogadam – mówi, uśmiechając się nieśmiało. – Ci trzej mogą pracować razem. – Wskazuje na pozostałych uczniów w swoim rzędzie i po raz pierwszy zauważam, że to sami chłopcy. Robi mi się dzięki temu odrobinę lepiej, bo najwyraźniej nie tylko ja jestem skrępowana tym, gdzie siedzę.
Przedstawiam się i patrzę, jak dziewczyna obraca krzesło ze zgrzytem, żebyśmy siedziały twarzą w twarz. Ma ładne oczy, wielkie, ciemne i lśniące, oraz mały nosek zadarty jak stok narciarski.
– Jestem Imogen – mówi. – A jedyny interesujący fakt na mój temat, jaki przychodzi mi do głowy, jest taki, że spędziłam tu zaledwie godzinę i już nienawidzę tego miejsca.
A ja uśmiecham się po raz pierwszy tego dnia – a może po raz pierwszy od miesiąca – i czuję, jak humor mi się poprawia. Ta dziewczyna zostanie moją przyjaciółką. Jestem tego pewna.
3
2014
W nocy prawie nie zmrużyłam oka, ale mogłam się tego spodziewać tuż przed rocznicą. Wiedziałam, że roztrząsanie czegoś, czego nie da się cofnąć, nie przyniesie nic dobrego, i zazwyczaj tego nie robiłam, ukryta w kokonie mojego nowego życia. Z wściekłością odpychałam od siebie wszystko, co próbowało mi przypomnieć o tamtych wydarzeniach. Ale ten dzień zawsze był inny. Zmuszał mnie do pamiętania. P o m a g a ł m i pamiętać.
Jednak koperta, którą otworzyłam poprzedniego wieczoru, dała początek czemuś, czego nie potrafiłam zrozumieć. Wszystko się zmieniło. Kartka z życzeniami splamiła ten dzień, pokryła go toksyczną powłoką i sprawiła, że odczuwałam go inaczej niż każdy poprzedni dwunasty listopada. To już nie był mój dzień, który przeżywałam w ciszy, ukradkiem, wspominając to, co się wydarzyło. Ktoś inny uczynił go swoim.
Oczywiście istniało wiele innych osób pogrążonych w bólu, dla których w tamtym momencie zatrzymał się czas, ale nasze ścieżki nigdy więcej się nie skrzyżowały. Aż do teraz.
Wątpiłam nawet, czy temu komuś chodziło o ból i żałobę. Tyle było wiadomo, gdy się patrzyło na tę kartkę. Ale nie chciałam teraz tego roztrząsać, więc zanim położyłam się do łóżka, wetknęłam ją na samo dno szuflady z bielizną, żeby nie musieć na nią patrzeć. Więcej sensu miałoby wyrzucenie jej do kosza, ale nie potrafiłam tego zrobić, dopóki nie zrozumiem, co oznacza.
Odcinanie się od rzeczywistości było czymś, czego musiałam się nauczyć, więc właśnie to zrobiłam. Gdy zadzwonił budzik, wstałam, wzięłam prysznic i zjadłam miseczkę muesli, w którym pływało za dużo rodzynek. Próbowałam udawać, że ten dzień będzie dokładnie taki jak w poprzednich latach.
W pracy łatwo było zachowywać pozory. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że padł system biblioteczny i panował kompletny chaos. Wszyscy biegali w panice, a ponieważ z całego personelu tylko ja jako tako znałam się na komputerach, to mnie poproszono o zbadanie problemu. Jeszcze zanim zdjęłam płaszcz, wiedziałam, że nie będę w stanie pomóc – nie byłam żadnym informatycznym geniuszem – ale spróbowałam. To zadanie przynajmniej pozwoliło mi oderwać myśli od koperty czekającej na mnie w domu.
Paplanina Marii również pomagała. Na szczęście nie wspomniała ani słowem o tym, że poprzedniego dnia nie chciałam z nią pójść na kawę. Kilka razy otwierałam usta, żeby jakoś jej to wyjaśnić, ale słowa więzły mi w gardle, więc w zamian postanowiłam zrobić, co w mojej mocy, żeby ułatwić jej życie i przejąć od niej część obowiązków.
Słuchałam, jak opowiada, że z Danem chyba jednak nic nie wyjdzie, i zdumiewało mnie to, jaka jest odporna. Miała trzydzieści dziewięć lat, a jednak nie pozwalała, aby kolejne rozczarowania i katastrofy zniechęciły ją do szukania partnera. Bratniej duszy, jak mówiła. Nie miałam pojęcia, jakim cudem za każdym razem podnosiła się po ciosie, ale podziwiałam ją za to.
– Naprawdę wierzysz, że na świecie istnieje jedna osoba przeznaczona tylko tobie? – zapytałam ją kiedyś, a jej oczy rozbłysły na samą myśl o tym.
– Oczywiście,