Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
twoim priorytetem jest bezpieczeństwo Ashmole’a nr 782 – stwierdził Matthew z niebezpieczną łagodnością w głosie.
– Oczywiście. I znalezienie brakujących stron. Bez nich Księga Życia nigdy nie ujawni swoich sekretów.
Kiedy demon alchemik Edward Kelley wyrwał z niej trzy strony w szesnastowiecznej Pradze, zniszczył magię, której użyto przy tworzeniu księgi. Dla ochrony tekst ukryto w samym pergaminie, tworząc magiczny palimpsest, tak że słowa ścigały się po kartkach, jakby szukały brakujących liter. Tego, co pozostało, nie można było odczytać.
– Gdy go odzyskam, będziesz mógł zbadać, jakie istoty są z nim związane, może nawet określić daty, analizując informacje genetyczne w swoim laboratorium. – Praca naukowa Matthew dotyczyła głównie pochodzenia i wymierania gatunków. – Kiedy znajdę dwie brakujące strony…
Twarz mojego męża była maską spokoju.
– Miałaś na myśli: kiedy my odzyskamy Ashmole’a nr 782 i kiedy znajdziemy pozostałe strony.
– Matthew, bądź rozsądny. Nic nie rozwścieczy Kongregacji bardziej niż wiadomość, że byliśmy widziani razem w Bibliotece Bodlejańskiej.
– Jesteś już ponad trzy miesiące w ciąży, Diano. – Głos i twarz Matthew stały się jeszcze łagodniejsze. – Członkowie Kongregacji najechali mój dom i zabili twoją ciotkę. Peter Knox jest zdeterminowany, żeby dostać w swoje ręce Ashmole’a nr 782, i wie, że ty możesz go ubiec. W jakiś sposób dowiedział się również o brakujących stronach. Nie pójdziesz do Biblioteki Bodlejańskiej ani nigdzie indziej beze mnie.
– Muszę z powrotem złożyć Księgę Życia. – Podniosłam głos.
– Zrobimy to razem, Diano. Teraz Ashmole nr 782 jest bezpieczny w bibliotece. Zostaw go tam i pozwól, by najpierw rozwiązała się ta sprawa z Kongregacją. – Matthew był przekonany, może za bardzo, że ja jestem jedyną czarownicą, która może przełamać czar rzucony na rękopis przez mojego ojca.
– Ile czasu to potrwa?
– Może do narodzin dzieci – odparł Matthew.
– Czyli jeszcze sześć miesięcy – stwierdziłam, hamując gniew. – Więc mam być w ciąży i czekać. A twój plan obejmuje kręcenie kciukami i patrzenie ze mną na kalendarz?
– Zrobię wszystko, co każe mi Baldwin – oświadczył Matthew, dopijając wino.
– Chyba nie mówisz poważnie! – krzyknęłam. – Dlaczego godzisz się na jego autokratyczne nonsensy?
– Bo silna głowa rodziny zapobiega chaosowi, niepotrzebnemu rozlewowi krwi i jeszcze gorszym rzeczom – odparł Matthew. – Zapominasz, że narodziłem się na nowo w zupełnie innych czasach, Diano, kiedy większość bytów bez pytania słuchała swojego pana, księdza, ojca albo męża. Wykonywanie rozkazów Baldwina nie jest dla mnie takie trudne, jak będzie dla ciebie.
– Dla mnie? Nie jestem wampirem. Nie muszę go słuchać.
– Musisz, jeśli jesteś de Clermont. – Matthew chwycił mnie za łokcie. – Kongregacja i tradycja wampirów zostawiają nam niewielki wybór. W połowie grudnia staniesz się pełnoprawnym członkiem rodu de Clermont. Znam Verin i wiem, że ona nigdy nie sprzeniewierzy się obietnicy danej Philippe’owi.
– Nie potrzebuję pomocy Baldwina – oświadczyłam. – Jestem tkaczką i mam własną moc.
– Baldwin nie musi o tym wiedzieć. – Matthew mocniej ścisnął moje łokcie. – Jeszcze nie. Nikt nie zapewni tobie i naszym dzieciom bezpieczeństwa lepiej niż on i reszta klanu de Clermont.
– Ty jesteś de Clermontem. – Dźgnęłam go palcem w pierś. – Philippe jasno dał to do zrozumienia.
– Nie w oczach innych wampirów. – Matthew ujął moją dłoń. – Może należę do rodziny Philippe’a de Clermonta, ale nie jestem z jego krwi. Ty tak. A ja choćby tylko z tego powodu zrobię wszystko, o co poprosi mnie Baldwin.
– Nawet zabijesz Knoksa?
Matthew zrobił zaskoczoną minę.
– Jesteś asasynem. Knox wtargnął na ziemie de Clermontów, co stanowi bezpośrednie wyzwanie dla honoru rodu. I jak przypuszczam, on jest teraz twoim problemem. – Siliłam się na rzeczowy ton, choć wymagało to ode mnie dużego wysiłku. Wiedziałam, że Matthew już wcześniej zabijał ludzi, ale samo słowo „asasyn” budziło niepokój i mieszanie uczucia.
– Jak powiedziałem, wypełnię rozkazy Baldwina. – Szare oczy Matthew nabrały zielonkawego odcienia, były zimne i bez życia.
– Nie obchodzi mnie, co rozkaże Baldwin. Nie możesz polować na czarownika, zwłaszcza członka Kongregacji. To tylko pogorszy sprawy.
– Po tym, co zrobił Emily, Knox już jest martwy – oświadczył Matthew. Puścił mnie i podszedł do okna.
Otaczające go nici zalśniły czerwienią i czernią. Struktura świata nie była widoczna dla każdej czarownicy, ale ja jako tkaczka, twórczyni zaklęć, dostrzegałam ją wyraźnie.
Dołączyłam do męża stojącego przy oknie. Słońce oblewało zielone wzgórza złotym blaskiem. Widok był sielski i spokojny, ale ja wiedziałam, że pod powierzchnią kryją się skały, twarde i groźne jak mężczyzna, którego kochałam. Objęłam go w pasie i oparłam głowę o jego ramię. On właśnie tak mnie przytulał, kiedy potrzebowałam otuchy i poczucia bezpieczeństwa.
– Nie musisz dla mnie ścigać Knoksa – powiedziałam. – Ani dla Baldwina.
– Muszę zrobić to dla Emily – rzekł cicho Matthew.
* * *
Em pochowano w ruinach starożytnej świątyni. Byłam tam wcześniej z Philippe’em, a krótko po naszym powrocie Matthew uparł się, żebym odwiedziła grób i w ten sposób uświadomiła sobie, że moja ciotka naprawdę odeszła… na zawsze. Później chodziłam tam kilka razy, kiedy potrzebowałam spokoju i czasu, żeby pomyśleć. Mąż prosił mnie jedynie, żebym nie robiła tego sama. Tego dnia moją eskortą była Ysabeau, która potrzebowała trochę odpoczynku od Matthew, Baldwina i kłopotów, którymi nasiąkło powietrze w Sept-Tours.
Miejsce było tak piękne, jak je zapamiętałam. Z cyprysami, które niczym strażnicy strzegły połamanych kolumn, teraz już ledwo widocznych. Dzisiaj wzgórza nie pokrywał śnieg jak w grudniu 1590 roku, tylko bujna zieleń, nie licząc ciemniejszego prostokąta w miejscu ostatniego spoczynku Em. Na miękkiej ziemi dostrzegłam ślady kopyt i niewyraźne wgłębienie pośrodku.
– Biały jeleń nabrał zwyczaju sypiania na grobie – wyjaśniła Ysabaeu, idąc za moim spojrzeniem. – One są bardzo rzadkie.
– Biały jeleń pojawił się, kiedy Philippe i ja przyszliśmy tutaj przed moim ślubem, żeby złożyć ofiarę bogini. – Wtedy poczułam jej moc wzbierającą pod moimi stopami. Teraz również, ale się nie przyznałam. Matthew upierał się, że nikt nie powinien wiedzieć o mojej magii.
– Philippe mówił mi, że cię poznał – powiedziała Ysabeau. – Zostawił mi liścik w oprawie jednej z alchemicznych książek Godfreya. – W listach moi teściowie dzielili się drobnym szczegółami życia codziennego, które inaczej zostałyby zapomniane.
– Jakże musisz za nim tęsknić. – Przełknęłam dławiącą gulę w gardle. – On był nadzwyczajny, Ysabeau.
– Tak – przyznała cicho teściowa. – Nigdy nie poznam nikogo takiego jak on.
Stałyśmy nad grobem, milczące i zadumane.
– To, co się wydarzyło dziś rano, wszystko zmieni – stwierdziła Ysabeau. – Śledztwo Kongregacji sprawi, że trudniej nam będzie zachować nasze tajemnice. A