Między Światami. Beata Pawlikowska
ction>
Strona tytułowa
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Rozdział 1
To było w Sarnath. W muzeum.
Szklane gabloty, wyblakłe fotografie, ta dziwna muzealna cisza, w której słychać szurające kroki gości. Strażnicy przykuci do swoich miejsc. Miejsce wyłączone z realnej rzeczywistości na zewnątrz.
Tam świeci słońce, wieje wiatr, ludzie rozmawiają, fruwają ptaki, pachnie trawa, a tutaj są białe ściany, szklane pudełka i garść gruzów wykopanych spod ziemi. Świętych gruzów, bo Sarnath to słynne i bardzo ważne miejsce w buddyzmie.
Budda wygłosił tutaj swoje pierwsze przemówienie. Najpierw przez czterdzieści dziewięć dni siedział pod drzewem i medytował w milczeniu, potem wstał i szedł przed siebie, aż wreszcie stanął, spotkał pięciu mnichów i zaczął im opowiadać jak to jest z tym wszystkim.
– Religia? – żachnął się. – To jest nieporozumienie! Religia w takim kształcie, jak istnieje we współczesnym świecie, to tylko mglista i niepełna kopia tego, co jest naprawdę ważne. Religia w takim kształcie, jak nas dotychczas uczono, to tylko zestaw formułek, rytuałów, które są pozbawione szczerej duchowości, pogłębiają różnice między ludźmi i nie dają wytchnienia. Są splecione materialistycznym sposobem myślenia, więc nie mogą dać prawdziwej wolności i zbawienia.
Domyślam się, że tak mogło brzmieć to kazanie, bo nie zachował się żaden dowód. Wiadomo tylko tyle, że Budda sprzeciwiał się obowiązującej religii i namawiał do przemiany, ale nie takiej ustanowionej przepisami, tylko prawdziwej, wewnętrznej przemiany każdego człowieka.
Super. O to właśnie chodzi.
Myślę, że na początku każdej religii chodzi właśnie o to, tylko potem ludzie zaczynają tworzyć schemat, wybierają kierownika, zastępców, budują świątynię i przejmują odpowiedzialność za innych – odbierając im jednocześnie poczucie, że są odpowiedzialni za samych siebie.
Potem już nikt nie mówi o tym, że tylko ty znasz swoją duszę i jesteś w stanie naprawić w niej to, co wymaga zmiany. Wyrzucić zło i fałsz, nauczyć się dobra i uczciwości, i konsekwentnie kierować się nim w życiu. Że jesteś odpowiedzialny za swoje życie, za swoje myśli, uczucia i czyny.
Nie, bo gdyby ktoś tak mówił, to organizacja byłaby niepotrzebna. Kto zapłaciłby wtedy kierownikowi, zastępcy i wielkiej rzeszy strażników?
Dlatego we współczesnym świecie religie są zgrupowane w organizacje, które tworzą pozór przestrzeni duchowej, ale wydaje mi się, że w gruncie rzeczy ich celem jest utrzymanie istnienia organizacji, a nie twoje zbawienie.
Wiesz dlaczego tak myślę?
Bo widzę w jaki sposób różne religie obiecują, że zrobią coś za ciebie. Uczą cię zależności. Odbierają ci wolność i świadomość tego, że ty i tylko ty jesteś odpowiedzialny za stan swojej duszy. Jeżeli pielęgnujesz w niej urazę, nienawiść, zazdrość, niechęć i inne destrukcyjne emocje, to choćbyś wykąpał się w święconej wodzie albo dostał tysiąc razy rozgrzeszenie, stan twojej duszy wcale się nie zmieni. Wciąż będziesz złorzeczył, walczył, nienawidził, oszukiwał, kłamał i popełniał to samo zło, które czyniłeś wcześniej.
No i zobacz.
Gdyby zorganizowane, istniejące współcześnie religie były skuteczne, to po kilku tysiącach lat istnienia i opromieniania ludzi swoją światłą radą i przywództwem, na świecie powinien chyba panować pokój i dobro, prawda?
Pewnie powiesz, że to nie jest problem religii, tylko ludzi, którzy są oporni na zmiany, czyli że to nie religie są złe, tylko ludzie.
No, ale wydaje mi się, że skuteczna religia to taka, która trafia do człowieka w taki sposób, że uczy go nowego, prawidłowego, cudownie pięknego sposobu myślenia. Pomaga mu zmienić swoją duszę. Nie rozdaje tylko rozgrzeszeń, rozkazów i nakazów, ale naucza dobrego, mądrego życia.
Ale zobacz.
Gdyby religie rzeczywiście koncentrowały się na nauczaniu dobra, mądrości, samodzielności i odpowiedzialności za swoją duszę, to przestałyby być potrzebne. Bo mądrzy, dobrzy i uczciwi ludzie wychowywaliby swoje dzieci na kolejnych dobrych, mądrych i uczciwych dorosłych, więc nie byłoby zbyt wielu chętnych na rozgrzeszenie, wspólne bicie się w piersi i zapewnianie siebie samego i innych o swojej bezwartościowości.
Nie chodzi o to, żeby się wywyższać. Ani o to, żeby uzurpować sobie władzę nad życiem, której człowiek nigdy nie miał i nie będzie miał.
Chodzi tylko o to, żeby czuć się odpowiedzialnym za to jakim się jest człowiekiem i mieć szczerą chęć naprawienia w sobie tego, co wymaga zmiany.
Powiesz, że człowiek jest zbyt słaby i potrzebuje do tego religii?
Tak i nie.
Jeśli człowiek myśli, że jest zbyt słaby, to jednocześnie sobie daje milczące przyzwolenie na to, żeby tę słabość raz po raz powtarzać. Bo przecież różne religie ciągle ci mówią, że tak, ty jesteś słaby, jesteś niczym, ciągle się potykasz i błądzisz, więc ty sam zaczynasz myśleć o sobie jak o duchowej ofermie, która nigdy nie osiągnie celu.
Zanim przystąpisz do jakiegokolwiek działania, już wiesz, że najprawdopodobniej zaraz się potkniesz i popełnisz błąd, więc właściwie zanim cokolwiek zrobisz, już jesteś gotów za to przepraszać i już planujesz w kalendarzu kiedy będziesz mógł się z tego wyspowiadać.
Zorganizowana religia uczy cię słabości. Trenuje cię w potykaniu się, błądzeniu i proszeniu o wybaczenie.
Rzadko kiedy pomaga ci w osiągnięciu siły ducha.
I o to właśnie chodzi.
Nie o to, żeby odrzucać Boga.
Tylko o to, żeby szukać w nim siły i nieustającej motywacji do działania zamiast potwierdzenia swojej słabości.
To czyni ogromną różnicę.
Dlatego myślę, że Bóg rozumiany jako Duchowy Przewodnik istniał zawsze i zawsze będzie.
A religie to dzieło ludzi, którzy w swojej nieroztropności usiłowali przejąć boskie prowadzenie i wtedy od razu zaczęli błądzić.
No, ale mniejsza z tym.
Wracam do muzeum w Sarnath.
Rozdział 2
Święte miejsce, wykopaliska, pełno posągów Buddy w różnych pozach. Medytującej, pozdrawiającej, nauczającej. Te płaskorzeźby i posągi pochodzą w czasów króla Aśoki, który niespodziewanie przeszedł na buddyzm. Być może zrobił to dlatego, że chciał uzdrowić swoją duszę. A może pomyślał, że jeśli obywatele jego imperium przyjmą buddyjską zasadę niestosowania przemocy, to najłatwiej będzie nimi rządzić. Kto wie.
W każdym razie w III wieku p.n.e. władca indyjskiego imperium Maurjów przyjął buddyzm i zaczął tysiącami wznosić posągi i inne budowle na cześć Buddy.
To było trzysta lat po tym jak Budda wygłosił w Sarnath swoje pierwsze publiczne nauczanie.
I zobacz.
Na początku wcale nie chodziło o stawianie pomników, tylko o prawdę i o to, co jest naprawdę do zrobienia. A potem ludzie skoncentrowali się na budowaniu symboli swojej wiary z kamienia, a to, co w tej wierze