Wojna makowa. Rebecca Kuang
– powiedziała i podała mężczyźnie nieprzemakalną torbę. – Z innych wieści, wychodzę za mąż.
– Och. Och! Co takiego?! Wejdź.
Nauczyciel Feyrik prowadził codzienne darmowe zajęcia wieczorowe dla chłopskich dzieci z Tikany, które bez jego wsparcia wyrosłyby na analfabetów. Rin nikomu nie ufała bardziej, jak właśnie Feyrikowi i lepiej niż ktokolwiek rozumiała jego słabości.
Te dwa czynniki sprawiły, że właśnie na jego osobie oparła cały plan ucieczki.
– O, nie ma wazy – zauważyła, rozglądając się po zagraconej bibliotece.
Nauczyciel Feyrik rozpalił niewielki ogień w kominku i przyciągnął przed palenisko dwie poduchy. Zaprosił gestem, by usiadła.
– Nie poszło mi. W ogóle miałem marną noc.
Nauczyciel darzył niefortunnym uwielbieniem grę w dywizje, rozrywkę niesłychanie popularną w działających w Tikany jaskiniach hazardu. Zabawa nie byłaby aż tak niebezpieczna, gdyby miał do niej choć cień talentu.
– Przecież to nie ma sensu – skomentował, kiedy Rin powtórzyła mu rewelacje swatki. – Dlaczego Fangowie mieliby z własnej woli wydać cię za mąż? Jesteś przecież znakomitym źródłem darmowej siły roboczej, czyż nie?
– Tak, ale uznali, że jeszcze bardziej przydatna będę w łóżku inspektora importu.
– Twoi przybrani rodzice są skończonymi idiotami. – W oczach Feyrika pojawiła się odraza.
– Czyli zgadzasz się? – spytała z nadzieją. – Pomożesz?
– Moja droga – westchnął – gdyby Fangowie pozwolili mi cię kształcić, kiedy byłaś młodsza, moglibyśmy się zastanowić… A powiedziałem im wtedy… Jej samej mówiłem, że widzę w tobie potencjał. Ale teraz, na tym etapie, to po prostu mrzonka. Niemożliwe.
– Ale…
Podniósł dłoń.
– Do keju przystępuje co roku ponad dwadzieścia tysięcy uczniów, a do szkół wyższych dostaje się zaledwie niecałe trzy tysiące. Pamiętaj, nie konkurowałabyś z młodzieżą z Tikany. Twoimi rywalami byliby w większości synowie i córki bogaczy, kupców i arystokratów, dzieciaki, które uczyły się i przygotowywały przez całe życie.
– Ale ja przecież też chodziłam na twoje lekcje. Ten egzamin nie może być chyba taki trudny.
Feyrik zachichotał.
– Potrafisz czytać. Umiesz posługiwać się liczydłem. Ale żeby zdać keju, to stanowczo za mało. Ten egzamin wymaga pogłębionej wiedzy historycznej, znajomości wyższej matematyki, logiki, no i klasyków…
– Wiem, wiem, cztery szlachetne przedmioty – wtrąciła niecierpliwie. – Ale ja naprawdę szybko czytam. I znam więcej znaków niż większość dorosłych w tej wiosce. A już na pewno więcej niż Fangowie. Zobaczysz, jeśli pozwolisz mi spróbować, że dotrzymam kroku reszcie twoich uczniów. Nie muszę nawet brać udziału w recytacjach. Wystarczą mi książki.
– Czytanie ksiąg to jedno – upomniał nauczyciel – a przygotowania do keju… O, to przedsięwzięcie zupełnie innej natury. Moi uczniowie szykują się do tego wyzwania, poświęcając całe życie; dziewięć godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Ty większość czasu spędzasz w sklepie.
– I mogłabym się w nim uczyć – zaprotestowała.
– A nie musisz tam przypadkiem pracować?
– Jestem bardzo… no… wielozadaniowa.
Przez chwilę przyglądał się dziewczynie z powątpiewaniem, wreszcie pokręcił głową.
– Miałabyś tylko dwa lata. Tego nie da się zrobić.
– Ale ja nie mam innej możliwości! – oburzyła się.
W Tikany niezamężna dziewczyna, taka jak Rin, warta była mniej niż homoseksualny kogut. Teoretycznie mogłaby przeżyć życie jako posługaczka w domu bogatej rodziny – o ile wiedziałaby, kogo w tym celu przekupić. Pozostałe ewentualności sprowadzały się do rozmaitych kombinacji prostytucji i żebrania. Być może nieco dramatyzowała, ale z pewnością nie przesadzała. Owszem, mogła uciec. Skradzione opium pozwoliłoby jej wykupić miejsce w karawanie do innej prowincji… Tylko właśnie, dokąd? Nie miała przyjaciół ani krewnych; gdyby została obrabowana lub porwana, nikt nie przyszedłby jej z pomocą. Nie posiadała żadnych umiejętności, dzięki którym mogłaby zarabiać. Nigdy jeszcze nie opuściła Tikany; o życiu w mieście nie wiedziała absolutnie nic.
A gdyby została przyłapana z taką ilością narkotyku…
Posiadanie opium stanowiło w myśl panującego w Nikan prawa zbrodnię karaną śmiercią. Zaciągnęliby Rin na miejski rynek i publicznie skrócili o głowę, czyniąc z dziewczyny najnowszą ofiarę daremnie prowadzonej przez cesarzową wojny z narkotykami.
Pozostawała jej ta jedyna możliwość. I po prostu musiała przekonać Feyrika.
Wyciągnęła książkę, z którą przyszła do biblioteki.
– To Mengzi, „Rozważania o państwowości”. Pożyczyłam ją ledwie trzy dni temu, prawda?
– Prawda – przytaknął, nie zerkając nawet do księgi wypożyczeń.
Wcisnęła mu tom do ręki.
– Proszę przeczytać jakiś ustęp. Dowolnie wybrany fragment.
Nauczyciel Feyrik obrzucił Rin sceptycznym spojrzeniem, lecz postanowił widocznie zrobić jej przyjemność i otworzył książkę mniej więcej w połowie.
– „Uczucie zwane współczuciem stanowi fundamentalną zasadę…”
– „…szczodrobliwości” – dokończyła. – „Na uczuciach wstydu i niechęci ufundowana jest prawość. Uczucia skromności i pragnienia czynienia dobra są istotą…” hm… „istotą… dobrych manier. A aprobata i dezaprobata są zasadami wiedzy”.
– I cóż to wszystko oznacza? – zapytał, unosząc brew.
– Nie mam bladego pojęcia – przyznała. – Szczerze mówiąc, Mengziego ni w ząb nie rozumiem. Nauczyłam się po prostu na pamięć.
Przewertował książkę niemal do końca, wybrał jeszcze jeden ustęp i odczytał:
– „Porządek w ziemskim królestwie panuje wówczas, gdy wszystkie istoty właściwie rozumieją swoje miejsce. Wszystkie istoty właściwie rozumieją swoje miejsce, gdy wypełniają przydzielone im role. Ryba nie próbuje fruwać. Skunks nie próbuje pływać w wodzie. Pokój można osiągnąć jedynie wtedy, gdy wszystkie istoty szanują niebiański porządek”. – Zatrzasnął okładki i podniósł wzrok na dziewczynę. – A ten fragment? Rozumiesz, co z tego wynika?
Wiedziała, co nauczyciel Feyrik próbuje jej w ten sposób powiedzieć.
Nikan opierało się na wierze w ściśle określone role społeczne, w sztywną hierarchię, w której ramy ludzie wpadali już w momencie narodzin. Wszystko pod niebem miało swoje właściwe miejsce. Książątka stawały się możnowładcami, kadeci stawali się żołnierzami, a sierotki tyrające w sklepach Tikany powinny być zadowolone, że mogą na zawsze pozostać sierotkami tyrającymi w sklepach Tikany. Egzamin keju stanowił w teorii instytucję merytokratyczną, lecz jedynie członkowie najzamożniejszych warstw dysponowali pieniędzmi pozwalającymi wykształcić dzieci w stopniu umożliwiającym uzyskanie pozytywnego wyniku.
Cóż, pieprzyć niebiański porządek istnienia. Skoro przewidzianą dla Rin rolą na tym padole była rola żony obrzydliwego starucha, to zrobi wszystko, by ten scenariusz przepisać na nowo.
– Wynika tyle, że świetnie mi idzie wkuwanie na pamięć przydługich i wybitnie bełkotliwych