Wojna makowa. Rebecca Kuang
kogo obchodzi, czego chcesz, a czego nie? – zapytała ciotunia Fang łagodnie. – Jesteś sierotą. Nie masz rodziny, pozycji, koneksji. I tak powinnaś się cieszyć, że inspektor nie chciał kogoś urodziwego i zadowolił się młodością. Nic lepszego dla ciebie nie zrobię. I drugiej takiej szansy nie będzie.
– No ale keju…
– No ale keju! – powtórzyła ciotunia Fang kąśliwie. – Kiedyś ty sobie wbiła te bujdy do łepetyny? Naprawdę myślisz, że wezmą cię do akademii? Ciebie?!
– Tak myślę. – Rin wyprostowała plecy i spróbowała natchnąć słowa przekonaniem.
Uspokój się, poradziła sama sobie. Nadal masz przewagę.
– A ty mi na to pozwolisz – dodała już na głos. – Ponieważ pewnego dnia władze mogą zacząć rozpytywać, skąd się bierze opium w wiosce.
Ciotunia Fang zmierzyła dziewczynę przeciągłym spojrzeniem.
– Chcesz umrzeć? – zapytała.
Rin zdawała sobie sprawę, że nie jest to czcza groźba. Ciotunia Fang z wielkim zapałem zacierała wszelkie ślady, jakie mogły doprowadzić do niej przedstawicieli prawa. Rin oglądała to w przeszłości na własne oczy. Większość życia poświęciła staraniom, by nie stać się jednym z takich śladów do zatarcia.
Dzisiaj jednak mogła się odgryźć.
– Jeżeli zaginę, nauczyciel Feyrik powie władzom, co mnie spotkało – rzuciła mocnym głosem. – I powie też o wszystkim twojemu dziecku.
– Kesegi się nie przejmie – fuknęła pod nosem ciotunia Fang.
– To ja wychowałam Kesegiego. Kocha mnie – odparła Rin. – A ty kochasz jego. Nie chcesz, by się dowiedział, czym się zajmujesz. Dlatego nie posyłasz go do sklepu. I dlatego każesz mi zatrzymywać go w pokoju, kiedy spotykasz się z przemytnikami.
To przeważyło. Ciotunia Fang otworzyła machinalnie usta i wbiła w Rin spojrzenie szeroko otwartych oczu. Rozszerzyły się jej nozdrza.
– Pozwól mi przynajmniej spróbować – podjęła błagalnie dziewczyna. – Moja nauka niczym ci nie grozi. Jeżeli zdam, wreszcie się mnie pozbędziesz. A jak nie, wydasz mnie za mąż.
Ciotunia Fang poderwała z blatu ciężki wok. Rin odruchowo spięła się na całym ciele, lecz ciotunia zaczęła po prostu szorować naczynie wściekłymi ruchami.
– Będziesz się uczyć tylko w sklepie albo wyrzucę cię na ulicę – rzuciła. – Nie chcę, by inspektor cokolwiek zwąchał.
– Zgoda – Rin skłamała jej w żywe oczy.
– A co będzie – ciotunia Fang prychnęła – jeśli się dostaniesz? Kto niby za te studia zapłaci? Może twój kochany zubożały nauczyciel?
Rin nie odpowiedziała od razu. Miała dotąd nadzieję, że Fangowie przekażą w poczet czesnego jej posag. W tej chwili jednak uświadomiła sobie, że była to idiotyczna nadzieja.
– W Sinegardzie uczą za darmo – przypomniała.
Ciotunia Fang zaniosła się głośnym śmiechem.
– W Sinegardzie! Chcesz zdawać do Sinegardu?
– Mogłabym! – Rin z dumą zadarła brodę.
Sinegardzka Akademia Wojskowa była najbardziej prestiżową uczelnią w całym cesarstwie. Tam szkolili się przyszli generałowie i mężowie stanu. Bardzo rzadko natomiast, jeśli w ogóle, przyjmowano do niej studentów z wiejskiego południa.
– Bredzisz! – znów prychnęła ciotunia Fang. – Dobrze, ucz się, jeśli wola, jeśli masz być przez to szczęśliwa. Proszę bardzo, przystąp sobie do keju. Ale jeżeli oblejesz, pójdziesz za inspektora. I będziesz mi wdzięczna.
Nocą tego samego dnia Rin usiadła na podłodze ciasnego pokoiku, który dzieliła z Kesegim, ustawiła przed sobą skradzioną świecę i otworzyła pierwszy podręcznik do keju.
Egzamin sprawdzał wiedzę kandydatów z zakresu czterech szlachetnych przedmiotów: historii, matematyki, logiki i klasyków. Cesarscy biurokraci z Sinegardu uważali, że dziedziny owe są decydujące dla rozwoju umysłów zarówno przyszłych uczonych, jak i polityków. I Rin musiała zgłębić je wszystkie do dnia swoich szesnastych urodzin. Narzuciła sobie rygorystyczny terminarz: co tydzień musiała przeczytać przynajmniej dwie książki, a codziennie uczyć się dwóch przedmiotów.
Noc w noc, zaraz po zamknięciu sklepu, gnała do domu nauczyciela Feyrika, a potem wracała do siebie, objuczona nowymi tomami. Najłatwiej przychodziła jej nauka historii. Dzieje Cesarstwa Nikan układały się w fascynującą, trzymającą w napięciu sagę o bezustannych wojnach. Cesarstwo wyrąbał przed tysiącem lat potężnymi ciosami swego miecza bezlitosny Czerwony Cesarz, który zniszczył rozsiane po całym kontynencie zakony monastyczne i stworzył zjednoczone państwo, niespotykanych wcześniej rozmiarów. To właśnie wtedy Nikaryjczycy po raz pierwszy uznali się za jednolity naród. Czerwony Cesarz doprowadził do standaryzacji języka, wprowadził na całym terytorium jednolite miary i wagi oraz połączył poszczególne obszary gigantycznego państwa systemem wygodnych dróg.
Świeżo zbudowane cesarstwo nie przetrwało jednak śmierci swojego twórcy. Liczni potomkowie i spadkobiercy Czerwonego Cesarza pogrążyli państwo w krwawym chaosie, znanym jako „era wojujących dziedzin”, w której trakcie Nikan rozpadło się na tuzin zwaśnionych prowincji.
Od tamtej pory potężny kraj był po wielokroć jednoczony, podbijany, łupiony, rozbijany i jednoczony ponownie. Nikan toczyło również wojny z chanami z północnych Rubieży i wysokimi ludźmi z Zachodu, którzy przybywali zza wielkiego morza. Przy obu okazjach Nikan okazało się terytorium zbyt rozległym, by obcy okupanci mogli zagrzać w nim miejsce na dłużej. Ze wszystkich próbujących swych sił najeźdźców najbliżej sukcesu była Federacja Mugen. Ten wyspiarski kraj napadł na Nikan w okresie najgorętszej wewnętrznej zawieruchy. Odzyskanie niepodległości kosztowało cesarstwo dwie wojny makowe i pięćdziesiąt lat krwawej władzy obcych.
Cesarzowa Su Daji, ostatnia żyjąca członkini triumwiratu, który przejął kontrolę nad państwem podczas drugiej wojny makowej, władała obecnie krainą złożoną z dwunastu prowincji, które jednak nigdy nie powróciły do stanu unifikacji, jaki narzucił im w przeszłości Czerwony Cesarz. Cesarstwo Nikaryjczyków okazało się państwem niemożliwym do podbicia. Było jednak przy tym bytem chronicznie niestabilnym i niejednolitym. Nic nie zwiastowało, by obecny okres pokoju utrzymał się przez dłuższy czas.
Jeżeli Rin wyniosła z historycznych lektur jakikolwiek pewnik, to był nim fakt, że jedyną trwałą i niezmienną rzeczą w dziejach cesarstwa jest wojna.
Drugi przedmiot, matematyka, wymagał mozolnej nauki. Nie stanowił może przesadnie poważnego wyzwania, ale był męczący i monotonny. Twórcy keju nie poszukiwali matematycznych geniuszy, lecz studentów zdolnych w przyszłości odpowiadać za buchalterię cesarstwa i sprawnie wypełniać rubryki w księgach rachunkowych. Rin zajmowała się tym u Fangów od dnia, w którym nauczyła się dodawać. Bardzo wcześnie okazało się bowiem, że ma wrodzony talent do żonglowania w pamięci dużymi nawet kwotami. Teraz musiała wprawdzie podciągnąć się nieco z niektórych, bardziej abstrakcyjnych zagadnień trygonometrii – jak uznała, przydatnych zapewne w trakcie bitew morskich – lecz doszła do wniosku, że przyswajanie tego wszystkiego stanowi zadanie dość błahe.
Dziedzina trzecia, logika, była jej całkowicie obca. Autorzy keju zadawali kandydatom logiczne zagadki w formie otwartych pytań. By nabrać wprawy, zajrzała do zbioru zadań z jednego z wcześniejszych egzaminów. Pierwsze pytanie brzmiało następująco: „Pewien uczony podróżujący często uczęszczaną drogą mija rosnącą w pobliżu gruszę. Gałęzie drzewa uginają się pod