Mag bitewny. Księga 1. Peter A. Flannery
zrozumiałeś mnie, panie. To nie armia ma uciec.
Bellius skrzywił brwi.
– Armia Opętanych przemierzy dolinę, a potem wejdzie do miasta, żeby zabić lub zagrabić wszystko, co znajdzie na swojej drodze. A znajdzie każdego, kto okaże się na tyle głupi, żeby zostać.
Przez tłum znów przetoczyły się szepty, jakby ludzie zaczęli rozumieć, co chce im powiedzieć Chevalier. Emisariusz zrobił pauzę, by jego słowa do nich dotarły.
– Pozwólcie dzieciom przespać tę noc – podjął – ale o wschodzie słońca każdy: mężczyzna, kobieta czy dziecko, musi być gotowy do ucieczki w góry.
– Ale dokąd mielibyśmy pójść? – spytała kobieta skryta gdzieś w tłumie po przeciwnej stronie placu.
Emisariusz jakiś czas szukał jej wzrokiem, ale bezskutecznie.
– Ruszymy w kierunku Clemoncé – wygłosił. – Obyśmy dotarli tam, zanim dogonią nas Opętani.
– Ależ to szaleństwo! – zawołał Bellius. – Nie możemy wyrwać miasta z korzeniami i rano przesadzić go do jakiegoś miejsca w górach.
– Szaleństwem będzie w nim zostać.
– Ale co z naszymi domami? Z naszą ziemią?
– Domy można odbudować. Ziemię można odbić.
Zirytowany Bellius wyrzucił ramiona w górę. Szukał wsparcia na twarzy Morgana, ale mag gromił go bezlitosnym wzrokiem. Emisariusz ponownie zwrócił się do tłumu.
– Ludu Caer Dour. Co się stało, to się nie odstanie. Nie czas teraz na opłakiwanie Dariusa. – Ludzie mierzyli go ponurym wzrokiem. – Wróćcie do domów i przygotujcie się do podróży. Spakujcie tylko to, co potrzebne. Nie bierzcie nic, co zanadto was spowolni.
Tłum otrzeźwiał, zaczynał powoli mierzyć się z rzeczywistością, która zarysowała się teraz jasno i wyraźnie. Perspektywa zabrania bliskich w góry nie była miła, lecz mieszkańcy Caer Dour byli przecież rodowitymi Valencjanami. Nie ugną się pod naporem trudów, stawią czoła wyzwaniu.
– Prędkość, żywność, schronienie – wyliczył na palcach emisariusz. – O tym myślcie, gotując się do drogi. Przede wszystkim o szybkości.
Odczekał chwilę, by się upewnić, że zrozumieli.
– Jest w górach niedaleko stąd skalny płaskowyż – dodał – przy drodze wiodącej do Clemoncé. Powiedzcie o nim waszym przyjaciołom i rodzinie. Powiedzcie każdemu, kogo znacie, że spotkamy się tam jutro rano.
Raz jeszcze potoczył wzrokiem po wpatrzonych w niego twarzach.
– Nie wolno nam nikogo zostawić – powiedział. – Jeśli jest wśród was ktoś, kto potrzebuje pomocy, pomóżcie. Jeśli jest ktoś, kogo trzeba przekonać, bądźcie przekonujący. Niech jutro o wschodzie słońca nie zostanie w Caer Dour ani jedna dusza.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.