Klechdy sezamowe. Bolesław Leśmian

Klechdy sezamowe - Bolesław Leśmian


Скачать книгу
jak to uczynić. Nie znam ani dziewczyny, która do mnie przyszła, ani drogi, po której mnie prowadziła, ani domu, do którego mnie wwiodła, ani trupa, którego zszywałem. Wiem tylko, że dziewczyna była przebiegła, droga – krótka, dom – ciemny, a trup – porąbany na czworo.

      Zamyślił się Alof i po chwili rzekł:

      – Masz słuszność, że dziewczyna była przebiegła. To też powinniśmy być przebieglejsi od niej. Pójdź ze mną za miasto aż do owego drzewa, gdzie przebiegła dziewczyna przewiązała ci oczy chustą. Pod tym samym drzewem przewiążę ci oczy chustą, a może ci się uda w ten sposób po omacku i na oślep dojść do tego samego domu.

      Alof znów dał dukata Babie-Mustafie i obydwaj natychmiast wyruszyli w drogę. Doszli wkrótce do pierwszego drzewa za miastem. Alof przewiązał Babie-Mustafie oczy chustą i rzekł:

      – Staraj się teraz przypomnieć sobie kierunek, w którym szedłeś razem z dziewczyną.

      – Dobrze – odpowiedział Baba-Mustafa. – Ja będę się starał iść w tym samym kierunku, ty zaś, ile razy w drodze przystanę, aby kierunek przypomnieć, kładź mi do ręki dukata dla tym lepszego przypomnienia.

      Alof się na to zgodził i Baba-Mustafa z zawiązanymi oczyma zaczął kroczyć po drodze, zgadując coraz wyraźniej kierunek do pałacu Kassima, w którym teraz mieszkał Ali-Baba. Można było pomyśleć, że się bawią w ciuciubabkę. Baba-Mustafa co chwila niemal zatrzymywał się i mówił:

      – Znów zapomniałem kierunku! Daj mi prędzej dukata, bo w przeciwnym razie nie przypomnę sobie dalszej drogi.

      Otrzymawszy dukata, Baba-Mustafa szedł dalej i w końcu zatrzymał się przed samym pałacem Ali-Baby.

      – Zdaje mi się, żeśmy doszli do owego domu – rzekł Baba-Mustafa.

      Alof zdjął mu chustkę z oczu i powiedział:

      – Wracaj teraz do swego sklepiku i nikomu nic nie mów o tym, co zaszło.

      Baba-Mustafa, brzęcząc dukatami, udał się z powrotem do swego sklepiku, a Alof wyjął z kieszeni kredę i kredą naznaczył próg domu, żeby go potem poznać. Zadowolony z udanej wyprawy, wyszedł z miasta i skierował kroki wprost do lasu, ażeby o wszystkim zawiadomić kapitana i swoich towarzyszy.

      Gdy Alof się oddalił, Morgana, wracając z miasta do pałacu, spostrzegła na progu biały znak, którego dawniej nie było. Morganę ten znak bardzo zastanowił, a nawet zaniepokoił.

      – Kto zrobił ten znak i w jakim celu? – pomyślała mądra Morgana. – Czy dla psoty, czy dla jakich innych zamiarów? Jeśli nie dla psoty, to tylko dlatego, aby dom, naznaczony kredą, od innych domów odróżnić. A w takim razie zrobił to jakiś człowiek obcy, który nie zna miasta ani domów, znajdujących się w naszym mieście. Jeśli zaś dom kredą naznaczył, to z pewnością ma jakieś złe zamiary względem tego domu. Trzeba więc uczynić tak, aby ów obcy człowiek nie mógł domu po znaku kredowym rozpoznać.

      I Morgana przykucnęła pod progiem, aby znak kredowy zetrzeć; lecz nagle wstała i rzekła sama do siebie:

      – Byle głupiec wpadłby na taką samą myśl, na jaką ja wpadłam przed chwilą. Nic łatwiejszego, jak znak kredowy zetrzeć. Wolę obmyśleć trudniejszy sposób pogmatwania zamiarów owego nieznanego mi człowieka. Oto naznaczę kredą progi kilku innych sąsiednich domów. Wówczas nikt nie potrafi naszego domu od sąsiednich po znaku kredowym odróżnić.

      Morgana kupiła natychmiast w sklepie kawałek kredy i wyrysowała na progach domów sąsiednich takie same znaki kredowe.

*

      O północy zbójcy zbliżyli się do miasta z Alofem na czele. Alof miał im wskazać dom Ali-Baby, oni zaś zamierzali wszystkich mieszkańców tego domu wymordować, a dom spalić. Domyślili się bowiem, że w tym właśnie domu mieszka ich wróg, który zna zaklęty czterowiersz i który wyniósł z jaskini Sezamu zwłoki Kassima. Kapitan kazał zbójcom czekać pod miastem, a sam z Alofem poszedł wprost do owej dzielnicy, gdzie znajdował się dom kredą naznaczony.

      Alof szedł przodem, a kapitan za nim. Kapitan rzekł po cichu:

      – Jak to dobrze, żeś dom kredą naznaczył! Po znaku kredowym łatwo dom poznać. Szczęśliwa myśl przyszła ci do głowy.

      Alof, zadowolony z pochwały kapitana, uśmiechnął się i powiedział:

      – Nie jestem zarozumiały, ale każdy mi przyzna, żem postąpił16 mądrze. Łataczowi butów przewiązałem oczy chustą i kazałem mu całą drogę po omacku i na oślep odnaleźć, dom zaś naszego wroga naznaczyłem kredą, tak że nie możemy teraz pomylić się ani też nie mamy potrzeby długo szukać tego domu.

      Byli już właśnie w tej dzielnicy, gdzie stał pałac Ali-Baby. Alof podszedł do jednego z domów, zobaczył znak kredowy na progu i szepnął do kapitana:

      – Spójrz, kapitanie – oto jest znak kredowy. Tu w tym domu mieszka nasz wróg!

      Kapitan spojrzał na znak kredowy i z wdzięcznością uścisnął dłoń Alofa.

      – Wróćmy teraz do naszych towarzyszy – rzekł kapitan – i razem z nimi napadniemy na ten dom.

      Poszli więc z powrotem, lecz, przechodząc koło następnego domu, kapitan zatrzymał się nagle i zawołał:

      – Cóż to znaczy, Alofie? Na progu tego domu widzę taki sam znak kredowy!

      Alof spojrzał na znak kredowy i sam zbladł, jak kreda.

      – Nie rozumiem, skąd się wziął ten drugi znak – szepnął, spuszczając oczy. – Przysięgam ci, kapitanie, żem naznaczył17 jeden tylko dom!

      Kapitan nic nie odpowiedział i poszedł dalej, ale po chwili znów się zatrzymał koło innego domu i znów zawołał:

      – Alofie, widzę trzeci znak na progu innego domu!

      Alof pochylił głowę i milczał. Wiedział, że go czeka śmierć z ręki kapitana. Kapitan tymczasem spostrzegł inne znaki kredowe na innych domach i rzekł:

      – Któryż z tych domów jest domem naszego wroga? Przecież nie możemy tych wszystkich domów spalić i wszystkich mieszkańców wymordować!

      – Kapitanie – szepnął Alof – myślałem, że jestem mądry i przebiegły, ale widocznie jest ktoś mądrzejszy i przebieglejszy ode mnie! Nie wiem, kto naznaczył inne domy kredą, to jedno wiem tylko, żem18 obietnicy swojej nie spełnił i wroga naszego nie odnalazłem. Chętnie więc głowę swoją pod miecz oddam, gdyż na karę śmierci zasłużyłem.

      Nic kapitan na to nie odpowiedział, jeno kroku przyśpieszył, aby jak najprędzej wraz ze zbójcami do Sezamu wrócić.

      Zbójcy pod miastem czekali na dalsze rozkazy kapitana i marzyli o tym, że się zemszczą na swoim wrogu. Lecz kapitan zbliżył się do nich ponury, z wielkim marsem na czole. Alof w milczeniu szedł za kapitanem.

      – Panowie zbójcy! – rzekł kapitan, groźnie poruszając wąsami. – Wyprawa nasza nie udała się i musimy co prędzej wracać do lasu, ażeby śmiercią ukarać Alofa.

      Wszyscy, milcząc, wyruszyli w drogę powrotną do lasu. Późną nocą stanęli przed Sezamem. Kapitan zawołał:

      „Jest tu brama w skale,

      I są czary w bramie!

      Ku swej własnej chwale

      Otwórz się, Sezamie!”

      Sezam się otworzył i kapitan ręką dał znak Alofowi, ażeby wszedł pierwszy do jaskini. Alof dumnie


Скачать книгу

<p>16</p>

żem postąpił – dziś: że postąpiłem. [przypis edytorski]

<p>17</p>

żem naznaczył – dziś: że naznaczyłem. [przypis edytorski]

<p>18</p>

żem nie spełnił – dziś: że nie spełniłem. [przypis edytorski]