Dwa bieguny. Eliza Orzeszkowa

Dwa bieguny - Eliza Orzeszkowa


Скачать книгу
zadziwienia, nawet zgorszenia, których wyrazy przemknęły po twarzach obecnych, albo i trwale na nich osiadły, opowiedzieć niepodobna. Miała znaczny majątek! Chciała z niego zrobić jak najlepszy użytek! Uważała go za depozyt! Jakże można odzywać się z czemś podobnem! Idalka próbowała wprowadzić rozmowę na tor inny, ale towarzystwo nie pozwoliło pozbawić siebie zabawy oryginalnej. Osobę, tak w świecie nową, doprowadzić do publicznych zwierzeń, wznieciło ambicję wielu naraz umysłów. Józio, syn sławnego prawnika i… który wraz ze mną uczęszczał był, co prawda niezbyt często, na prawny wydział uniwersytetu, z uroczystą prawie powagą zapytał:

      – Pani nie posiada dobrze uregulowanego prawa własności?

      Panna Zdrojowska, widząc poważne usposobienie obecnych, ożywiła się znacznie.

      – Owszem, posiadam je jak najlepiej uregulowane pod względem prawnym – odpowiedziała.

      – Więc zkądże myśl o depozycie?

      – Bo posiadaczem tego majątku byłby brat mój, gdyby żył…

      – Ale ponieważ umarł… – z melancholijnem rozpostarciem rąk zauważył Widzki.

      – Więc powinnam obrócić go na jak największą korzyść tego, co on kochał…

      Było to już tak górne, że poprostu zamieniło nas w głąby. Takeśmy się zadziwili, że zapomnieliśmy o żartowaniu. Panie, za wachlarzami, trochę uśmiechały się, trochę zaczynały szeptać pomiędzy sobą, ale panna Zdrojowska stanęła widać na takim gruncie i znalazła się pod takim wpływem, wobec których nieśmiałość jej znikła i pozostała tylko chęć wypowiedzenia najdroższych uczuć i myśli. Nie rumieniła się już, owszem, trochę pobladła i z płomieniem w oczach rzekła:

      – Tak marzyłam, tak pragnęłam znaleźć się tu, poznać tych, którzy społeczeństwu naszemu przewodniczą, usłyszeć ich zdania, zaczerpnąć od nich świateł, wskazówek…

      Kilku z pomiędzy nas ukłoniło się głęboko.

      – Pani! czem tylko słabe siły nasze służyć mogą!

      – Jakich mianowicie świateł i wskazówek?

      Cała w promieniach i płomieniach, nerwowym ruchem ręki mnąc fałdę sukni i, jak mi się zdawało, drżąc nieco, mówić zaczęła:

      – Idzie mi o to, czy w pojmowaniu zadania nie popełniam błędu. Zdaje mi się, że dla tych, którzy mają szczęście posiadać ziemię i żyć pośród ludu, nic nie ma ważniejszego nad udoskonalanie ziemi i ludu. Praca około roli dla podniesienia jej produkcyjności i około dusz ludzkich dla ich uszlachetnienia… to są zarysy główne… ale szczegóły, sposoby…

      – Szczytne uczucia! – zadeklarowało parę głosów męzkich, a jeden kobiecy zauważył:

      – Ależ te rzeczy muszą być strasznie trudne i – nudne!

      Widzki zaś łagodnie i współczująco wtrącił:

      – Czy nie za wielki ciężar dla sił niewieścich?

      Podniosła na niego trochę przenikliwe, a trochę smutne oczy.

      – „Poranek” inaczej o siłach niewieścich utrzymuje – zcicha wymówiła.

      Widzki zmieszał się nieco.

      – Pani łaskawa – zaczął – teorja… a praktyka… rzeczy różne…

      Po raz pierwszy na niego i wogóle po raz pierwszy podniosła głowę i spojrzała trochę z wysoka.

      – Spostrzegać zaczynam, że tak bywa…

      Zdawało mi się, że w tej chwili spostrzegać też zaczynała w rozmowie ładnie utajoną podszewkę żartu, ale spostrzeżenia tego nie była jeszcze pewną.

      – A jabym tu miał do zarzucenia – z wielką zewnętrzną powagą zaczął Józio – że takie pojmowanie życia jest zbyt surowem… zbyt oddalone od źródeł i wzorów cywilizacji, aby przez kogokolwiek, bez ostatecznej konieczności, akceptowane być mogło.

      Zelektryzowało to ją znowu tak bardzo, że o spostrzeżeniu, czy podejrzeniu swojem zupełnie zapomniała.

      – A mnie się zdawało – zaczęła – pewną nawet byłam, że w takich okolicznościach wszyscy surowo pojmujemy życie, że tu szczególniej, w ognisku naszej oświaty, naszych dążeń i ideałów, takie pojęcie o życiu jest panującem, wskazywanem… Zresztą, nie wiem doprawdy, czy wogóle podobna być szczęśliwym, nie mając jakiegoś celu, zadania, szczególniej tak naturalnego i koniecznego…

      Istotnie, to co mówiła wydawało się jej tak naturalnem i koniecznem, jak samo mówienie o tem i zajmowanie tem – wszystkich wogóle, a przewodników społeczeństwa w szczególności. Zresztą w zasadzie, wszyscy byliśmy tego samego, co ona, zdania, tylko nie doświadczaliśmy palącej ochoty stosowania go do siebie i raziła nas ogromnie forma, w której wypowiedzianem zostało. Ilski szczególniej z szeroko otwartemi i wlepionemi w nią oczyma, wyglądał przekomicznie.

      – O cóż więc właściwie łaskawej pani idzie? – ze szczerem zdziwieniem zapytał.

      – Pragnęłam usłyszeć zdanie ludzi, społeczeństwu przewodniczących, o obowiązkach, które w tej chwili najważniejszemi są dla posiadaczy większych własności ziemskich… i o tem także, jakiemi sposobami te obowiązki najlepiej spełnić można…

      Nastąpiła chwila milczenia ogólnego, kilka osób porozumiewało się spojrzeniami, wszyscy przybrali postawy i miny poważne. Uznawano, że w tem, co panna Zdrojowska powiedziała, materji do żartów nie ma, ale zarazem uczuwano ogromną ochotę do żartowania… Na katedrze, na ambonie, w książce zresztą, to bardzo dobre, ale w towarzystwie jest poprostu śmiesznem. Jednak, z drugiej strony, otrzymana godność przewodników społeczeństwa, obowiązywała i nikt nie chciał okazać przed tą kobietą, bądź co bądź, młodą i bogatą, że mu zbyt wielki zaszczyt wyrządziła. Widzki pierwszy przerwał uciążliwe dla wszystkich milczenie.

      – Jeżeli idzie o podniesienie kultury rolnej – rzekł – posiadamy parę pism specjalnych, których tytułami i adresami bardzo chętnie służyć pani będę.

      – A jeżeli o oświatę ludową – wtrącił Józio – wątpię, czy na tej drodze cokolwiek da się zrobić; lud nasz jest tak pierwotnym, że trudno pomiędzy nim a nami znaleźć jakikolwiek punkt… kojarzący…

      – Mnie się zdaje – pierwsza z kobiet ozwała się pani Marja – że bardzo ważnem zadaniem dla ludzi mieszkających na wsi, jest ożywianie tam życia towarzyskiego, które znajduje się teraz w wielkim upadku…

      – Zupełnie słusznie – prawie z zapałem potwierdził Leon – przyozdobić dom dziełami sztuki, otworzyć go dla sąsiadów, uczynić z niego przybytek dobrego smaku i uszlachetniających wrażeń…

      – Mówisz tak, jak gdybyś był adwokatem pana Adama Ilskiego i chciał mu zapewnić sprzedaż paru obrazów…

      Był to pierwszy żart, który innym tamę otworzył.

      – Przedewszystkiem – śmiejąc się zawołała Idalka – nie trzeba robić z siebie mniszki!

      – Broń Boże! bo po pierwsze jest to anachronizmem, a powtóre samobójstwem…

      – Według mnie, kobieta piękna i wykształcona jest zjawiskiem tak cudownem i dobroczynnem, że przez samo już istnienie swe na ziemi spełnia zadanie najwspanialsze…

      – A jeżeli idzie o bezpośrednie służenie ogółowi, droga tu jasno wytknięta: rodzina, macierzyństwo!

      – Uszczęśliwienie jednego z synów społeczeństwa…

      – Wychowanie dla społeczeństwa nowych filarów…

      Stefan, zdecydowany pesymista, utrzymywał, że nie warto


Скачать книгу