ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ. Graham Masterton

ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton


Скачать книгу
splątane ciemne włosy przetykane pasmami siwizny.

      Potrząsnęła ponownie żebrakiem, tym razem mocniej, ale wciąż się nie poruszał. Uznała, że jest albo pijany, albo naćpany, albo – co najbardziej prawdopodobne – martwy.

      Odwróciła się i zawołała:

      – Jim! Jimmy! Musimy wezwać karetkę! I kryminalistyków! Wygląda na to, że Gearoid nas opuścił!

      Podczas gdy Brogan dzwonił po pogotowie i ekipę techników, jego partnerka ściągnęła koc z Gearoida i przewróciła go na plecy. Spod bezwładnego ciała wytoczyła się pusta butelka po wódce. Teraz było już oczywiste, że żebrak nie żyje. Miał szeroko otwarte oczy, zasnute śmiertelną mgłą. Spomiędzy rozchylonych, suchych i popękanych warg wystawał czubek żółtego języka, jakby Gearoid po raz ostatni chciał pokazać światu, że nie obchodzi go wcale, jak został przez niego potraktowany. Cuchnął kałem, co oznaczało, że wypróżnił się mimowolnie w chwili śmierci.

      Choć był brudny i odrażający, Cavey przycisnęła palce do jego szyi, by sprawdzić na wszelki wypadek, czy nie wyczuje pulsu. Zdarzyło jej się kiedyś, że uznała za zmarłą kobietę w średnim wieku, która przewróciła się w Tesco przy Paul Street, lecz gdy jechali do szpitala, nagle usiadła prosto i spytała, dokąd, na miłość boską, ją zabierają.

      Brogan podszedł bliżej, by przyjrzeć się żebrakowi. Funkcjonariusz Garda Síochána dobiegał czterdziestki, miał ciemny zarost, widoczny na twarzy nawet zaraz po goleniu, i zrośnięte nad nosem czarne brwi.

      – Moim zdaniem umarł co najmniej trzy godziny temu, może i wcześniej – orzekł. – Biedny Gearoid. Zawsze powtarzał, że w niebie będzie mu lepiej. Mówił mi, że kiedyś był piosenkarzem folkowym. Nagrał nawet płytę. Teraz pewnie śpiewa już z niebiańskimi chórami.

      – Nie widzę żadnych obrażeń – rzuciła Cavey. – Żadnych siniaków ani krwi.

      Jej partner wskazał głową na pustą butelkę po wódce.

      – Zatrucie alkoholowe i hipotermia, mogę się założyć.

      Cavey wstała z kucek.

      – Szkoda, że tak skończył – powiedziała. – Wiesz, o czym mówię? Umrzeć na ulicy, pod drzwiami…

      – Mogło być gorzej – odparł Brogan. – On uważał, że jeśli chodzi o żebranie, to jedne z najlepszych drzwi w Cork. Tuż obok Savoy Centre i dokładnie naprzeciwko Debenhams i Brown Thomas. Mówił mi, że nawet w ciągu kiepskiego tygodnia mógł spokojnie nazbierać siedemset albo osiemset euro, a w czasie parady w Dniu Świętego Patryka, parady LGBT, w Boże Narodzenie czy w Wielkanoc jeszcze więcej. Te drzwi to była żyła złota.

      – Tak czy inaczej, był całkiem sam, Jimmy, bez dachu nad głową i bez łóżka, w którym mógłby się normalnie przespać.

      – To prawda, nie możesz jednak oceniać, czy ktoś jest szczęśliwy, patrząc na to z własnej perspektywy. Niektórzy faceci zostają księżmi czy mnichami i dobrze im z tym, a ja nigdy nie mógłbym żyć w celibacie. Nie zrezygnowałbym z kobiet, nawet gdyby chcieli zrobić ze mnie papieża.

      – Jasne, a mnie mianowaliby wtedy matką przełożoną.

      Kilka osób stojących na przystanku autobusowym gapiło się na nich i na ciało Gearoida; ludzie wracający z zakupów również przystawali, by zobaczyć, co się dzieje.

      – Zrób parę zdjęć, a ja w tym czasie odgrodzę to miejsce taśmą – powiedział Brogan. – Potem go przykryjemy i poczekamy na karetkę.

      Przegonił wszystkie osoby z przystanku, rozkładając szeroko ręce, jakby zaganiał do zagrody owce, a pozostałym gapiom nakazał, by się rozeszli i zajęli swoimi sprawami. Ludzie z ociąganiem przechodzili dalej, choć większa grupka ciekawskich zgromadziła się już po drugiej stronie ulicy.

      – Nie ma tu nic do oglądania! – zawołał do nich, lecz nikt na to nie zareagował.

      Wrócił do radiowozu po rolkę taśmy policyjnej i aparat cyfrowy. Podczas gdy on zajmował się rozciąganiem taśmy, jego partnerka fotografowała ciało Gearoida z każdej strony i pod wszystkimi możliwymi kątami. Wiedziała, że kryminalistycy również się tym zajmą, była to jednak część nowych procedur, które stopniowo wprowadzano w całym kraju. Przekonano się, że są szczególnie przydatne w sprawach przemocy domowej, śmiertelnych wypadkach i zgonach bezdomnych znalezionych na ulicy.

      Dziesięć minut później przyjechała karetka, a wkrótce po niej furgonetka kryminalistyków, dwa kolejne radiowozy i nieoznakowany samochód policyjny, z którego wysiedli detektyw sierżant Sean Begley i detektyw posterunkowa Bedelia Murrish.

      – Co my tu mamy? – spytał Begley, stawiając kołnierz płaszcza i pociągając głośno nosem.

      – Bezdomnego faceta, którego nazywaliśmy Gearoid – odparł Brogan. – Wygląda na to, że umarł w nocy albo nad ranem.

      – Biedak. – Sierżant westchnął. – Nie otrzymał nawet ostatniego namaszczenia.

      Rozdział 6

      Katie wstała o szóstej, gdy na dworze było jeszcze ciemno. Wzięła prysznic i ubrała się najciszej, jak potrafiła, bo Conor jeszcze spał. Przed wyjściem przyniosła mu jednak kubek herbaty, włączyła lampkę nocną i pocałowała go w czoło, fundując mu delikatną pobudkę.

      – Jezu, która to godzina? – spytał, mrugając nieprzytomnie.

      – Na pewno za wcześnie, żeby uganiać się za bezdomnymi psami. Nie musisz jeszcze wstawać.

      – Och, co za ulga. – Ziewnął, siadając prosto. – Zadzwonię później, kiedy już zawiozę Waltera do Gilabbey. Może znajdziesz chwilę, żeby zjeść ze mną lunch.

      – Będziemy w kontakcie. Wszystko zależy od tego, jakich to paskudnych zbrodni dopuścili się mieszkańcy Cork w nocy. Brendan O’Kane organizuje rano spotkanie, żeby się przedstawić, ale przypuszczam, że nie potrwa to długo, bo gość raczej nie jest zbyt wylewny.

      – Mówiłaś, zdaje się, że znasz go z akademii policyjnej. Myślisz, że będziecie się jakoś dogadywać?

      – Znasz mnie, Con. Jestem wzorem elastyczności.

      – Gdyby „elastyczność” była rodzajem betonu, zgodziłbym się z tobą.

      Katie pocałowała go ponownie, w usta. Powiedziała mu wieczorem, że była z O’Kane’em w akademii w Templemore, ale nie wspomniała o ich romansie ani o jego zakończeniu. Zawsze uważała, że jeśli nie ma takiej konieczności, lepiej nie sprawiać komuś bólu ani nie budzić w nim zazdrości.

      Dotarła na Anglesea Street dwadzieścia po siódmej. W nocy padało i choć teraz chmury się rozpierzchły, chodniki lśniły wilgocią. Ana-Maria wciąż była na komendzie; Katie znalazła ją w stołówce, gdzie dziewczynka jadła właśnie na śniadanie owsiankę i tosty, wymachując przy tym wesoło nogami. Towarzyszyła jej młoda funkcjonariuszka, Maebh Cassady.

      Na widok Katie Ana-Maria odłożyła łyżkę, zeskoczyła z krzesła i podbiegła ją uściskać.

      – Mătușa… îmi pare rău că am fugit! – zawołała, unosząc głowę, żeby widzieć twarz Katie.

      Ta uśmiechnęła się i uścisnęła ją czule.

      – Nie wiem, co właściwie powiedziałaś, kochanie, ale ogromnie się cieszę, że jesteś bezpieczna. I bardzo mi się podoba twoja sukienka!

      Ana-Maria miała umyte, splecione w dwa warkocze włosy i była w sukience z zielonego sztruksu z kremowym koronkowym kołnierzykiem, którą znaleziono zapewne pośród rzeczy przyniesionych


Скачать книгу