ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ. Graham Masterton

ŻEBRZĄC O ŚMIERĆ - Graham Masterton


Скачать книгу
psiej mamy.

      Zrobił parę zdjęć i nagrał kilkusekundowy film. Suka patrzyła na niego błagalnym wzrokiem, ale jedyne, co mógł zrobić, to ostrożnie odłożyć pokrywę na miejsce i ponownie zamknąć ją w ciemności wraz z jej szczeniakami.

      Miał właśnie podnieść wieko drugiej skrzyni, gdy otworzyły się drzwi szopy. Szczeniaki natychmiast znów zaczęły piszczeć i skakać na ściany metalowych klatek. Conor rozejrzał się szybko, nie miał jednak gdzie się ukryć. Zdążył tylko schować iPhone’a do kieszeni płaszcza.

      Do pomieszczenia wszedł wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna. Choć stał na tle otwartych drzwi, oświetlony od tyłu blaskiem dnia, Connor widział, że jest ogolony na łyso, ale ma długie wąsy i brodę. Był w zielonej kurtce z futrzanym kołnierzem i niósł duże kartonowe pudło.

      – Hej, co ty tu, kurwa, robisz, koleś?! – zawołał na widok Conora.

      Ten podniósł obie ręce.

      – Zajrzałem ze zwykłej ciekawości. Wybrałem się na spacer, a kiedy tędy przechodziłem, usłyszałem szczekanie psów. Wydawało mi się, że coś je wystraszyło, więc wszedłem tu sprawdzić, czy nic im nie jest. To wszystko.

      Pudło, które brodacz wypuścił z rąk, spadło na podłogę z głośnym trzaskiem. Conor omal nie podskoczył, wystraszony.

      – Jak to, kurwa, przechodziłeś obok? Nikt tędy nie przechodzi. Nigdy. To wszystko teren prywatny. Nawet pierdoleni farmerzy tędy nie chodzą.

      – Posłuchaj, wygląda na to, że wszystko jest w porządku. To znaczy psy. Więc ja już sobie pójdę, zgoda?

      Conor ruszył w stronę mężczyzny i próbował go obejść, lecz ten przesunął się w bok, blokując mu drogę do wyjścia. Śmierdział starym alkoholem i potem. Conor podniósł na niego wzrok i zobaczył, że ma świeżą bliznę w kształcie litery Y na czole, nad prawym okiem.

      – Zanim stąd pójdziesz, koleś, może mi powiesz, co tu naprawdę robiłeś? Nie jesteś chyba jednym z tych wścibskich inspektorów, co?

      – Och, daj spokój, czy ja wyglądam na kogoś takiego? Poza tym inspektorzy zawsze noszą mundury i odznaki, nie?

      – Więc może jesteś pieprzonym dziennikarzem. Dość już narobili nam problemów, sukinsyny.

      – Mówiłem ci. Przechodziłem obok i słyszałem, jak te psy histerycznie szczekają, więc pomyślałem, że może dzieje im się coś złego. Posłuchaj ich tylko, na miłość boską. Jak myślisz, dlaczego musimy do siebie krzyczeć, żeby cokolwiek zrozumieć?

      Brodacz przymknął jedno oko i zmierzył go wzrokiem.

      – No to chodźmy do właścicielek. Może będą chciały wezwać gliniarzy i oskarżyć cię o włamanie. Kto wie, może chciałeś zwędzić parę naszych suk, co?

      Conor pokręcił głową.

      – Posłuchaj, nie jestem żadnym inspektorem ani dziennikarzem, ani porywaczem psów. Niczego nie ukradłem i niczego nie zniszczyłem, więc bądź łaskaw zejść mi z drogi i wypuścić mnie stąd…

      – A ja ci, kurwa, nie wierzę. Pójdziemy do sióstr McQuaide. One będą wiedziały, co z tobą zrobić. Jeśli cię puszczę, koleś, a jutro rano w gównianym „Echo” będzie artykuł o tym, jaka to z Foggy Fields pierdolona dziura, to jak myślisz, komu się, kurwa, oberwie?

      Conor wahał się kilka sekund. Jeśli pozwoli, by ten facet zaprowadził go z powrotem do Blánaid i Caoilfhoinn, całe jego śledztwo weźmie w łeb. Z pewnością nie sprzedadzą mu małego mopsa, choć potrzebował go jako żywego dowodu, że hodują szczenięta, nie dbając ani trochę o ich dobrostan. A on wciąż nie miał dowodów, że siostry McQuaide mają znacznie więcej suk rozrodowych, niż zezwalało na to prawo, i że bezlitośnie je wykorzystują.

      – Nie, nie ma mowy – rzucił w końcu i spróbował odepchnąć brodacza. Ten popchnął go z taką siłą, że Conor stracił równowagę i poleciał na metalowe klatki, które stały za jego plecami. Zamknięte w nich szczeniaki cocker pudli przeraźliwie piszczały i pchały się na siebie. Chwycił się siatki, by podciągnąć się w górę, lecz osiłek zrobił dwa kroki do przodu i wymierzył mu cios w prawy policzek. Głowa Conora odskoczyła w bok tak gwałtownie, że poczuł, jak chrzęszczą ścięgna w jego szyi.

      Oszołomiony, opadł na jedno kolano i potrząsnął głową, by oczyścić umysł, po czym znowu spróbował wstać. Był wysportowany i trenował judo, ale przeciwnik był od niego znacznie cięższy, silniejszy i agresywniejszy. Kiedy Conorowi udało się w końcu stanąć na nogach, otrzymał kolejny cios w twarz i tym razem poczuł, jak pęka jego kość nosowa. Potem brodacz uderzył go w prawą stronę czoła, tak że Conor poleciał w lewo i zanim upadł, zainkasował jeszcze cios w szczękę. Wylądował na plecach, na brudnej drewnianej podłodze, i wypluł z ust dwa zakrwawione zęby. Choć półprzytomny, znowu starał się podnosić, lecz wtedy przeciwnik kopnął go mocno w krocze, i to trzy razy. Czując potworny ból, Conor zwinął się w kłębek i zakrył genitalia dłońmi. Brodacz stał nad nim i rozcierał knykcie.

      – Chcesz, żebym ci sprzedał jeszcze jednego kopa, koleś? Czy masz już dość? Bo ja mogę tak jeszcze długo, całkiem za darmo.

      Mimo ogłuszającego pisku szczeniąt, Conor słyszał jego pogróżki, nie mógł jednak mówić. Z bólu z trudem zbierał myśli. Kiedy leżał nieruchomo na podłodze, poczuł wibracje iPhone’a i widział, jak mężczyzna pochyla się nad nim i wyjmuje telefon z jego kieszeni, lecz bolało go tak, że nie mógł się ruszyć. Słyszał, jak jego oprawca otwiera i zamyka za sobą drzwi. Potem nagle zrobiło się ciemno i cicho. Zdał sobie sprawę, że czeka go śmierć.

      Rozdział 8

      Katie zaczęła się martwić. Powiadomiła Conora, że nie może się z nim spotkać na lunchu, bo rano pod drzwiami sklepu na Pana znaleziono martwego żebraka. Czekała teraz na dokładniejsze informacje, by o drugiej poprowadzić zwołaną naprędce konferencję prasową. Minęło już dwadzieścia pięć minut, odkąd wysłała SMS-a, a Conor wciąż nie odpowiadał. Na pewno słyszał wibracje telefonu, a nawet jeśli prowadził, to do tej pory już by jej odpisał. Wysłała więc kolejną wiadomość: Gdzie jesteś? Nie mogę zjeść z tobą lunchu.

      Czekała, ale odpowiedź wciąż nie nadchodziła, odłożyła więc telefon i zajęła się ponownie pisaniem raportu o danych dotyczących przestępczości w Cork w minionym roku. Odnotowano niepokojący wzrost ataków z użyciem noża, a także żrących cieczy, takich jak środki czyszczące do rur czy kwas siarkowy. Do niektórych z tych napadów doszło w społeczności azjatyckiej. Co najmniej trzy dziewczyny zostały oszpecone tylko dlatego, że nie chciały poślubić mężczyzn wybranych przez ich rodziców. Jednak jeszcze więcej ataków dokonali młodzi złodzieje na skuterach, którzy pryskali kwasem w twarz przechodniów i kradli im telefony komórkowe.

      Detektyw sierżant Begley zapukał w otwarte drzwi i wszedł do środka, prowadząc za sobą detektyw Bedelię Murrish. Begley wydawał się sztywny i oficjalny jak zawsze, a Murrish była chuda jak modelka, nawet chodziła w podobny sposób, elegancko stawiając stopy.

      Choć Katie nie słyszała sygnału, zerknęła na iPhone’a, by sprawdzić, czy Conor nie odpowiedział, jednak ekran pozostawał ciemny. Odsunęła do tyłu krzesło i podniosła się.

      – Wejdźcie, proszę – rzuciła. – O co chodzi z tym bezdomnym?

      Begley wyjął notes i odsunął go na długość ręki, by lepiej widzieć.

      – Zmarły został zidentyfikowany jako Gearoid Ó Beargha. Funkcjonariusz Brogan dobrze go znał. Mówi, że Gearoid przez ostatnie dwa i pół roku spał przed drzwiami sklepu przy Savoy


Скачать книгу