Diabeł, laleczka, szpieg. Matt Killeen
– zawyła w otaczającą ją mgłę, lecz nie słyszała echa ani nawet nie poczuła drżenia powietrza, które świadczyłoby o tym, że dźwięk jej głosu powędrował gdzieś dalej. Stała przy zniszczonym płocie okalającym stare magazyny.
Matki już nie było. Samochód, wypadek, goniące ją psy… wszystko zniknęło. Za to pośrodku drogi stało szpitalne łóżko. Leżała na nim Elsa przypięta pasami. Miała potargane włosy, czerwone oczy i bladą skórę.
– Gdzie jest Mutti? – zapytała Sara.
– Gdzie jest Mutti? – powtórzyła Elsa okrutnym głosem. – Odeszła, jak wszyscy. Nie widzisz, co robisz? Gdziekolwiek się pojawisz, ludzie cierpią i umierają. Powinnam była pozwolić ojcu…
– Ale nie pozwoliłaś. – Sara przerwała jej głośno. Próbowała ją uwolnić, lecz skórzane pasy były bardzo ciasno owinięte, a węzły zbyt mocne, by mogła je rozplątać.
– Wydaje ci się, że pomagasz, ale tak nie jest – syknęła Elsa przez zaciśnięte zęby. – Nie jesteś wcale taka niewinna.
– Nie…
– Jesteś roześmianą dziewką w portowym hotelu…
– Nie!
– Twoją drogę znaczą trupy. Przez ciebie giną ludzie. Co. Krok.
W końcu Elsa była wolna. Natychmiast zacisnęła dłonie na gardle Sary i przycisnęła ją do pościeli.
– Teraz… czy później? – wykrzyczała.
Sara usiadła gwałtownie na łóżku. Z zaciśniętymi zębami próbowała się uwolnić z uścisku dłoni Elsy.
Gottverdammt.
W ciemności opadła na poduszki i dysząc ciężko, w myślach zaczęła pisać kolejny list.
.
Droga Myszo!
Och, Myszo, czy byłoby Ci lżej, gdybyś wiedziała, że Schäfer nie żyje? Że Elsa zastrzeliła własnego ojca, zanim… zanim cokolwiek mi zrobił? Czy może jesteś teraz zła, że nikt nie przyszedł, kiedy Ty potrzebowałaś ratunku? Już nigdy nikogo nie skrzywdzi. Czy to Ci pomoże?
Elsa trafiła do szpitala i już z niego nie wyszła. Myślisz, że zasłużyła sobie na to? Czy to dobra kara za sprowadzanie niewinnych owieczek na rzeź? Nikt nie podejrzewa nawet, że to ona zabiła ojca, więc jeśli wyzdrowieje, może wrócić do swojego życia… albo do życia w ogóle… Jakiegoś przynajmniej.
Wiem, że próbowałaś mnie ostrzec. Robiłaś, co mogłaś. Wiem, że mówienie o tym… jest trudne. Nawet teraz nie potrafię używać tych słów. Kiedy milczałaś i patrzyłaś przed siebie… nie miałam wtedy pojęcia, jakie potworności wracały do Ciebie w myślach. Przepraszam.
Może Elsa dostała to, na co zasłużyła, hat ihr Fett wegbekommen.
Ptaszki ćwierkają, że Rothenstadt zostało zamknięte i że Bauer trafił do obozu pod Monachium. Wiedziałaś o tym? Nie krytykuję Cię, w końcu to była Twoja praca. Czy ojciec jest z Ciebie dumny?
Alles Liebe,
Ursula
ROZDZIAŁ
DZIESIĄTY
31 SIERPNIA 1940
SARA BEZ TRUDU MOGŁABY SOBIE WYOBRAZIĆ, że Rzym to rozgrzany, letni Berlin. Woń w powietrzu, parki i większość budynków równie dobrze mogłyby znaleźć się w Rzeszy.
Trypolis reprezentował zupełnie odmienny świat – był najdziwniejszym i najbardziej obcym miejscem spośród wszystkich, jakie wcześniej widziała.
Wszędzie panował suchy i bezkresny upał, a powietrze miało smak pyłu, który wciskał się w każdy por skóry, każdy zakamarek ubrań i w każdą kieszeń, a zapach piasku mieszał się z aromatem przypalonych grzanek i cynamonu.
Miała wrażenie, że całe miasto zostało uporządkowane, pozbawione przeszkód i dopieszczone. Jednak szerokie ulice, proste alejki, świeżo posadzone drzewa, szczodrze podlewane ogrody, pięknie udekorowane ściany i klatki schodowe, wszystkie te bulwary były tylko włoską maską, za którą kryło się znacznie bardziej skomplikowane miasto. Przybrani w biel poddani włoskiej Libii mieszali się i tłoczyli w każdym dostępnym miejscu jak żywi, oddychający żywiciele włoskiego pasożyta.
Również Grand Hotel zajmował fantazyjny budynek żywcem przeniesiony z Baśni tysiąca i jednej nocy stworzony tylko po to, by zaspokajać wyniesione z teatru oczekiwania białych kolonialnych panów. W jego wnętrzu Sara najdotkliwiej odczuwała, że to nie jest jej miejsce; chodziło nie tylko o to, że akurat ona nie powinna tam być – Żydówka, szpieg i aktorka – ale że żadne z jej wcieleń nie miało do tego miejsca prawa.
Im dalej na południe się przemieszczali, tym większym brzemieniem dla odźwiernych i pokojówek stawała się ich służba, a sposób traktowania ich przez białych klientów był coraz gorszy i brutalniejszy. Jakby w ogóle nie byli ludźmi. Tutaj, w Trypolisie, Sara zaczęła się zastanawiać, czym różnił się ich los od niewolnictwa. Nie, nie byli niewolnikami, bo niewolnictwo oficjalnie nie istniało. Lecz to były tylko słowa.
Śniadanie podano na nieskazitelnie nowej zastawie. Sara nie mogła przestać myśleć, kto prowadzi tu kuchnię: dumna i kłótliwa Frau Hoffmann, pełna złości i skrzywdzona Clementine czy zniewoleni mieszkańcy? Przybywając tu z czarną służącą, czuła się współwinna wykrzykiwanych rozkazów, wymuszonej służalczości i strachu. Już w Rzymie, przez uchylone tylne drzwi, obserwowała nubijskich pracowników, jak w chwili przerwy zbierają się za hotelem, żartują, dzielą się jednym papierosem i miała wrażenie, że ich kolorowe ubrania i egzotyka są tylko na pokaz dla turystów. Tutaj nie miała już złudzeń.
– Coś nie tak z jajkami? – zapytał kapitan.
– Zostały okupione krwią uciśnionych.
Kapitan z wrażenia wypluł kawę z powrotem do filiżanki i zaczął się krztusić, przyciskając chusteczkę do ust.
– Uff, no dobrze, a gdzie Clementine? Wykrada jakieś tajemnice? – zmienił temat.
– Wyszła porobić zdjęcia. Powiedziała, że chce zobaczyć rynek, Suk el Turc… Dlaczego zdecydowałeś się ją zabrać? – zapytała niespodziewanie.
– Chciałaś chyba zapytać, dlaczego dałem ci się przekonać?
– Jedyne, czego dla niej chciałam, to jakiegoś zatrudnienia, bo zrobiło mi się jej żal. Potem uratowałam ją przed śmiercią, a przez to wszystko bałam się ją zostawić z Norrisem. Nie mogłam ryzykować i pozwolić, żeby odeszła z tym, czego się dowiedziała, i… – Sara przerwała na chwilę i zaskoczona pokręciła głową. – Właściwie dlaczego ja to wszystko zrobiłam?
– Ona wywiera tak wpływ na innych, prawda? Nie przejmuj się, nikomu nie stała się krzywda. Nie sprzeda nas Gestapo, bo lepiej płacimy, a poza tym za bardzo się w to uwikłała. Na dodatek miałaś rację, dodatkowa para rąk bardzo nam się przyda. Clementine ma wrodzony talent do szpiegowania… w pokoju pięćset dwa naprawdę był komunista.
– Zaczęłam zabiegać o jej sympatię… – wyszeptała Sara z niedowierzaniem.
Kapitan wypuścił powietrze nosem i uśmiechnął się delikatnie.
– Jesteś… jesteś tylko człowiekiem, Saro z Elsengrundu. W mojej… w naszej pracy ta cecha rzadko prowadzi do czegoś pozytywnego, ale twój talent w tym właśnie ma swoje źródło. Tak mi się wydaje… – zamilkł, nie kończąc komplementu. – Słuchaj, ostatnio nieco się rozleniwiliśmy. Staliśmy się nieostrożni i nieuważni, ale jakoś uszło nam to płazem. Ta misja dobrze nam zrobi. Sama zobaczysz.
Sara uniosła dyskretnie