Weteran. Andrews William

Weteran - Andrews William


Скачать книгу
nich. Wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyła Scarlet, było zostanie panią Hamilton, kochającą żoną i matką, filarem lokalnej społeczności. – I voila! Jej marzenia się spełniły.

      – Myślę, że byłabym w stanie znieść seksownego faceta w moim łóżku – powiedziała Savannah, rozluźniając się.

      – Męża – podkreśliła Scarlet – męża z krwi i kości, a nie postać z seriali, które oglądasz na HBO. Teraz słuchaj uważnie: numer trzy to „ta chwila gdy ty wyglądasz tragicznie, a jego zupełnie to nie obchodzi”.

      – Czy na całej planecie istnieje choć jeden mężczyzna, którego nie obchodziłoby to, że wyglądam tragicznie? – spytała Savannah. Na pewno nie był nim żaden z tych, z którymi spotykała się w Nowym Jorku. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy tylko pomyślała o Patricku. Do diabła z Patrickiem Monroe! Jak mogła być tak łatwowierna?

      – Oczywiście. To mężczyzna, który kocha się w tobie po uszy – odpowiedziała Scarlet i westchnęła – numer cztery… ten jest ciekawy. „Pierwsza noc, którą spędzicie na rozmowie do świtu”. To jeden z lepszych momentów każdego związku.

      Tak, jasne, pomyślała Savannah. Jest bardzo miło, dopóki każde jego słowo nie okaże się być kłamstwem, a ty uwierzyłaś we wszystko, bo przez pożądanie odebrało ci rozum; nie chciała dopuścić do siebie myśli o głębszym uczuciu. A uwierzyłabyś we wszystko co powiedział – bo przecież kto mógłby kłamać i jednocześnie tak pieścić twoje ciało, sprawiając, że czułaś się jak w niebie?

      – Numer pięć to dzień w którym przedstawi cię swojej rodzinie – kontynuowała Scarlet, a Savannah rozejrzała się dookoła. Deski ścian werandy były świeżo pomalowane na biało, co kontrastowało z wesołym niebieskim kolorem jej dachu. Czerwone pelargonie, które ich mama umieściła w regularnych odstępach, kołysały się lekko w delikatnej bryzie majowego popołudnia. U stopni werandy rozpoczynała się brukowana ścieżka, która prowadziła przez środek zadbanego trawnika, aż do bramy w płocie otaczającym ich dom. Również była pomalowana na biało, a obok niej kwitły azalie; otwierała się prosto na wysadzaną drzewami ulicę. To był klasyczny, amerykański dom, jednak Savannah nigdy nie odważyła się pokazać go Patrickowi, i przedstawić go rodzicom. Patrick wychował się na Upper West Side w Nowym Jorku, chodził do prywatnych szkół, i letnie wakacje spędzał na wyspie Nantucket w Massachusetts; Danvers w Wirginii byłoby dla niego końcem świata. Nie chciała zobaczyć go patrzącego z rozbawieniem na jej ukochany dom; nie byłaby w stanie tego znieść.

      – Numer sześć… – Savannah spojrzała na siostrę. Scarlet oblała się rumieńcem i zaczęła wachlować się dłonią. – …to wtedy, gdy „oboje jesteście nago i zupełnie wam to nie przeszkadza”. No no…

      – Mam nadzieję, że ty i Trey doświadczyliście tej pięknej chwili w środku dnia – powiedziała Savannah, szczerząc się szeroko.

      – To moja prywatna sprawa! – odparła Scarlet, rumieniąc się jeszcze bardziej. – A… a ty? Zrobiłaś to kiedyś?

      – Czy uprawiałam seks w biały dzień? Pewnie.

      – Z tym Patrickiem?

      Scarlet nie lubiła Patricka od chwili ich wspólnego obiadu, podczas tamtej tragicznej wizyty w Nowym Jorku. Powiedziała wtedy siostrze, że czuła jak jej chłopak po cichu się z niej wyśmiewa. Miała rację: gdy Savannah i Patrick zostali sami, wspomniał, że Scarlet ma „mocny” akcent, i że „na szczęście jest ślicznotką, więc to jak mówi, aż tak nie przeszkadza”. Spytał Savannah dlaczego sama nie mówi z takim akcentem; odpowiedziała mu, że ciężko pracowała nad tym by się go pozbyć, podczas czterech lat studiów na NYU. Gdy rozpoczęła pracę reporterki w Sentinel, mówiła już jak reszta zespołu: akcent pojawiał się tylko wtedy, gdy za dużo wypiła.

      – Nie lubiłam go, Vanna. Wiem, że zależało ci na nim, i jest mi przykro, że wam nie wyszło. Jednak wiem, że ktoś wciąż na ciebie czeka. Ktoś lepszy.

      – Nic się nie stało. Okazał się być strasznym draniem.

      – Dokładnie, siostro – odparła Scarlet, kiwając głową.

      – To moja wina. Byłam zaślepiona i nie widziałam tego, co dla ciebie już wtedy było zupełnie oczywiste. Co jest numerem siedem?

      Scarlet spojrzała w czasopismo, a Savannah wychyliła się do przodu i sięgnęła po szklankę mrożonej herbaty. Szklanka pociła się zimnymi kroplami; gdy przyłożyła ją do ust, spłynęły w rowek pomiędzy jej piersiami.

      – Numer siedem. „To moment w którym zdajesz sobie sprawę z tego, że to właśnie on jest tym jedynym”.

      Savannah osiągnęła ten etap z Patrickiem. Tylko on się dla niej liczył: jego arystokratyczny rodowód, szlachetna uroda i szeroka sieć ważnych znajomości zostawiały wszystkich innych mężczyzn daleko w tyle. Niestety, Patrick nie był jej tak samo oddany. To on, bez niczyjej pomocy, zniszczył jej reputację i karierę zawodową, zniszczył jej wiarygodności. Gdy dowiedziała się, że spotykał się z inną kobietą w tym samym czasie, gdy byli razem, poczuła się, jakby wbił jej nóż w plecy.

      – Numer osiem? – spytała.

      – O! Bardzo lubię ten etap. „To chwila, w której po raz pierwszy wyobrazisz sobie waszą wspólną przyszłość”. – Scarlet westchnęła. – Pamiętam jakby to było wczoraj: pierwsza klasa podstawówki, plac zabaw. Trent bujał mnie na huśtawce i nie przejął się nawet, gdy inni chłopcy zaczęli się z niego śmiać.

      Savannah bardzo kochała swoją siostrę, jednak nie była w stanie wyobrazić sobie spędzenia reszty życia z kimś, kto bujał ją na huśtawce w pierwszej klasie. Nie potrafiła zrozumieć, jak Scarlet mogła być tak szczęśliwa: urodzić się, wyjść za mąż i umrzeć w tym samym, małym miasteczku, podczas gdy tuż za rogiem czekał na nią cały świat.

      – Numer dziewięć?

      – „Wasza pierwsza wspólna wycieczka” – Scarlet uśmiechnęła się od ucha do ucha.

      – Hmm. Z tym może być różnie.

      – Jak to?

      – Ciężko o idealny wygląd, gdy budzisz się o poranku – odpowiedziała Savannah – w dodatku podróże często bywają stresujące.

      – Ale przecież ty kochasz podróżować – krzyknęła Scarlet – najchętniej zwiedziłabyś cały świat.

      – Uwielbiam podróżować. Sama. W pogoni za sensacją. Dlaczego miałabym brać kogoś ze sobą?

      – Bo chciałabyś spędzić czas z kimś, kogo kochasz? Bo Hawaje są fajniejsze, gdy… – Scarlet przerwała w pół słowa, i odwróciła wzrok; jej policzki delikatnie się zarumieniły.

      – Hawaje? Nie przypominam sobie żebyś poleciała tam z Trentem – drażniła się z nią Savannah.

      – Miesiąc miodowy – Scarlet wyszeptała bardzo dramatycznym tonem.

      – Aha. Więc już zdecydowaliście? Słyszałam, że to naprawdę romantyczne miejsce.

      Scarlet cała się zaczerwieniła, co bardzo rozbawiło jej siostrę.

      – Daj spokój, Scarlet! Zachowujesz się jakbyś nigdy nawet się nie całowała. Co dalej?

      – Numer dziesięć: „Pierwsza poważna kłótnia” – Scarlet pociągnęła nosem. – Mam nadzieję, że nigdy tego nie doświadczę.

      Zaczęła stukać paznokciami w poręcz huśtawki. Jej lakierowane paznokcie odbijały ciepłe promienie niskiego, popołudniowego słońca.

      – Chcesz mi powiedzieć, że ty i Trent nigdy się nie kłóciliście?

      – Vanna, kochanie, dlaczego miałabym się kłócić z mężczyzną


Скачать книгу