Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
Nie licząc drżących dłoni, poszło mi dobrze. Z każdym kolejnym wyjściem na salę nabierałam wprawy, aż poczułam się na tyle pewnie, że sama zaczęłam przejmować inicjatywę, a nie tylko wykonywać polecenia.
Po około trzech godzinach ponownie zostałam wezwana do biura Amandy. Kroczyłam tam, pewna, że nie sprostałam jej oczekiwaniom, więc chce się ze mną pożegnać. Dlatego, kiedy powiedziała, że mam stawić się jutro punktualnie o siódmej, z niedowierzania opadła mi szczęka.
– Teraz możesz mi podziękować – powiedziała, śmiejąc się z mojej reakcji.
– Dziękuję, pani Amando – wydukałam. Podekscytowanie i strach zatykały mi gardło.
– Amanda, po prostu Amanda – poprawiła mnie. Uśmiechnęła się i na powrót skupiła na pracy, którą przerwało jej moje przyjście. – Do zobaczenia jutro, Evo – dodała.
– Dobrze, Amando, jeszcze raz dziękuję.
Choć moja wdzięczność nie miała granic, powściągnęłam ją, by nie wyjść na wariatkę.
– No dobrze, dobrze, idź już. – Machnęła ręką, odprawiając mnie.
Do domu wróciłam cała rozpromieniona, co nie uszło uwadze Jessie. Ledwo weszłam, od razu zasypała mnie gradem pytań.
– Co się stało? Wszystko w porządku? Skąd to zadowolenie?
Zamierzałam potrzymać ją w niepewności, ale rozpierało mnie tak wielkie szczęście, że nie mogłam się pohamować.
– Znalazłam pracę! – krzyknęłam.
Uśmiechałam się tak szeroko, że moja twarz roztrzaskałaby się w drobny mak, gdyby była ze szkła.
Jessie natychmiast do mnie przeskoczyła, porywając mnie w objęcia.
– Jestem z ciebie niesamowicie dumna, Evo. – Kołysała mnie w swoich ramionach.
– Dziękuję. – Wzmocniłam uścisk. – To dla mnie naprawdę dużo znaczy.
Puściłam ją i opadłam na kanapę.
Jessie ziewnęła i ciężko klapnęła obok mnie. Jej oczy były podkrążone, a twarz blada.
– Ciężka zmiana?
Uniosła powieki i spojrzała na mnie.
– Na Almonaster doszło do wypadku. Część pacjentów przewieziono do nas. Było kiepsko. – Westchnęła, znowu przymykając oczy.
– Bardzo mi przykro. Czy ktoś zginął? – Miałam nadzieję, że zaprzeczy.
– Ojciec z synem z osobowego mercedesa i kobieta z vana – wyszeptała.
– Tak bardzo, bardzo mi przykro. – Ścisnęłam ją za dłoń dla dodania otuchy. – Jak to znosisz? Czy można się do tego przyzwyczaić?
– Do śmierci nigdy się nie przyzwyczaisz, Evo. Nie da się – odparła smutno.
Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, jak ją pocieszyć i co zrobić, by nie była smutna. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, co czuje za każdym razem, gdy ktoś traci życie na jej zmianie. Jessie to twarda babka, mało rzeczy na tym świecie ją rusza, jednak praca w szpitalu jest jedną z nich.
– Jesteś głodna? Może ci coś ugotuję? – palnęłam pierwsze, co przyszło mi na myśl.
– Dziękuję, robaczku, ale nie mam ochoty na jedzenie. Położę się, dobrze?
– Jessie, nie żartuj! To ja cię tu męczę. Powinnaś odpocząć.
– Bardzo się cieszę z twojego szczęścia i naprawdę z chęcią bym uczciła z tobą ten sukces, ale jestem wyczerpana. – Poklepała mnie po kolanie i podniosła się z kanapy. – Obydwie musimy rano wstać, więc powinnyśmy iść do spania. Opijemy to w weekend.
Ułożyła usta w figlarnym uśmieszku i puściła mi oczko.
– Dobrze – zgodziłam się, choć rozsadzała mnie tak wielka energia, że nie wiedziałam, czy uda mi się zasnąć. – Jessie… – mimowolnie wymknęło mi się z ust jej imię.
– Tak? – Zatrzymała się i spojrzała na mnie.
– Dziękuję, że jesteś – wyznałam to, co od dawna chciałam jej powiedzieć.
Podeszła do mnie i zamknęła w szczelnym uścisku.
– To ja dziękuję tobie – szepnęła, po czym uwolniła mnie z objęć i podreptała do swojego pokoju.
Istniało jeszcze wiele rzeczy, których nie potrafiłam zrobić, dlatego kilka następnych dni wypełniała mi praca i nauka. Nie było łatwo, ale z każdym kolejnym dniem stawałam się coraz lepsza. Klienci przeważnie zachowywali się wobec mnie w porządku i, co mnie cieszyło, zostawiali hojne napiwki. Dodawało mi to otuchy, chociaż miewałam też chwile zwątpienia we własne możliwości. Również większość załogi okazała się przyjazna, prócz recepcjonistki Julie oraz Kate, jednej z kelnerek, która wyraźnie nie zapałała do mnie sympatią, mimo że nie dałam jej ku temu powodu.
Tego dnia panował duży ruch. Między kuchnią a salą przewinęło się wiele zamówień, a ból nóg wzmagał się z każdym obsłużonym klientem.
– Evo, stolik numer siedem – polecił menadżer Jerry, podając mi talerz wypełniony ostrygami.
Naprędce poprawiłam włosy i odebrałam od niego naczynie. Z uśmiechem na twarzy wkroczyłam na salę. Mina mi zrzedła w momencie, kiedy ujrzałam, kogo mam obsłużyć. Przy stoliku siedział Alex, a ku niemu pochylała się bardzo ładna ruda dziewczyna, której biust prawie wylewał się z dekoltu sukienki. Poczułam, jak tracę oddech, a z nerwów zaczęły mi się pocić dłonie. Miałam ochotę zawrócić i uciec. To właśnie zamierzałam uczynić, kiedy drogę zastąpił mi Jerry.
– Evo – syknął. – Klient czeka. – Kiwnął dyskretnie głową w kierunku rzeczonego klienta.
Przełknęłam emocje, które zatykały mi gardło, i z łomoczącym sercem ruszyłam przed siebie.
– Witam państwa – powiedziałam najpewniej i najweselej, jak tylko potrafiłam, gdy znalazłam się przy stoliku Aleksa i jego towarzyszki.
Na dźwięk mojego głosu Alex odwrócił się gwałtownie. Na jego twarzy wykwitły szok i niedowierzanie.
– Eva? – zapytał głosem niewiele głośniejszym od szeptu.
Serce waliło mi tak głośno, że zapewne słyszeli je wszyscy w pobliżu, a dłonie drżały, co nie uszło uwadze Aleksa.
– Ex – wycedziła ruda. – Znasz tę kelnereczkę? – Ostatnie słowo wypluła naprawdę zjadliwie.
Alex oprzytomniał i zmieszany rozejrzał się dookoła, jakby sprawdzał, czy ktoś oprócz jego towarzyszki zwrócił na nas uwagę. Poczułam skrępowanie, jakiego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Wstydzi się – przemknęło mi przez głowę. Bez słowa postawiłam przed nimi talerz z ostrygami, a następnie szybko odeszłam, nie pytając, czy potrzebują czegoś jeszcze. Wpadłam do kuchni jak burza. Oparłam się o ścianę i łapałam płytkie oddechy. Musiałam się uspokoić, inaczej groziła mi hiperwentylacja.
– Co się z tobą, do diaska, dzieje?! – fuknął na mnie Jerry, który pojawił się znikąd.
– Przepraszam, źle się poczułam – starałam się wytłumaczyć, co wyszło mi dość nieprzekonująco.
– Idź, przewietrz się – nakazał. Głos mu złagodniał, kiedy spojrzał na moją twarz. – Jesteś biała jak kreda. Tylko nam nie mdlej. Tego by