Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg Larsson
na prawo. Tam nic nie ma. Wiedział, że to tylko jego wyobraźnia. A jednak całkiem wyraźnie dostrzegał kształt wśród drzew. Nagle zjawa przesunęła się i podeszła bliżej. Poruszała się szybko, gwałtownymi ruchami, zataczając półkole i przymierzając się do ataku.
Blond olbrzym śpiesznie pokonał ostatnie metry dzielące go od domku. Zapukał odrobinę za głośno i odrobinę zbyt niecierpliwie. Gdy tylko usłyszał odgłos ludzkich kroków dobiegający zza drzwi, strach ustąpił. Zerknął przez ramię. Tam nic nie ma.
Jednak odetchnął dopiero, gdy drzwi się otworzyły. Adwokat Nils Bjurman powitał go uprzejmie i zaprosił do środka.
Miriam Wu odsapnęła z ulgą, wyniósłszy do śmietnika w piwnicy ostatni worek z pozostawionym dobytkiem Lisbeth Salander. Sterylnie czyste mieszkanie pachniało mydłem, farbą i świeżo parzoną kawą. To ostatnie było dziełem Lisbeth. Siedziała na taborecie, przyglądając się w zamyśleniu ogołoconemu mieszkaniu, z którego w jakiś magiczny sposób zniknęły zasłonki, dywany, kupony rabatowe z lodówki i jej podręczne rupiecie z przedpokoju. Dziwiła się, jak duże wydaje się teraz to miejsce.
Miriam Wu i Lisbeth Salander miały różne gusta w kwestii ubrań, wystroju wnętrz i zainteresowań intelektualnych. Poprawka: Miriam Wu miała swój styl i zdecydowany pogląd na to, jak jej mieszkanie powinno wyglądać, jakich mebli tam chce i jakie ciuchy się nosi. Lisbeth Salander w ogóle nie miała gustu, jak twierdziła Mimmi.
Gdy Mimmi weszła do mieszkania na Lundagatan i zlustrowała je okiem kupca, po przedyskutowaniu sprawy stwierdziła, że większość rzeczy musi zniknąć. Zwłaszcza nędzna, zszarzała z brudu sofa w pokoju dziennym. Czy Lisbeth chciałaby coś zatrzymać? Nie. Przez następne dwa tygodnie Mimmi spędzała po kilka godzin każdego wieczora oraz weekendy, wyrzucając stare meble, czyszcząc szafki, pucując, szorując wannę, malując ściany w kuchni, przedpokoju, sypialni i pokoju dziennym, w którym dodatkowo polakierowała parkiet.
Lisbeth nie interesowały takie zajęcia, jednak wpadała tam przy okazji i z zafascynowaniem obserwowała przyjaciółkę. Po zakończeniu prac mieszkanie było puste, z wyjątkiem wytartego stolika z litego drewna, który Mimmi zamierzała oszlifować i polakierować, dwóch porządnych taboretów, które Lisbeth zarekwirowała przy okazji porządkowania strychu, oraz solidnego regału w pokoju dziennym, który zdaniem Mimmi jeszcze się do czegoś nadawał.
– Wprowadzam się w ten weekend. Jesteś pewna, że nie żałujesz tej decyzji?
– Nie potrzebuję tego mieszkania.
– Ależ jest świetne! To znaczy, są większe i lepsze, ale to znajduje się w samym centrum Södermalmu, a czynsz właściwie żaden. Lisbeth, stracisz majątek, jeśli go nie sprzedasz.
– Mam tyle pieniędzy, że dam sobie radę.
Mimmi zamilkła, niepewna, jak zinterpretować zwięzłe komentarze Lisbeth.
– Gdzie będziesz mieszkać?
Lisbeth nie odpowiedziała.
– Można cię odwiedzić?
– Nie teraz.
Lisbeth otworzyła swoją torbę, wyciągnęła papiery i podała je Mimmi.
– Załatwiłam umowę z tutejszą spółdzielnią mieszkaniową. Najprościej było wpisać cię jako moją partnerkę i sprzedać ci połowę lokalu. Kwota sprzedaży wynosi jedną koronę. Musisz podpisać umowę.
Mimmi wzięła długopis i podpisała się, uzupełniając datę urodzenia.
– To wszystko?
– Wszystko.
– Lisbeth, właściwie zawsze uważałam cię za trochę stukniętą, ale czy zdajesz sobie sprawę, że właśnie sprezentowałaś mi połowę tego mieszkania? Chętnie je wezmę, ale nie chciałabym znaleźć się w sytuacji, kiedy ty nagle zmienisz zdanie i zrobi się między nami nieprzyjemnie.
– Nie zrobi się. Chcę, żebyś tu mieszkała. To mi odpowiada.
– Ale za darmo? Bez żadnej rekompensaty? To bez sensu.
– Zajmiesz się moją pocztą. Taki jest warunek.
– Poświęcę na to zapewne jakieś cztery sekundy tygodniowo. Zamierzasz wpaść do mnie kiedyś na seks?
Lisbeth utkwiła wzrok w Mimmi. Przez chwilę milczała.
– Bardzo chętnie. Ale to nie wchodzi w zakres kontraktu. Zawsze możesz odmówić.
Mimmi westchnęła.
– A już się zaczęłam cieszyć, że będę kept woman. Wiesz, ktoś zapewnia mi mieszkanie, płaci mój czynsz, a od czasu do czasu zakrada się, żeby trochę ze mną pohulać w łóżku.
Przez chwilę siedziały w ciszy. Potem Mimmi wstała zdecydowanie, poszła do dużego pokoju i zgasiła gołą żarówkę wiszącą u sufitu.
– Chodź tutaj.
Lisbeth poszła za nią.
– Nigdy nie uprawiałam seksu na podłodze w świeżo malowanym mieszkaniu bez mebli. Widziałam kiedyś taki film z Marlonem Brando, o mężczyźnie i kobiecie w Paryżu, którzy tak to właśnie robili.
Lisbeth zerknęła na podłogę.
– Chcę się zabawić. Masz ochotę?
– Prawie zawsze mam ochotę.
– Dzisiaj będę dominującą suką. Ja decyduję. Rozbieraj się.
Lisbeth zaśmiała się krzywo. Rozebrała się. Zajęło jej to jakieś dziesięć sekund.
– Kładź się na podłogę. Na brzuchu.
Lisbeth zrobiła, jak Mimmi rozkazała. Parkiet był chłodny i od razu dostała gęsiej skórki. Mimmi użyła T-shirtu Lisbeth z napisem You Have the Right to Remain Silent, żeby związać jej ręce na plecach.
Lisbeth nasunęła się refleksja, że w podobny sposób adwokat Nils Pieprzony Gnój Bjurman związał ją dwa lata temu.
Na tym kończyły się podobieństwa.
Będąc z Mimmi, Lisbeth czuła tylko przyjemne oczekiwanie. Ochoczo się poddała, a Mimmi przewróciła ją na plecy i rozsunęła jej nogi. Gdy zdejmowała swoją koszulkę, Lisbeth w ciemnościach dostrzegła jej miękkie piersi. Potem Mimmi przewiązała jej oczy swoją koszulką. Lisbeth słyszała szelest ubrań. Kilka sekund później poczuła na brzuchu język Mimmi, a jej palce po wewnętrznej stronie ud. Już od dawna nie była tak podniecona. Zacisnęła oczy pod przepaską i pozwoliła Mimmi narzucić tempo.
Rozdział 8
Poniedziałek 14 lutego – sobota 19 lutego
Słysząc delikatne pukanie w futrynę, Dragan Armanski podniósł wzrok i zobaczył w drzwiach Lisbeth Salander. Starała się utrzymać dwa kubki kawy z automatu. Powoli odłożył długopis i odsunął raport.
– Cześć – powiedziała.
– Cześć.
– To przyjacielska wizyta. Mogę wejść?
Dragan Armanski na sekundę zamknął oczy, po czym wskazał jej krzesło dla gości. Zerknął na zegarek. Było wpół do siódmej wieczorem. Lisbeth podała mu kubek i usiadła. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Ponad rok – powiedział Dragan.
Lisbeth kiwnęła głową.
– Jesteś zły?
– A powinienem być?
– Nie pożegnałam się.
Dragan wydął wargi, był w szoku, a jednocześnie czuł ulgę, wiedząc, że Lisbeth przynajmniej żyje. Nagle ogarnęły