Emerytka w Albanii. Mariola Wójtowicz
byli bektaszytami. Pomnik Naima, poety, prekursora albańskiej literatury nowożytnej, widziałam wczoraj przed świątynią bektaszytów. Jego wizerunek widnieje na banknocie 200 lek.
Trochę przydługi jest to spacer, ale już widzę 12-metrowy pomnik kobiety trzymającej wieniec laurowy i gwiazdę. Postać umieszczono na trzymetrowej wysokości cokole, na którym widnieje napis: „Wieczna chwała dla męczenników Ojczyzny”. Betonowy pomnik, autorstwa trzech rzeźbiarzy: Kristaq Ramy, Muntaza Dhramia i Shabana Hadëriego, wzniesiony został w 1971 roku na Cmentarzu Narodowych Męczenników Albanii, na którym wieczny sen znalazło ponad 28 tysięcy albańskich partyzantów poległych w II wojnie światowej. Kobieta – Matka – to alegoria kraju, ojczyzny, która strzeże doczesnych szczątków swoich bohaterów.
Na cmentarzu tym złożono też ciało Envera Hodży – w czasach wojny przywódcy albańskiej partyzantki. W roku 1992 przeniesiono je na inny cmentarz publiczny.
Nie ma tutaj zwiedzających, za to widoki są doskonałe – cmentarz znajduje się na sporym wzniesieniu. Do centrum miasta wracam autobusem. Pierwszy autobus, który podjechał do przystanku i do którego wsiadłam, dowozi mnie do kompleksu Toptani – nie mogłam lepiej trafić, właśnie o to mi chodziło.
Toptani to nazwisko prominentnej rodziny szlacheckiej, której apogeum świetności przypadło na początek XX wieku. Jej przodkowie przybyli z Krui w XVII i XVIII wieku, stając się właścicielami ponad 50 tysięcy hektarów ziemi w rejonie Tirany i Durrës. Tutaj, nieomalże w centrum Tirany, na gruntach będących ich własnością, rok temu oddano do użytku najwyższy obecnie budynek w Albanii, Plaza Tirana, zwany też Wieżą Toptani. Zaprojektowany przez belgijskich architektów 24-piętrowy budynek (85 metrów wysokości) mieści luksusowy hotel. Tuż obok, zaledwie miesiąc temu, otwarto centrum handlowe Toptani.
Oczywiście nie przyjechałam tutaj dla hotelu, chociaż jego architektura bardzo mi się podoba, ani tym bardziej dla centrum handlowego. Przyjechałam, aby zobaczyć grób Kaplana Paszy (lub Kaplana Paszy Toptani), możnowładcy, który władał Tiraną na początku XIX wieku. A ściślej mówiąc, chcę zobaczyć, jak udało się zachować mauzoleum mimo tak rozległej budowy.
Udało się. W jednym z narożników budynku została utworzona nisza kryjąca lekki pawilon z początków XIX wieku. Osiem białych kolumn wspartych na oktagonalnym fundamencie nie kryje już prochów Kaplana Paszy. Zostały one przeniesione do Stambułu, gdzie się urodził. W centrum okręgu utworzonego przez kolumny ustawiono tylko płytę ze wzmianką, że to obiekt będący pomnikiem kultury. Chyba bardziej na miejscu byłaby tablica z informacją o niegdysiejszym władcy. I tak warto jednak tutaj przyjść, aby zobaczyć, że wznoszenie nowych budynków niekoniecznie musi się równać ze zrównaniem z ziemią tego, co było wcześniej.
Mauzoleum Kaplana Paszy, będące kiedyś częścią meczetu Sulejmana Paszy, jest jedynym obiektem, który się zachował. Sam meczet, a także grób założyciela miasta znajdujący się w kompleksie zostały zniszczone w czasie II wojny światowej.
Nie udaje mi się dotrzeć do XIX-wiecznej rezydencji rodziny Toptani, chociaż to niedaleko stąd. Rezydencja jest reklamowana jako miejsce, które należy zwiedzić, aby zobaczyć, jak wyglądało typowe mieszkanie osmańskiej rodziny. Nie znajduję jej, bo nie ma nigdzie napisu, że to waśnie ten dom, a może jestem już zbyt zdekoncentrowana i napisu nie widzę. Za to już przed wyjazdem z Albanii wstępuję do domu rodziny Shijaku – bo to blisko mojego hostelu. Niektórzy utrzymują, że to najstarsze domostwo na Bałkanach, będące „wspaniałym przykładem tradycyjnego konaka otomańskiego”. Konak to nazwa reprezentacyjnej budowli mieszkalnej na obszarze Imperium Osmańskiego. W przeszłości otoczona wałem ziemnym, służyła celom wojskowym, potem jako szpital, a nawet więzienia dla kobiet. Teraz jej właścicielem jest Sali Shijaku, urodzony w 1933 roku artysta malarz, który urządził w kilku pokojach galerię swoich prac. Wizyta tutaj to miły akcent pożegnania z Tiraną.
Wracam do hostelu bulwarem króla Zogu I, będącym przedłużeniem Bulwaru Męczenników Narodu na północ od placu Skanderbega. Na najdalszym jej krańcu, tuż przed rozkopaną stacją kolejową Tirana, stoi statua króla Zogu, pierwszego i jedynego króla Albanii, którego matka pochodziła z rodziny Toptani. To już jednak dłuższa historia, do której wypada wrócić, opowiadając o Durrës.
Rozdział 2
Pod znakiem Skanderbega – Kruja i Lezhë
No i dałam się wywieść w pole recepcjonistce z mojego hostelu. Bardzo gorliwie udzieliła mi informacji: „Autobusy do Krui odjeżdżają z dworca autobusowego, który znajduje się koło pomnika godła Albanii, wiesz, czarnego, dwugłowego orła”. Tak, wiem, że dwugłowy orzeł jest godłem Albanii. Wiem też, gdzie jest pomnik godła – i na pomnik, i na dworzec autobusowy zwróciłam uwagę dwa dni temu, kiedy jechałam z lotniska. Z autobusu wiozącego mnie do centrum wysiadało tutaj kilka osób mających w planach dalszą podróż do innych miast.
No dobrze, orzeł obfotografowany, szukam „mojego” autobusu. Najpierw oglądam tabliczki na przednich szybach. Nie znajduje żadnego napisu zbliżonego do wyrazu Kruja/Krujë. Trzeba pytać. Oczywiście żadnego budynku dworca nie ma, to tylko plac pełen najrozmaitszych autobusów, busów i busików. Aha, chyba jednak ktoś zawiaduje tym interesem – przy bramie stoi budka o powierzchni jednego metra kwadratowego, pan przed nią wydaje się kompetentną osobą.
I rzeczywiście, pan nawet mówi trochę po angielsku. Z tego dworca jadą autobusy na południe. Autobusy do Krui i do innych miejscowości na północ od Tirany odjeżdżają z tego drugiego dworca, półtora kilometra w kierunku miasta, po drugiej stronie ulicy… Tego, który minęłam i nie zwróciła na niego uwagi, bo jest po drugiej stronie jezdni.
No to mam, a właściwie będę miała na liczniku trzy niepotrzebne kilometry. Czy pani recepcjonistka, mieszkanka Tirany, naprawdę nie wie o kierunkowej „specjalizacji” dworców?
Kiedy jednak wracam w kierunku centrum i mijam jeden z przystanków komunikacji miejskiej, widzę, że ulicą jedzie autobus z najbardziej pożądanym przeze mnie napisem. Macham ręką, autobus się zatrzymuje. Wsiadam. Jadę do Krui.
Po dłuższej chwili pan, koło którego usiadłam, zagaja rozmowę. Kilka lat spędził w Anglii, teraz wrócił i jedzie w odwiedziny do dalszej rodziny w Fushë-Krui. I uświadamia mi, że ja też jadę tylko do Fushë-Krui. No tak, teraz kojarzę, na tablicy autobusu był napis „F.Kruja”, ale kto by tam zwracał uwagę na jakieś „F”! Tam dopiero muszę się przesiąść do busika jadącego do celu mojej wycieczki. Według mojego towarzysza podróży nie muszę się martwić, ten drugi busik już będzie czekał.
Rzeczywiście, kolejny pojazd już czeka, nie tylko ja przesiadam się do niego. Chyba te ostatnie dziesięć kilometrów pokonam już bez większych problemów.
Pokonałam, wysiadam w centrum 20-tysięcznego dzisiaj miasteczka. Wita mnie kolejny pomnik Skanderbega, chociaż i tutaj płoty budowlańców nie pozwalają podejść do niego bliżej. Pomnik bohatera narodowego w tym miejscu nie dziwi. Przecież tutaj żył, przecież jest najsławniejszym i najbardziej zasłużonym obywatelem miasta, którego historia sięga III wieku p.n.e. Wtedy to na pobliskich wzgórzach powstało kilka iliryjskich warowni. Historia nam bliższa zaczyna się w IX wieku, w XII i XIII wieku miasto było stolicą królestwa Arbërii podbitego przez Imperium Osmańskie w 1396 roku.