W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz
lekarz milczał, tym bardziej ogłuszony stawał się Hauer.
– Jeśli chodzi o zrośnięcie się włókien nerwowych, ich regenerację… cóż, szanse zawsze istnieją – powiedział doktor.
– Jakie ja mam?
– Przy tak rozległych obrażeniach… rozważając to w kontekście powrotu do pełnej sprawności…
– Rozumiem – przerwał mu Patryk.
Pewnych rzeczy lepiej było nie słyszeć. Jakby na potwierdzenie tej myśli lekarz podniósł się, a potem znów schował ręce do kieszeni. Ściągnął ramiona i zgarbił się lekko.
– Jest kilka rzeczy, o których chciałbym z panem porozmawiać. – Popatrzył na Milenę. – Sam na sam, jeśli nie ma pani nic przeciwko.
– To konieczne? – zapytał Hauer.
– Nie, ale może okazać się pomocne.
– Nie chodzi mi o samą rozmowę, ale o to, że ma się odbyć bez mojej żony.
Spojrzał na Milenę, ta nie ruszyła się z miejsca. Nie było dla nich tematów tabu, właściwie nie istniały nawet kwestie, które traktowaliby jako krępujące czy wstydliwe. W ich relacjach panowała pełna swoboda i Patryk był przekonany, że jest tak dzięki brakowi napięcia seksualnego między nimi. Oboje byli atrakcyjnymi ludźmi, oboje czuli potrzebę zaspokajania erotycznych potrzeb – tyle że nie ze sobą. Dla siebie byli partnerami, sojusznikami na arenie walki politycznej. Tandemem, który miał zapisać się złotymi zgłoskami w historii współczesnej.
Miał. Czas przeszły.
– Cóż… – bąknął doktor.
– Chce pan rozmawiać o męskich sprawach – zabrała głos Milena. – To całkowicie zrozumiałe. Ale nie mamy z mężem przed sobą żadnych tajemnic.
– Rozumiem, tylko że…
– I nie ma między nami trudnych tematów – dodał Hauer.
Lekarz popatrzył kontrolnie na niego i na Milenę. Odczekał chwilę, jakby spodziewał się, że zmienią zdanie, a potem zaczął mówić. Patryk nie usłyszał nic, czego by się nie spodziewał. Zresztą nie było o czym rozmawiać, sprawa była oczywista. Paraliż nastąpił od pasa w dół, czynności fizjologiczne będą teraz następowały właściwie bez jego udziału. O seksualnych nie było nawet co myśleć.
– W takiej sytuacji chcielibyśmy, żeby porozmawiał pan z…
– Nie ma potrzeby – ucięła Milena. – Mój mąż zdaje sobie sprawę ze wszystkiego.
Lekarz wypuścił ze świstem powietrze, sygnalizując, że właśnie usłyszał jedno z największych niedopowiedzeń. Popatrzył na Hauera, szukając w jego oczach zrozumienia. Nie zobaczył go.
– Zapewniam, że nie zdaje pan sobie sprawy nawet z połowy rzeczy.
– Będę miał pomoc.
Mężczyzna w kitlu chrząknął.
– Nie wątpię. Ale chcemy zapewnić ją panu od specjalisty, który…
– Mam swojego specjalistę.
– Mogę zapytać, kogo ma pan na myśli?
– Znajomego. Dobrego znajomego.
Niewiele osób w polityce mógł określić w taki sposób, szczególnie spośród tych, którzy stali po drugiej stronie sceny politycznej. Olaf Gocki, przewodniczący WiL-u, stanowił wyjątek. Wprawdzie nie darzyli się wielką sympatią, ale cieszyli się wzajemnym szacunkiem. A w polityce było to równoznaczne z mocną przyjaźnią.
Gocki jeździł na wózku, dbał o prawa niepełnosprawnych i udowadniał, że mogą oni uczestniczyć w życiu publicznym tak samo jak inni obywatele. Szef Wolności i Liberalizmu był z pewnością wzorem do naśladowania, ale Hauer nie miał złudzeń, że on sam kiedykolwiek mógłby powtórzyć jego sukces.
Olaf zbudował swoją pozycję na byciu niepełnosprawnym. Zaistniał w świadomości społecznej jako działacz na rzecz praw osób takich jak on. Byt polityczny Patryka opierał się na zupełnie innych fundamentach. Fundamentach, z których nic nie zostało.
– Damy sobie radę – odezwała się Milena.
– Jak państwo sobie życzą.
– A teraz może zostawić nas pan samych?
– Oczywiście.
Lekarz nie był przesadnie zadowolony i najpewniej planował wrócić do sali, kiedy Hauer będzie sam. Patryk spodziewał się, że z podobną natarczywą pomocniczością będzie musiał zmagać się przez nadchodzące tygodnie.
Na razie jednak mógł odetchnąć. Zostali z Mil sami i znów pogrążyli się w ciszy. Tym razem jednak nie trwała ona długo.
Milena wyciągnęła telefon, ustawiła się tyłem do Patryka, a potem zrobiła zdjęcie.
– Co ty odstawiasz? – jęknął.
– Ludzie chcą wiedzieć, co się z tobą dzieje.
Poseł potrząsnął głową.
– Wrzucasz zdjęcie na HauerHuba? – spytał z niedowierzaniem. – Jaja sobie robisz?
Popatrzyła na niego z wyrzutem, jakby takie pytania były ostatnimi, które spodziewała się od niego usłyszeć.
– To nie kampania wyborcza, do kurwy nędzy.
– Nie? – odparła ze spokojem. – A mnie się wydaje, że ona cały czas trwa.
Potrząsnął głową i natychmiast tego pożałował. Obraz lekko mu się zamglił, a mięśnie karku sprawiały wrażenie, jakby nie używał ich nie przez kilka tygodni, ale miesięcy.
– Zwariowałaś?
– Nie masz pojęcia, co się dzieje na HauerHubie.
– Nie, nie mam. Bo byłem w śpiączce, a teraz, kiedy się wybudziłem, masz zamiar wysyłać pieprzone snapy śniadaniowe?
Nie odpowiedziała.
HauerHub w pewnym sensie był dla obydwojga odpowiednikiem dziecka, którego właściwie nigdy nie planowali mieć. Podczas kampanii stał się platformą spotkań z wyborcami – także tymi, którzy stronili od mediów społecznościowych. Wchodząc na stronę, mogli na bieżąco obserwować feed z Facebooka, Instagrama, Twittera i Snapchata.
Było to niewyczerpane źródło dla wszystkich tych, którzy pragnęli mieć wgląd w życie politycznych celebrytów. Hauer ani Milena nie mieli wątpliwości, że właśnie tak są postrzegani – i robili wszystko, by to wrażenie utrzymać.
– Odzew po wypadku był ogromny – dodała.
Patryk milczał.
– Na samym Facebooku rozbiłeś bank lajków.
– Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz?
Siedziała na łóżku, przesuwając palcem po smartfonie. Zdjęcie pojawiło się już w mediach społecznościowych z odpowiednim podpisem, Patryk nie miał co do tego wątpliwości. Podobnie jak do tego, że Milena miała wcześniej gotowy tekst posta.
– Ledwo to, kurwa, przeżyłem – podjął. – A ty…
– Nie.
Uniósł brwi, nie mając pojęcia, co żona ma na myśli.
– Nie jest jeszcze przesądzone, czy przeżyłeś – dodała, w końcu odkładając telefon. – A ja robię wszystko, żeby tak się stało. Żebyś przetrwał. Rozumiesz?
– Politycznie? Naprawdę to ci teraz w głowie?
– A