Tajemnica Marii Magdaleny. Paweł Lisicki
zresztą mówi sam Jezus, kiedy wspomina o eunuchach (Mt 19, 10-12). Słowo jest tak szokujące, że najprawdopodobniej pochodzi od samego Nazarejczyka – nie sposób sobie wyobrazić, że włożyłaby Mu je w usta późniejsza wspólnota. Nawet dziś w wielu tłumaczeniach zamiast niego pojawia się eufemizm: „niezdolni do małżeństwa”. Tak robią choćby autorzy trzech ostatnich polskich wydań Nowego Testamentu: ksiądz biskup Kazimierz Romaniuk, edycja paulistów oraz przekład ekumeniczny. Eunuch, inaczej rzezaniec, trzebieniec, to oczywiście ktoś niezdolny do małżeństwa, ale z całkiem konkretnego powodu – braku narządów płciowych. „Wybór słowa eunouchos jest znaczący, bowiem zarówno żydowski, jak i grecki słuchacz łączył z nim wyjątkowo negatywną konotację – pisze Witherington. – Zwykle eunuch był osobą niezdolną lub niezdatną do małżeństwa z powodu kastracji, kalectwa itd.” (s. 30). Słowo to zatem musiało uderzać starożytnego słuchacza podobnie jak współczesnego. Określenie „eunuch” miało w sobie też coś pogardliwego i hańbiącego. Jak pokazuje Józef Flawiusz, jeden z eunuchów Heroda dał się wplątać w spisek, bo uwierzył, że odzyska w ten sposób męskość.
Co miał jednak dokładnie na myśli Jezus, mówiąc o eunuchach? Dlaczego wskazywał jako na ideał na coś, co budziło powszechny wstręt? Niewątpliwie niektórzy traktowali Jego wezwanie literalnie – uczynił tak choćby Orygenes, który dokonał samookaleczenia. A jednak, wskazuje Witherington, nie należy rozumieć wezwania Jezusa dosłownie. Po pierwsze w kontekście żydowskim Jezus uważał zapewne dosłowną kastrację za coś ohydnego. Po drugie nie ma dowodów, że Nazarejczyk zalecał ascetyzm dla niego samego, a tylko wtedy wezwanie do samookaleczenia można byłoby rozumieć literalnie. Nie głosił nigdzie konieczności wstrzemięźliwości płciowej jako warunku doskonałości. Nie, tak jak w przypadku Jeremiasza czy esseńczyków, celibat miał być znakiem i symbolem nadejścia czasów ostatecznych i całkowitego zwrócenia się ku Bogu. Dlatego żeby to podkreślić, żeby pokazać, iż nie chodzi o prywatną walkę z żądzą czy próbę przezwyciężenia popędu płciowego, Jezus dodaje słowa „dla królestwa niebios”. W ten sposób przeciwstawia tych, którzy są eunuchami, bo wykastrowali ich ludzie, tym, którzy sami uczynili się eunuchami „dla królestwa niebieskiego”. Nawet jeśli w sensie dosłownym w obu przypadkach użyty jest ten sam czasownik grecki eunouchidzo, chodzi o przeciwstawienie sobie dwóch rodzajów niezdolności do małżeństwa – fizycznego wskutek działania ludzi i symbolicznego, dla królestwa Bożego.
Warto też zauważyć, że – inaczej niż w przypadku esseńczyków – nie pojawia się żaden ze znanych ze zwojów z Qumran i pism Flawiusza motywów bezżenności. Nie chodzi o to, by zrezygnować z małżeństwa czy to z powodu potencjalnej niewierności kobiet, czy dlatego, że są one z natury kłótliwe; nie chodzi też o radykalne rozumienie czystości rytualnej, zgodnie z którym człowieka czyni nieczystym obcowanie płciowe, wypływ nasienia czy krwi. „Motywem dla zaakceptowania życia w celibacie (…) była eschatologia” – stwierdza słusznie Witherington (s. 30). Eschatologia, czyli przeświadczenie, że nadeszły czasy ostateczne, że Jezus jest ostatnim posłańcem Boga, że nie ma już czasu na oglądanie się wstecz, że lada moment nastąpi ostateczne rozstrzygnięcie, że oto królestwo Boże jest w zasięgu ręki i trzeba porzucić wszystko, co stoi mu naprzeciw, co przeszkadza w jego ostatecznym przyjściu. Tym samym Jezus odrzucił rabiniczną naukę, że małżeństwo i płodzenie dzieci były boskim nakazem skierowanym do wszystkich normalnych mężczyzn (i do wszystkich kobiet, według niektórych rabinów). Nie. W tym momencie dziejowym, w tej chwili, kiedy ważyły się losy świata, w tym krótkim czasie, kiedy Bóg postanowił wylać swego Ducha na Izrael, w tych dniach, kiedy posłał swego Syna, by ten ocalił lud, trzeba było dokonać symbolicznego aktu kastracji i w ten sposób żyć już w królestwie. Ma rację Witherington, kiedy zauważa, że „zapewne to nauczanie Jezusa o eunuchach dla królestwa pozwoliło kobietom przebywać w społeczności wędrownych uczniów (Łk 8, 1-3), pozostać niezamężnymi i służyć wspólnocie wiary (Dz 21, 9)” (s. 531).
W cieniu palm i figowców
Nie wiemy, jak wyglądała. Piękne portrety Magdaleny z rozpuszczonymi włosami są tylko tym, czym są: fantazjami wielkich artystów. Nie wiadomo dokładnie, ani gdzie się urodziła, ani gdzie zmarła. Wiadomo tylko jedno: że dołączyła do grona podążającego za Jezusem. Dlaczego? Co ją przyciągnęło do Niego? Czy podobnie jak kobieta cierpiąca na krwotok od dwunastu lat usłyszała o Jezusie i poszła po pomoc? A może ktoś ją do Niego posłał? Może ktoś, kto widział, jak męczyła się w stanie opętania – bądź co bądź przez siedem demonów, co z pewnością pokazywało intensywność i złośliwość diabłów – zaprowadził ją do Nazarejczyka? Czy stało się to w Magdali, jej rodzinnym mieście, czy może w Kafarnaum, dokąd przeprowadził się Jezus? Nie ma odpowiedzi.
Pewne jest tylko, że jak pisze Łukasz: „Następnie przechodził przez miasta i wioski, nauczał i głosił Dobrą Nowinę o królestwie Boga. Było z nim Dwunastu i kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i różnych niemocy: Maria zwana Magdaleną, którą opuściło siedem demonów, Joanna – żona Chuzy, zarządcy u Heroda, Zuzanna i wiele innych, które wspomagały ich swoim majątkiem” (8, 1-3). Można mniemać, że kobiety mogły Mu towarzyszyć właśnie dlatego, że nie uznawał nieczystości, którą kobiety roznosiły w czasie miesiączkowania; podobnie tym, co mogło wyróżniać całą wspólnotę, był zapewne praktykowany celibat – wszyscy oni, Jezus, Dwunastu, Maria Magdalena, Joanna i Zuzanna, uczynili siebie eunuchami dla królestwa niebieskiego, dzięki czemu stała obecność kobiet nie budziła zgorszenia i nie wywoływała skandalu. O ile zatem Ewangelie odnotowują częstą krytykę Jezusa za to, że nie uznawał postów, miał Beelzebula, przebywał z grzesznikami i celnikami, to nigdzie nie pojawia się zarzut przebywania z kobietami – rzecz, która dla Jego współczesnych musiała być nie mniej bulwersująca niż udział w uczcie przyrządzonej przez celnika. Trudno przyjąć, że brak takiej krytyki w ustach wrogów Jezusa miałby wynikać z późniejszej ostrożności lub obaw wspólnoty. Przeciwnie, jak pokazują Ewangelie, ataki na Jezusa stają się dla Niego zawsze powodem do dobrej odpowiedzi, przekazania ważnej nauki moralnej, wreszcie wskazania złych intencji przeciwników. Tak samo mogłoby być z kobietami. Na zarzut uczonych w Prawie i faryzeuszy: „dlaczego wasz nauczyciel przebywa z kobietami, dlaczego pozwala, żeby porzuciły mężów i przebywały z Nim”, Jezus mógłby odpowiedzieć, wskazując czy to na Jego nowe rozumienie praw czystości, czy też na nowe znaczenie kobiet dla królestwa Bożego. Nic takiego nie ma miejsca. Być może zatem głównym powodem milczenia w tej sprawie jest właśnie praktykowany przez Jego wspólnotę celibat – rzecz godna podziwu i wzbudzająca powszechny szacunek.
Pewną rzeczą jest też, że we wszystkich Ewangeliach Maria Magdalena zajmuje miejsce szczególne. Tak jak Piotr pojawia się jako pierwszy w katalogach wymieniających uczniów Jezusa, tak dzieje się też w stosunku do Marii Magdaleny wymienianej jako pierwsza wśród kobiet. Jedyny wyjątek to Ewangelia Jana, który wymienia ją na trzecim miejscu wśród kobiet stojących pod krzyżem, po matce Jezusa i Marii, żonie Kleofasa (19, 25). Poza pewnością, że zajmowała ona w ruchu Jezusa wybitną pozycję i cieszyła się autorytetem, można też powiedzieć, że pochodziła z Magdali.
Było to miejsce położone w Galilei, która znajdowała się wówczas pod bezpośrednią władzą Heroda Antypasa, syna Heroda Wielkiego. Prowincja to niewielka, ale bogata i, jak na warunki ówczesne, dość gęsto zaludniona. „Wzdłuż jeziora Gennesar – pisze Józef Flawiusz – rozciąga się kraina o tej samej nazwie, odznaczająca się dziwnymi właściwościami naturalnymi i pięknem. Jest tak żyzna, że nie ma rośliny, która by się tu nie krzewiła, a jej mieszkańcy uprawiają wszelkie gatunki. Umiarkowany klimat jest odpowiedni dla różnych rodzajów. Drzewa orzechowe, które wymagają, w porównaniu z innymi roślinami, większego chłodu, rosną tam w ogromnej ilości, a dalej palmy, które potrzebują gorącego klimatu, oraz drzewa figowe i oliwne, bliższe tym, dla których wskazana jest łagodniejsza aura. Można by rzec, że natura przejawia jakąś szczególną ambicję, żeby na siłę ściągnąć na jedno miejsce przeciwne sobie