Zatraceni w rozkoszy. Jillian Burns

Zatraceni w rozkoszy - Jillian Burns


Скачать книгу
znalazł się w wojsku.

      Po chwili wahania Gabby zjadła wszystko, popijając wodą, a potem pożyczyła od niego nóż oraz okulary i zniknęła kilka metrów dalej. Później znów usiadła obok.

      – Daleko stąd do miejsca, skąd nas zabiorą?

      – Ponad kilometr. Obudzę cię, kiedy trzeba będzie ruszać. – Włożył okulary i zlustrował okolicę.

      – Myślisz, że wrócą?

      – Wątpię. Nikt nie lubi przedzierać się nocą przez dżunglę.

      – Masz dodatkową broń?

      Tak, posiadał dodatkową broń, lecz nie da jej Gabby.

      – Potrafisz posługiwać się bronią palną?

      – Nie, ale…

      – Coś ci powiem. Istnieje kilka podstawowych ruchów, dzięki którym uwolnisz się w każdej sytuacji.

      – Masz na myśli samoobronę?

      – Tak, mogę cię nauczyć takich sztuczek.

      – Okej. Powinnam umieć się bronić. Myślałam o tym przez ostatnie dni. – Urwała, ziewając, i oparła głowę na ramieniu Claya.

      – Powinnaś się przespać.

      – Obiecujesz, że nauczysz mnie tych sztuczek?

      Założyłby się, że mówiła już niemal przez sen.

      – Obiecuję. – Jeśli znajdą na to czas. – Teraz śpij.

      Na moment zapadła cisza, potem Gabby uniosła głowę.

      – Też będziesz spał?

      – Jakiś czas będę czuwał.

      Usłyszał jej westchnienie, a potem jej głowa znów opadła na jego ramię.

      – Okej, dobrej nocy.

      Nie minęła minuta, kiedy osunęła się na jego kolana. Starał się nie zwracać uwagi na jej bliskość. Nadstawił uszu, cały czas się rozglądał. Jego podopieczna przez sen coś mówiła. Pojękiwała i wzdychała. Choć była wyczerpana, nie spała spokojnie. W pewnej chwili wtuliła twarz w jego brzuch. Zrobiło mu się niewygodnie, próbował zmienić pozycję.

      – Co? – Uniosła głowę i usiadła, opierając rękę na jego udzie. Pech chciał, że jej dłoń przesunęła się na jego członek. Zamiast zabrać rękę, znieruchomiała. Clay też ani drgnął. Powoli zaczęła przesuwać po nim palcami.

      Zanim ją powstrzymał, ujęła jego twarz w dłonie i jednocześnie na nim usiadła. Przycisnął ją do siebie, choć rozum krzyczał, by nad sobą zapanował. Kiedy Gabby poruszyła biodrami, nie mógł już tego cofnąć. Czuł jej palce we włosach. W końcu oddał jej pocałunek.

      Jej wargi były równie pełne jak ciało. Gdy ścisnął jej pośladki, pomrukiwała z zadowoleniem. Do tego stopnia się zatracił, że kiedy chciała się odsunąć, zatrzymał ją. Pragnął więcej. Całowała go ze wszystkich sił, a on jej na to pozwalał. Choć wiedział, że powinien to przerwać.

      W końcu oderwała od niego wargi, by złapać oddech.

      – Kochaj się ze mną, Clay.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Wiedziała, że popełniła błąd. Clay zamarł, po czym zsunął ją z kolan i poderwał się na nogi.

      – Muszę sprawdzić teren – rzekł bezbarwnym głosem. Jego cień bezgłośnie się oddalił.

      Gabby paliły policzki. Nie mogła uwierzyć, że się do tego posunęła. Mimo to nie zamierzała niczego żałować. Została porwana, wrzucona do studni, postrzelona i chciał ją ukąsić wąż. I wciąż nie była bezpieczna.

      A co z rzeczami, których dotąd nie zrobiła? Z okazjami, które mogą być na zawsze stracone? Czego się bała? Że zrobi z siebie głupią? Przeżyłaby to. Clay oddał jej pocałunek. A to coś, co wyczuła pod palcami, nie było jego bronią. Na samą myśl o tym zacisnęła uda. Przypomniała sobie jego wargi, język…

      A jeśli umrze, nie poznając pełni życia?

      Ścisnęła w dłoni medalik. Miała dość przejmowania się tym, co o niej myślą. Dość bycia grzeczną dziewczynką.

      – Nie śpisz? – Clay wrócił tak cicho, jak się oddalił.

      – Nie. – I nie zamierzała zasnąć.

      Zapadła krępująca cisza. Żałowała tylko tego, że swoim zachowaniem wprawiła Claya w zakłopotanie.

      – Przepraszam, ja…

      – Nie ma sprawy. Rozumiem. Wspólne przeżywanie zagrożenia rodzi silne poczucie bliskości. Ale to nie są prawdziwe uczucia.

      – Nie. – Bawiła się kołnierzykiem bluzki.

      – Uwierz mi. Takie sytuacje… to całkiem normalne.

      – Nie, nie rozumiesz. – W ciemności dojrzała cień, który uznała za twarz Claya. – Mogłam umrzeć. Nadal mogę umrzeć. A tylu rzeczy jeszcze nie przeżyłam. Nie chcę umrzeć, nie wiedząc, jak to jest… być z kimś.

      Uczono ją, że seks jest czymś świętym między mężem i żoną. Że musi szanować swoje ciało i zachować dziewictwo dla męża. Podczas studiów nie pozostała dziewicą z powodu tych przekonań. Parę razy była blisko. Ale im dłużej czekała, tym ważniejsze zdawało się, by ten pierwszy raz był z właściwym mężczyzną. A jak dotąd… ten właściwy mężczyzna się nie pojawił. Do tej pory.

      – Nigdy…? – spytał z niedowierzaniem.

      Przycisnęła dłonie do oczu. Nie mogła siedzieć cicho?

      – Och, proszę, możemy o tym zapomnieć?

      Po długiej chwili poczuła, że Clay usiadł.

      – Do świtu zostały nam dwie czy trzy godziny.

      Dzięki Bogu, że nie był bardziej zainteresowany drążeniem tematu niż ona. Kiwnęła głową. Znów zapadła cisza. Czy wytrzyma te trzy godziny, siedząc i zastanawiając się, co on o niej myśli? Zdjęta strachem przed wężami i porywaczami? Nie wytrzyma.

      – Nie opowiedziałeś mi jeszcze o święcie dżemu.

      Clay się skrzywił. Nie miał ochoty do tego wracać, ale przynajmniej nie będą rozmawiali o uczuciach ani… o tych, którzy nie poznali seksu. Jak na dziewicę Gabby świetnie całowała. Problem w tym, że przez ten pocałunek zapomniał, że jest w pracy. To niedopuszczalne. Zwłaszcza podczas takiej misji. A zresztą nigdy. Żadna kobieta do tej pory tak nie namąciła mu w głowie.

      – Clay?

      – Co tu jest do powiedzenia? Zwyczajna miejska parada. Królowa dostaje koronę i macha do wszystkich.

      – Brzmi to ekstra.

      Nie mógł powstrzymać uśmiechu.

      – Taa, jest brzoskwiniowy dżem, brzoskwiniowe ciasto…

      – Brzoskwiniowe lody!

      – Nie zapominaj o brzoskwiniowych schabowych.

      – Kotletach?

      – Nie jadłaś? Są dobre.

      – Teraz naprawdę jestem głodna.

      Przesunął na nos okulary noktowizyjne i rozejrzał się.

      – Powinnaś się zdrzemnąć. – Tym razem będzie przygotowany na wszystkie seksowne odgłosy, które wydawała przez sen.

      – Chyba nie zasnę.

      Wierciła się, aż musiał się


Скачать книгу