Góra Bogów Śmierci. Aleksander Sowa

Góra Bogów Śmierci - Aleksander Sowa


Скачать книгу
niemożliwe.

      – Naprawdę!

      – Kiedy to było?

      – Chyba w latach sześćdziesiątych. Możesz zapytać taty.

      – Dobrze – mruczy mężczyzna – przypuśćmy, że to prawda. Co zatem powiedzieli pozostali dwaj, jak już demon opuścił ich ciała? – drwi.

      – Nigdy ich nie opuścił.

      – Co?

      – Nic nie powiedzieli.

      – Jak to możliwe? – pyta Jakub z irytacją. – Zastanów się: przecież jeśli dwóch młodych ludzi zaginęłoby w górach, poszukiwaliby ich rodzice. Pozostała dwójka musiałaby zostać przesłuchana przez milicję! Nonsens!

      – Poszukiwano ich – denerwuje się dziewczyna. – Milicja, pogranicznicy, strażacy i ludzie z okolic przez kilka dni przeczesywali góry. Ale nic nie znaleźli.

      – Nie wierzę. A tamci co? Oglądali telewizję, tak? I ani pary z ust?

      – Zostali opętani.

      – Opętani?

      – Trafili do szpitali. Jeden był w potwornym stanie.

      – O! – znów drwi on. – Dobre. Mocne. Bardzo dobre.

      – Wiem tylko – dodaje Paula – że w kółko powtarzał jakieś słowo.

      – Jakie?

      – Nie pamiętam. Dziwne. Brzmiało jak nazwa jakiegoś bóstwa.

      Jakub kręci głową, lecz gdzieś głęboko czuje niepokój. Coś przypominającego delikatne ukłucie igiełką. Mimo wszystko to, co opowiedziała Paulina, nie jest tak zupełnie nieprawdopodobne. Kto jak kto, ale on wie, że Kościół zna wiele podobnych przypadków. Abstrahując od oszustw, niezmiernie rzadko, ale jednak trafia się coś, co zdrowy rozsądek i naukowcy uznaliby za niemożliwe.

      – Śmiej się, śmiej – mówi dziewczyna. – Ciekawe, co powiesz, jak usłyszysz, co było dalej.

      – A, przepraszam. Myślałem, że to już koniec.

      – Obaj zginęli osiem dni później.

      – Mówisz poważnie?

      – Najpoważniej w świecie. Ani przez chwilę nie żartowałam.

      – Hm – chrząka Jakub. – Ciekawe, ciekawe. Dobrze byłoby to sprawdzić.

      – Tylko jak?

      – Na początek – odpowiada, wpatrzony w tajemniczy szczyt – powinienem się tam wybrać.

      – Zwariowałeś? – niemal wrzeszczy Paula. – Chcesz tam iść?

      – Chcę, bo co?

      – Bo nie skończyło się na tej czwórce.

      – Co masz na myśli? – niepokoi się mężczyzna.

      – Zanotowano jeszcze inne przypadki niewyjaśnionych zgonów.

      – Naprawdę?

      Tym razem Jakub czuje, że opowieść dziewczyny to coś więcej niż jeszcze jedna legenda wymyślona na potrzeby turystów.

      – Zginął tam pewien pracownik leśny. A z nim dwóch chłopców, bracia bliźniacy. Tej samej nocy znaleziono w pobliżu martwego żołnierza WOP.

      – Hm, to co innego. Może jakiś seryjny zabójca? – mężczyzna kręci głową, nie wiedząc, co myśleć.

      Faktycznie: czym innym jest opowieść o demonie, a czym innym są przypadki prawdziwej śmierci. „Tym bardziej że te drugie można dość łatwo zweryfikować, a potem wyjaśnić” – intensywnie myśli Jakub.

      – Jakby się zastanowić – kontynuuje dziewczyna – to ta góra jest winna śmierci jeszcze kilku innych ludzi.

      – To znaczy?

      – Ojciec tamtych bliźniaków również nie żyje.

      – Naprawdę?

      – Zgadnij, gdzie go znaleziono.

      – Nie mów, że na tamtej górze?

      – Uhm. Więc zastanów się, czy naprawdę chcesz tam iść.

      – Jest tam jakaś droga?

      – Mówi się, że to najbardziej niedostępne miejsce w Sudetach. Nie znam nikogo, kto tam był i chciał wrócić.

      Mężczyzna uważnie patrzy na swoją towarzyszkę: ona naprawdę wierzy w to, co opowiedziała.

      14

      Ojciec Pauliny ogląda Teleexpress, kiedy Jakub prosi go o chwilę rozmowy. Jako policjant, wieloletni naczelnik komisariatu w Paczkowie, ten człowiek może przecież coś wiedzieć.

      – Eee – odpowiada glina – niewiele, proszę pana. Jeszcze nie pracowałem.

      – Miałem nadzieję… Wie pan, taka głośna sprawa…

      Policjant się zastanawia. Jak się wydaje, ma około pięćdziesiątki. Szczupły, niewysoki, lecz wyprostowany i elegancki, jak na swój wiek wygląda świetnie.

      – Późno poszedłem do firmy – informuje, strzepując popiół do popielniczki. – Zaraz po stanie wojennym. Widzi pan – dodaje – to była jedyna szansa na mieszkanie – uśmiecha się nerwowo, jakby to miało go wytłumaczyć.

      – Rozumiem. No, ale może jakieś dokumenty? Albo coś się panu obiło o uszy?

      – To zbyt dawno… – Henryk zaciąga się dymem. – Tyle lat? Kawał czasu.

      Właściwie Jakub spodziewał się takiej odpowiedzi. Kiedy Paulina zaproponowała rozmowę z ojcem, natychmiast tak właśnie pomyślał: „Tyle lat? Bez sensu, po pół wieku z takich spraw niewiele się już pamięta”.

      – I tak panu dziękuję.

      – Nie ma za co – rzuca policjant. – Widzę, że na dobre zajął się pan pisaniem książki?

      – Tatku! – wtrąca Paula. – Przecież mówiłam ci, że Jakub nie pisze książki. To praca naukowa.

      – A tak, tak – odpowiada jej ojciec, machając ręką – zapomniałem. Człowiek tak jakoś zapamiętał. Wie pan, pierwsze wrażenie. I tak zostało.

      Do pokoju, niczym torpeda, nagle wpada Helena. Staje z rękami na szerokich biodrach między mężem a telewizorem, zasłania obraz. Chwyta popielniczkę i znika z nią w świetle drzwi.

      – Cholera jasna, Henryk! – ruga męża. – Człowiek na moment gdzieś pójdzie, a ty już! Ciemno, jakby ryby wędzili. Siekierę można powiesić. A ty jeszcze z gościem rozmawiasz. Wstyd.

      – O, proszę! Takie mam życie – skarży się Modrak szeptem. – Widzi pan?

      – I kto tak naprawdę rządzi w Paczkowie… – dodaje Paulina, chichocząc.

      – No cóż – odpowiada dyplomatycznie Jakub. – Takie życie.

      Uśmiecha się, ale przed oczami wciąż ma symbol przed chwilą dostrzeżony na popielniczce. Brak mu śmiałości, by zapytać. Postanawia: przy najbliższej okazji zapyta Paulinę. Tym bardziej że zamierzał to zrobić już wcześniej, po pysznym serniku zjedzonym pierwszego ranka tutaj.

      – A pan? – odzywa się Modrak. – Wciąż wolny?

      Gość udaje zawstydzenie, ale prawdę mówiąc, to pytanie go bawi. Ludzie zwykle nie zagadują go o to, rozumieją, że brak żony to zwykła rzecz. Ale ci tutaj nie znają prawdy, nie mogą jej znać. Więc mają prawo pytać.

      – Niech więc się pan zastanowi – żartuje policjant. – Sam pan widzi, jakie mam życie.

      – Oj, tatku,


Скачать книгу