Bastion. Стивен Кинг
podoficerami. Byli stłoczeni w ciężarówce jak sardynki w puszce. Żołnierze milczeli, przez całą drogę nie odezwali się ani słowem mimo histerycznych krzyków Lili Bruett.
Inne ciężarówki również były pełne. Stu nie widział, ilu mieszkańców Arnette spędzono do samochodów, ale zauważył całą piątkę Hodgesów oraz Chrisa Ortegę, brata Carlosa. Chris był barmanem w Indian Head. Zauważył też Parkera Nasona i jego żonę, starszą parę z kempingu znajdującego się niedaleko jego domu. Przypuszczał, że zgarniano wszystkich, którzy mieli jakikolwiek – choćby nawet tylko pośredni – kontakt z Campionem.
Na rogatkach miasta w poprzek drogi ustawiono dwie oliwkowozielone ciężarówki. Stu podejrzewał, że inne drogi dojazdowe do Arnette również były zablokowane. Żołnierze rozciągali zasieki z drutu kolczastego, a kiedy miasteczko zostanie całkowicie odizolowane, będą pewnie pilnować wszystkich blokad na drogach.
A zatem sprawa była poważna. Śmiertelnie poważna.
Siedział cierpliwie na krześle obok szpitalnego łóżka, z którego nie mógł korzystać, i czekał, aż pielęgniarka kogoś przyprowadzi. Być może jeszcze przed świtem przyślą tu kogoś, kto będzie potrafił mu wyjaśnić, co się dzieje.
Mógł zaczekać. Cierpliwość zawsze była jego mocną stroną.
Aby zabić czas, zaczął się zastanawiać nad stanem zdrowia ludzi, których wraz z nim przewieziono na pas startowy. Nie ulegało wątpliwości, że Norm był poważnie chory. Kaszlał, pluł flegmą i gorączkował. Ale u pozostałych wyglądało to jak zwykłe przeziębienie. Luke Bruett kichał. Lila Bruett i Vic Palfrey cicho kasłali. Hap pociągał nosem i wciąż wydmuchiwał go w chustkę. Przypominali dzieciaki, z którymi Stu chodził do szkoły – większość z nich była zwykle przeziębiona.
Najbardziej jednak przeraziło go to, co się stało w momencie, gdy wjechali na pas startowy – choć oczywiście mógł to być tylko zwykły przypadek, zbieg okoliczności. Ni stąd, ni zowąd wojskowy kierowca zaczął kichać jak z armaty. Tak, to na pewno zbieg okoliczności. Czerwiec w środkowo-wschodnim Teksasie był niedobrym okresem dla alergików. Zresztą być może kierowca złapał zwykłe przeziębienie, a nie to dziwne choróbsko, które dopadło innych. Stu bardzo chciał w to wierzyć, ponieważ coś, co mogło w takim tempie przenosić się od jednej osoby do drugiej…
Żołnierze razem z nimi weszli na pokład samolotu, ale nie chcieli rozmawiać – powiedzieli tylko, że lecą do Atlanty, gdzie im wszystko wyjaśnią (jeszcze jedno kłamstwo). Po udzieleniu tej informacji nabrali wody w usta. Podczas lotu obok Stu siedział Hap, który sprawiał wrażenie nieźle nabuzowanego. Samolot należał do wojska i znajdowało się w nim tylko niezbędne wyposażenie, jednak alkohole i jedzenie były doskonałe. Oczywiście nie podawała ich śliczna stewardesa, tylko sierżant o posępnej twarzy, ale jeśli ci to nie przeszkadzało, nie było źle. Nawet Lila Bruett zdołała się uspokoić po wypiciu kilku głębszych.
Hap pochylił się, spowijając Stu ciepłą mgiełką oparów szkockiej.
– Przyjrzałeś się tym chłopakom, Stuart? Wszyscy mają poniżej pięćdziesiątki i u żadnego nie zauważyłem ślubnej obrączki. Zawodowi, stary. Niżsi stopniem.
Jakieś pół godziny przed lądowaniem Norm Bruett nagle zasłabł i Lila znowu zaczęła krzyczeć. Dwóch stewardów o ponurych twarzach natychmiast owinęło go w koc. Ale Lila nie potrafiła się uspokoić. Po chwili zwymiotowała drinki i sałatkę z kurczaka. Dwaj stewardzi z niewzruszonymi twarzami zajęli się oczyszczaniem podłogi.
– O co tu chodzi? – krzyknęła Lila. – Co się dzieje z moim mężem? Czy my umrzemy? Czy moje dzieci umrą?
Obejmowała dzieci obiema rękami, przyciskając ich główki do swoich obfitych piersi. Luke i Bobby wyglądali na przestraszonych, niezadowolonych i raczej zakłopotanych robionym przez matkę zamieszaniem.
– Dlaczego nikt mi nic nie chce wyjaśnić? Czy to nie Ameryka?
– Mógłby ją ktoś uciszyć? – zapytał siedzący nieco dalej z tyłu Chris Ortega. – Chryste, ta baba jest gorsza niż grająca szafa, w której zacięła się płyta.
Jeden z wojskowych zmusił Lilę do wypicia szklanki mleka i potem przez resztę podróży spoglądała przez okno, pomrukując coś pod nosem. Stu podejrzewał, że w szklance było nie tylko mleko.
Kiedy wylądowali, czekały już na nich cztery limuzyny – cadillaki. Mieszkańcy Arnette zajęli miejsca w trzech samochodach, a do czwartego wsiadła ich wojskowa eskorta.
Stu przypuszczał, że żołnierze teraz też znajdowali się gdzieś w budynku.
Nad drzwiami zapaliło się czerwone światełko. Kiedy kompresor, pompa czy czymkolwiek było urządzenie otwierające drzwi znowu się włączyło, do pokoju wszedł ubrany w biały kombinezon mężczyzna. Doktor Denninger. Był młody, miał czarne włosy, oliwkową cerę i ostre rysy.
Podszedł do Stu.
– Patty Greer twierdzi, że sprawia jej pan kłopoty – rozległ się głos płynący z głośnika umieszczonego na jego piersi. – Jest nieco zdenerwowana.
– Niepotrzebnie – odparł Stu.
Z trudem zachowywał spokój, ale czuł, że nie może zdradzić się przed tym mężczyzną. Nie mógł dać po sobie poznać, że się boi. Denninger sprawiał wrażenie człowieka, który pomiata swoimi podwładnymi i podlizuje się przełożonym. Można go było urobić, musiał tylko zrozumieć, że to twoja ręka trzyma bat. Gdyby jednak wyczuł w tobie strach, powtórzyłby starą śpiewkę: „Przykro mi, ale nie mogę panu powiedzieć nic więcej”, pod którą kryła się pogarda dla głupich cywilów.
– Żądam, aby udzielono mi odpowiedzi na kilka pytań – oświadczył.
– Przykro mi, ale…
– Jeżeli chcecie, żebym z wami współpracował, musicie mi parę rzeczy wyjaśnić.
– Wszystko w swoim czasie.
– Mogę wam utrudnić życie.
– Zdajemy sobie z tego sprawę – odparł z irytacją w głosie Denninger. – Ale to nie do mnie powinien pan zwrócić się o wyjaśnienia, panie Redman. Zresztą niewiele wiem.
– Chyba robiliście badania mojej krwi. Te wszystkie igły…
– Owszem – przyznał Denninger.
– Po co?
– Jeszcze raz powtarzam, panie Redman: nie mogę panu powiedzieć tego, czego sam nie wiem.
Stu, chcąc nie chcąc, musiał mu uwierzyć. Prawdopodobnie ten facet był tylko zwykłym pionkiem wykonującym swoją pracę.
– Objęli całe miasto kwarantanną.
– O tym również nic mi nie wiadomo – odparł Denninger, ale tym razem odwrócił wzrok i Stu zorientował się, że skłamał.
– Jak to możliwe, że w mediach nie podano żadnej informacji na ten temat? – zapytał.
– Nie rozumiem…
Stu wskazał przymocowany do ściany telewizor.
– Kiedy odcinają jakieś miasto od świata i otaczają je zasiekami z drutu kolczastego, zwykle mówi się o tym w wiadomościach – powiedział.
– Panie Redman, gdyby tylko zechciał pan pozwolić Patty zmierzyć sobie ciśnienie…
– Nie. Jeżeli będziecie ode mnie czegokolwiek chcieli, przyślijcie tu przynajmniej dwóch osiłków. Po dobroci niczego ze mnie nie wydobędziecie. Ale bez względu na to, ilu ludzi tu przyślecie, postaram się wyrwać parę dziur w tych waszych ochronnych kombinezonach. Nie wyglądają