Listy zza grobu. Remigiusz Mróz
stko.
Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie.
ROZDZIAŁ 1
1
Dzień powoli zabarwiał się realnością, ale Seweryn Zaorski jeszcze tego nie dostrzegał. Niemal całą noc spędził w przydomowym garażu – jedynym miejscu, którego jeszcze nie zdążył wyremontować. Początkowo zajął się skuwaniem posadzki, rankiem jednak całą uwagę poświęcał już tylko temu, co odnalazł w skrytce pod podłogą.
Była w złym stanie, bo poprzedni właściciel kilkadziesiąt lat temu popełnił parę błędów przy wylewce. Cement prawdopodobnie był zleżały, a proporcje mieszanki źle dobrane. A przynajmniej tak wstępnie założył Seweryn. Teraz stało się jasne, że górna warstwa stanowiła jedynie izolację mającą zamaskować schowek.
Odnowienie garażu Zaorski zostawił na sam koniec. Wcześniej wyremontował cały dom, przekopał zachwaszczony ogród i praktycznie zrównał z ziemią spaloną szopę. Chciał jak najszybciej postawić kropkę nad i, kończąc z przybudówką.
Ostatni etap renowacji będzie musiał jednak poczekać. W metalowej skrzynce, którą Seweryn wyjął spod podłogi, znajdowało się kilkanaście starych dyskietek, które całkowicie go zaabsorbowały.
Były to trzyipółcalowe verbatimy o zawrotnej pojemności jeden przecinek czterdzieści cztery megabajta. Kiedyś pozwalało to na przeniesienie przynajmniej kilku istotnych rzeczy, teraz nie wystarczyłoby nawet na miniaturkę zdjęcia. Mimo to Zaorski miał wrażenie, że trafił na prawdziwy skarb.
Po co ktokolwiek miałby zamurowywać te dyskietki w garażu? Co mogło się na nich znajdować? I co byłoby na tyle istotne, że zamiast je zniszczyć, ktoś tak skrzętnie je ukrył?
Zanim Zaorski zdążył zastanowić się nad którymkolwiek z tych pytań, zorientował się, że na dworze jest już jasno. Zaklął pod nosem, natychmiast zerwał się z podłogi i wybiegł z garażu. Przelotne zerknięcie na zegar kuchenny potwierdziło to, czego się obawiał – tylko cud sprawi, że dziewczyny dotrą w porę do szkoły.
Wpadł do pokoju starszej, dziewięcioletniej córki, przekonany, że to z nią upora się szybciej.
– Ada! – krzyknął. – Wstawaj!
Usłyszał ciche protesty, ale zignorował je i popędził do drugiego pokoju. Młodsza z córek, Lidka, siedziała na łóżku, bacznie mu się przyglądając.
– Czemu krzyczysz, tato?
Nabrał głęboko tchu i obejrzał się przez ramię. Źle ocenił sytuację – więcej wysiłku będzie kosztowało go wyciągnięcie z łóżka dziewięciolatki.
– Ada! – ryknął.
– Ona jeszcze śpi – zauważyła Lidka.
Seweryn popatrzył na córkę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Mimo że była dwa lata młodsza od siostry, zazwyczaj to ona zachowywała się dojrzalej. Czasem może nawet zbyt dojrzale jak na swój wiek.
– Wiem, że śpi – odparł. – Dlatego krzyczę.
– Nie możesz obudzić jej bez krzyczenia?
– Nie.
– Czemu?
– Bo jesteście już spóźnione.
– Czemu?
Zaczyna się, pomyślał Zaorski i przesunął nerwowo dłonią po karku. Córka wpadła w Spiralę Czemulności, którą doskonale znał każdy rodzic.
– Bo tata się zagapił – odburknął, ruszając z powrotem do pokoju starszej z sióstr.
Lidka natychmiast zaczęła dreptać za nim, ciągnąc za sobą kołdrę.
– Czemu? – zapytała.
– Bo tata znalazł coś w garażu.
– Czemu?
– Bo chciał wyremontować podłogę i… – Urwał, po czym machnął ręką. – Lidka, ubieraj się.
– Ale ja tylko…
– Wiem – uciął. – Chciałaś dowiedzieć się, czemu czarne jest czarne, białe jest białe, czemu deszcz pada z góry, a nie z dołu, i czemu psy szczekają, a koty miauczą. – Wyrzucił na jednym oddechu, a potem zerwał kołdrę z łóżka starszej córki. – Ale nie mamy teraz czasu. To wasz pierwszy dzień w szkole i…
– I jutro będzie drugi, a pojutrze trzeci.
– Brawo.
Seweryn pochylił się nad Adą i wisiał nad nią dopóty, dopóki nie otworzyła oczu. Kiedy spojrzała na niego z rozbawieniem, jakby właśnie wycięła mu wyjątkowo wyrafinowany numer, zaklął w duchu. Przyszło mu wychowywać dwie małe diablice. Nic nowego.
– A popojutrze czwarty – ciągnęła Lidka. – Czemu ten pierwszy jest taki ważny?
Ściągnął drugą córkę z łóżka, posłał jej srogie spojrzenie i podniósł kołdrę z podłogi. Mógł udzielić długiej, wyczerpującej odpowiedzi, podkreślając wagę pierwszego wrażenia nauczycielki i tego, jak inne dzieciaki w klasach będą je postrzegały. Uznał jednak, że ten sam efekt może osiągnąć w inny sposób.
– Bo tak – odparł.
– Ale…
– Ubierać się – rzucił. – No już!
Chwilę później gorączkowo przygotowywał im tosty z nutellą, choć obiecywał sobie, że nowe miejsce będzie oznaczało nowy start także w kwestii jedzenia. Dziś jednak nie miał czasu na wprowadzanie zmian.
Udało mu się uwinąć się z jedzeniem, ubieraniem i poranną toaletą w pół godziny, co przy dzieciakach takich jak Lidka i Ada sprawiało, że powinien w przyszłym roku ubiegać się o pokojowego Nobla.
Założył swoją wysłużoną czarną czapkę z daszkiem, narzucił skórzaną kurtkę i szybko zapakował córki do bordowej hondy accord combi. Natychmiast ruszył w kierunku szkoły. Włączył radio, rezygnując z jednej ze swoich płyt, mimo że znajome dźwięki pewnie ukoiłyby nieco jego nerwy. Pożałował tej decyzji, kiedy tylko na antenie zaczęły się reklamy produktów na suchość pochwy.
Szybko zmienił stację. Mleko już się jednak rozlało.
– Taateeł… – zaczęła Lidka.
– Musisz tak na mnie mówić?
– Już nie będę. Ale powiesz mi, po co jest nawilżenie intymne?
Spodziewał się, że reklama nie przejdzie bez echa, ale nie bardzo wiedział, jak odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Tak czy owak, miał szczęście, że nie trafił na lektora zachwalającego leki na erekcję.
– Cóż… – zaczął. – To po prostu…
– Tak?
– Podobnie jak wtedy, kiedy masz suche ręce… czasem…
Urwał i zerknął w lusterko. Siedzące z tyłu córki wpatrywały się w niego z ciekawością, ale właściwie nie miał nic więcej do dodania. Na tym kończyła się cała jego dzisiejsza inwencja.
– Mamy zapytać w szkole?
– Nie – odparł czym prędzej. – Pod żadnym pozorem, nie.
– No to o co chodzi?
Przez moment trwała niewygodna cisza.
– Nieważne – rzucił w końcu pod nosem. – Prędzej czy później i tak się dowiecie.
– Ale…
– Raczej później – uciął.
Po kilku minutach zaparkował pod jedną z dwóch szkół podstawowych w Żeromicach. Udało mu się wyrobić w samą porę – co z pewnością byłoby niemożliwe, gdyby nadal mieszkali w Krakowie. Nie potrafił zliczyć godzin spędzonych w korkach między Rynkiem Podgórskim a rondem Matecznego, nie wspominając już o innych wąskich gardłach.
Tam