Inferno. Дэн Браун

Inferno - Дэн Браун


Скачать книгу
sny duszka. Marzył teraz tylko o tym, by wzorem bohaterów sztuki Szekspira mógł się przebudzić i uznać, że ostatnie wydarzenia były sennym koszmarem.

      Odłożył wszystkie wycinki na miejsce, po czym zamknąwszy ulotkę, poczuł dziwną melancholię, gdy raz jeszcze spojrzał na napis zdobiący okładkę: SKARBIE, NIE ZAPOMINAJ, ŻE JESTEŚ CUDEM.

      Przeniósł wzrok na znajomy symbol zdobiący żółty papier. Był to ten sam grecki piktogram, który można znaleźć na większości ulotek teatralnych na świecie – liczący dwa i pół tysiąca lat synonim teatru.

      Le maschere.

      Langdon wbił wzrok w patrzące na niego ikoniczne maski Komedii i Tragedii i nagle usłyszał brzęczenie w uszach – zupełnie jakby ktoś poruszył umocowaną tam strunę. Moment później poczuł potworny ból głowy. Maski tańczyły jak oszalałe przed jego oczyma. Z jękiem uniósł dłonie i natychmiast przysiadł na krześle, zaciskając powieki i przykładając palce do skroni.

      W mroku, który go ogarnął, znów pojawiły się wizje… silne i tak żywe.

      Siwowłosa kobieta z amuletem znów go przyzywała zza rzeki krwi. Jej desperackie krzyki przeszywały cuchnące powietrze, zagłuszając jęki konających i torturowanych ciał, które rzucały się w agonii jak okiem sięgnąć. Langdon ponownie ujrzał odwrócone nogi z literą R, gdy na wpół zagrzebany człowiek jął młócić nimi desperacko powietrze.

      Szukaj, a znajdziesz! – krzyczała do niego kobieta. – Czasu jest coraz mniej!

      Langdon poczuł po raz kolejny nieprzepartą chęć niesienia jej pomocy… jej i wszystkim innym cierpiącym.

      Kim jesteś?! – zawołał rozgorączkowany.

      Kobieta raz jeszcze sięgnęła do welonu, by ukazać mu urzekające oblicze, które widział już wcześniej.

      Jestem życie, odparła.

      Nagle na niebie ponad nią zmaterializował się ogromny obiekt – straszliwa maska z długim, niby-ptasim dziobem w miejscu nosa i gorejącymi zielonymi oczyma, które spoglądały prosto na Langdona.

      A ja jestem… śmierć – zagrzmiał jej głos.

      Rozdział 8

      Langdon otworzył oczy i wstrzymał oddech. Wciąż siedział przy biurku Sienny, trzymając się rękoma za głowę. Serce waliło mu jak oszalałe.

      Co się ze mną u licha dzieje?

      Nieprzerwanie miał przed oczyma obrazy siwowłosej kobiety i złowieszczej maski. Jestem życie. Jestem śmierć. Próbował się otrząsnąć z tej wizji, lecz ona za nic nie chciała zniknąć. Dwie maski z ulotki spoglądały na niego pusto.

      „Wspomnienia pozostaną zamazane i chaotyczne”, powiedziała mu Sienna. „Przeszłość, teraźniejszość i wyobrażenia będą mieszały się ze sobą”.

      Langdon poczuł zawroty głowy.

      Gdzieś w głębi mieszkania zadzwonił telefon. Było to przeszywające, staromodne dzwonienie, dochodzące chyba od strony kuchni.

      – Sienna?! – zawołał Robert, wstając.

      Żadnej odpowiedzi. Doktor Brooks jeszcze nie wróciła. Po kolejnych dwóch sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka.

      – Ciao, sono io – wesoły głos Sienny popłynął z głośniczka. – Lasciatemi un messaggio e vi richiamerò.

      Rozległo się piknięcie, a po nim jakaś spanikowana kobieta zaczęła nagrywać wiadomość, mówiąc z silnym wschodnioeuropejskim akcentem. Jej głos odbijał się echem od ścian przedpokoju.

      – Sienna, tu Danikova! Gdzie ty? Tu strasznie! Twój przyjaciel, doktor Marconi, on zabity! Szpital szalejeee! Policja jest! Ludzie mówić im, że ty uciekła, ratując jakiś pacjent! Dlaczego?! Ty nie znasz go! Policja chce mówić do ciebie! Zabrała twoje akta! Ja wiem, informacja tam nieprawdziwa, zły adres, bez numerów, fałszywa wiza. Nie znajdą cię dzisiaj, ale niedługo na pewno! Próbuję ostrzec. Tak mi przykro, Sienna.

      Na tym połączenie się zakończyło.

      Langdon poczuł koleją falę wyrzutów sumienia. Już wcześniej się domyślił, że doktor Marconi załatwił Siennie pracę w  szpitalu. Pojawienie się Roberta kosztowało go życie, a impuls, który kazał Siennie ratować pacjenta, i ją może w przyszłości drogo kosztować.

      W tym momencie usłyszał głośne trzaśnięcie drzwi w głębi mieszkania.

      Doktor Brooks wróciła.

      Chwilę później ożyła automatyczna sekretarka.

      – Sienna, tu Danikova! Gdzie ty?…

      Langdon skrzywił się, wiedząc, co lekarka zaraz usłyszy. Gdy odsłuchiwała nagranie, szybko odłożył na miejsce ulotkę i  posprzątał na biurku. Potem przemknął się do łazienki, czując wstyd z powodu grzebania w przeszłości swojej gospodyni.

      Dziesięć sekund później ktoś zastukał cicho do drzwi.

      – Zostawiam ci rzeczy na klamce – powiedziała Sienna głosem drżącym ze zdenerwowania.

      – Bardzo ci dziękuję – odparł Langdon.

      – Jak się ubierzesz, przyjdź, proszę, do kuchni – dodała. – Muszę ci coś pokazać, zanim gdziekolwiek zadzwonimy.

      Sienna przeszła ciężkim krokiem do skromnej sypialni. Wyjęła z komody parę dżinsów i sweter, a potem zaniosła je do drugiej łazienki.

      Spoglądając na własne odbicie w lustrze, uniosła dłoń i  pociągnęła mocno za blond kucyk, by ściągnąć z głowy perukę.

      Z lustra patrzyła teraz na nią łysa trzydziestodwuletnia kobieta.

      Nie brakowało jej w życiu wyzwań, ale choć nauczyła się polegać na własnym intelekcie i przezwyciężać kolejne przeszkody, ostatnie wydarzenia wytrąciły ją z równowagi.

      Umyła ręce i twarz, zmieniła ubranie i ponownie przywdziała perukę, naciągając ją starannie. Nieczęsto użalała się nad sobą, lecz tym razem gdy łzy napłynęły jej do oczu, wiedziała, że nie zdoła ich powstrzymywać.

      Zapłakała nad życiem, którego nie umiała kontrolować.

      Zapłakała nad mentorem, którego zabito na jej oczach.

      Zapłakała nad własną samotnością, która przepełniała jej serce.

      Nade wszystko jednak płakała z powodu przyszłości, która nagle stała się tak niepewna.

      Rozdział 9

      Przebywający na dolnym pokładzie luksusowego jachtu facylitator Laurence Knowlton siedział w swoim szklanym boksie, z  niedowierzaniem spoglądając na ekran komputera, z którego przed momentem zniknęło nagranie przekazane Konsorcjum przez ostatniego klienta.

      I ja mam przesłać coś takiego mediom?

      W ciągu dziesięciu lat pracy dla Konsorcjum wykonał wiele dziwacznych zadań, które były albo niegodne, albo nielegalne. Działanie w szarej strefie moralności było chlebem powszednim dla jego firmy – organizacji, której etyka opierała się na tylko jednym filarze, a było nim zadowolenie klienta za wszelką cenę.

      Robimy, co każą. Nie zadajemy pytań. Pod żadnym pozorem.

      Mimo to Knowlton czuł niepokój na myśl o przekazaniu nagrania mediom. Dotychczas bez względu na stopień dziwaczności zlecanych mu zadań zawsze rozumiał, o co chodzi zleceniodawcy… pojmował jego motywy… wiedział, co chce osiągnąć.

      Ten


Скачать книгу