Inferno. Дэн Браун

Inferno - Дэн Браун


Скачать книгу
raz jeszcze przyjrzała się literom.

      – Cer. Catrova. – Wzruszyła ramionami, robiąc zawiedzioną minę. – To nadal nie ma sensu.

      – Cer… catrova… – powtórzył za nią Langdon. Po chwili milczenia raz jeszcze wypowiedział te słowa, ale razem. – Cercatrova. – Moment później usłyszała je podzielone w inny sposób. – Cerca… trova. – Sienna jęknęła głośno, spoglądając mu w oczy. – Tak – rzucił uśmiechnięty Langdon. – Cerca trova.

      Te dwa włoskie słowa znaczyły „szukaj” i „znajdź”. Połączone w zdanie – cerca trova – były synonimem biblijnego „szukajcie, a znajdziecie”.

      – Twoje halucynacje! – wykrzyknęła zdumiona Sienna. – Kobieta w welonie! Ona bez przerwy powtarzała „Szukaj, a  znajdziesz”! – Zerwała się z ławki. – Robercie, wiesz, co to znaczy? Przez cały czas miałeś te słowa, to znaczy cercatrova, w swojej podświadomości! Nie rozumiesz? Rozwiązałeś tę zagadkę, zanim trafiłeś do szpitala! Musiałeś widzieć wcześniej ten projektor… tylko o tym zapomniałeś!

      Ona ma rację, pomyślał.

      Tak go pochłonęło szukanie rozwiązania, że nawet nie przyszło mu do głowy, iż może je znać już od dawna.

      – Robercie, wspomniałeś wcześniej, że Mapa Piekieł wskazuje jakieś miejsce na starówce. Nadal tylko nie rozumiem, jak do tego doszedłeś…

      – Cerca trova nic ci nie mówi?

      Wzruszyła ramionami.

      Langdon zaśmiał się w duchu.

      Wreszcie znalazłem coś, czego Sienna nie wie.

      – Tak się składa, że to zdanie wskazuje bardzo konkretny i  znany fresk znajdujący się w Palazzo Vecchio. Mówię o Battaglia di Marciano Giorgia Vasariego znajdującym się w Sali Pięciuset. Na samej górze obrazu Vasari umieścił ledwie widoczny napis cerca trova. Istnieje wiele teorii próbujących wyjaśnić, dlaczego to zrobił, ale nikt nie znalazł jeszcze satysfakcjonującego rozwiązania tej zagadki.

      Nad ich głowami rozległo się nagle buczenie silnika. Niewielka maszyna pojawiła się znikąd i przemknęła nad koronami pobliskich drzew. Leciała tak nisko, że Langdon i Sienna zamarli z wrażenia.

      Po chwili Robert zadarł głowę i wypatrzył niknący samolocik.

      – Helikopter zabawka – odetchnął z ulgą na widok zdalnie sterowanego, długiego na metr śmigłowca. Maszyna brzęczała jak ogromny rozwścieczony komar.

      Sienna w przeciwieństwie do Langdona wyglądała na zaniepokojoną.

      – Nie wychylaj się – poprosiła.

      Helikopter zawrócił i pomknął znów w ich kierunku, prześlizgując się tuż nad koronami drzew. Minął ich, tym razem lecąc lewym skrajem polany.

      – To nie zabawka – wyszeptała – tylko dron zwiadowczy. Najprawdopodobniej wyposażony w kamerę, która przekazuje obraz w czasie rzeczywistym temu, kto nim steruje…

      Langdon zacisnął zęby, obserwując śmigłowiec oddalający się w kierunku, z którego wcześniej przyleciał – czyli Bramy Rzymskiej i uczelni.

      – Nie wiem, co zrobiłeś – stwierdziła Sienna – ale ktoś naprawdę ważny stara się ciebie dopaść za wszelką cenę.

      Helikopter znów zawrócił i zaczął kolejny przelot, tym razem nad murem, przez który dopiero co przeskoczyli.

      – Ktoś musiał nas zauważyć i przekazał tę wiadomość dalej – dodała, wkraczając na ścieżkę. – Lepiej wynośmy się stąd, i to szybko.

      Gdy dron odleciał w kierunku odległego krańca ogrodów, Langdon zamazał podeszwą buta wyryte w ziemi litery i szybko dołączył do Sienny. Jego myśli krążyły wciąż wokół cerca trova, fresku Giorgia Vasariego, oraz stwierdzenia lekarki, że musiał już wcześniej rozwiązać tę zagadkę.

      Szukajcie, a znajdziecie…

      W chwili, gdy docierali do drugiej polany, Langdon doszedł do zaskakującego wniosku. Z głupią miną zatrzymał się na otoczonej lasem ścieżce.

      Sienna również przystanęła.

      – O co chodzi, Robercie?

      – Jestem niewinny – oznajmił.

      – O czym ty mówisz?

      – O ludziach, którzy mnie ścigają… Zakładałem do tej pory, że tropią mnie, ponieważ zrobiłem coś potwornego.

      – Owszem, w szpitalu cały czas mamrotałeś przeprosiny. Ve… sorry, pamiętasz?

      – Tak, ale wtedy myślałem, że to po angielsku.

      Sienna wyglądała na zaskoczoną.

      – Przecież mówisz po angielsku.

      Błękitne oczy Langdona błyszczały z podekscytowania.

      – To nie były przeprosiny! Mamrotałem o tym sekretnym przesłaniu z fresku w Palazzo Vecchio! – W uszach wciąż miał wypowiadane przez siebie samego słowa. Ve… sorry. Ve… sorry.

      Sienna całkiem się pogubiła.

      – Jeszcze nie rozumiesz?! – Langdon wyszczerzył zęby w  uśmiechu. – Nie mówiłem ve… sorry, lecz Va… sari. Tak brzmi nazwisko tego artysty. Vasari!

      Rozdział 24

      Vayentha zahamowała gwałtownie.

      Jej motocykl zatańczył na asfalcie, piszcząc przeraźliwie i  zostawiając długi ślad na viale del Poggio Imperiale, aby zatrzymać się tuż przed ostatnim z unieruchomionych samochodów. Aleja przed nią była kompletnie zakorkowana.

      Nie mam czasu na takie zabawy!

      Vayentha wyciągnęła szyję, by spojrzeć ponad dachami wozów i sprawdzić, co jest przyczyną zatrzymania ruchu. Musiała wcześniej wybrać okrężną drogę, żeby uniknąć spotkania z zespołem IWO po tym zamieszaniu w kamienicy, przez co miała coraz mniej czasu na dotarcie do hotelu na starówce, gdzie się zatrzymała, wypełniając ostatnią misję.

      Zostałam wykluczona – muszę jak najszybciej opuścić to cholerne miasto!

      Wyglądało jednak na to, że łańcuch nieszczęść nie ma końca. Ulica, którą zamierzała się dostać na stare miasto, była zablokowana. Nie mając zamiaru czekać, Vayentha zjechała na bok jezdni i  sunąc wąskim pasem awaryjnym, dotarła do zakorkowanego skrzyżowania. Przed nią znajdował się zbieg sześciu głównych alei tej dzielnicy. Za rondem stała Brama Rzymska, droga prowadząca na starówkę i jedno z najczęściej zakorkowanych miejsc we Florencji.

      Co tam się u licha dzieje?!

      Teraz widziała, że cała okolica roi się od policjantów – przejazd był zablokowany, a mundurowi utworzyli kilka punktów kontrolnych. Chwilę później dostrzegła coś, co ją zdziwiło. W samym środku tego zamieszania znajdowała się znajoma czarna furgonetka, a stojący obok niej mężczyźni w ciemnych uniformach wydawali rozkazy miejscowym stróżom prawa.

      Bez wątpienia należą do zespołu IWO, ale czego u diabła tutaj chcą? Chyba że…

      Przełknęła głośno ślinę, nie wierząc, że coś takiego może być prawdą. Czyżby Langdon wykiwał także Brüdera? To wydawało się niedorzeczne; szanse ucieczki profesorka powinny być bliskie zeru. Z drugiej strony Langdon nie działał w pojedynkę, a  Vayentha była naocznym świadkiem pomysłowości towarzyszącej mu blondynki.

      W pobliżu pojawił się policjant


Скачать книгу