Syrena. John Everson
y-line/>
Podziękowanie
Pamięć, inspiracja i wyobraźnia. To trzy klucze do tej powieści. „Syrena” została zainspirowana wspomnieniami hipnotyzującej muzyki i moich licznych wizyt na różnych plażach wzdłuż wybrzeża Kalifornii. Jednak słowa powstały z dala od brzegu, podczas moich tygodniowych nocy pisania w 2009 roku w Rizzo’s w Naperville, w stanie Illinois.
Podziękowania dla Eriki i reszty ekipy za to, że zawsze miałem moją szklankę przynajmniej w połowie pełną! Dziękuję również Cocteau Twins, których nieziemska, eteryczna muzyka stanowiła idealne tło dla wielu godzin pisania tej powieści, kiedy pracowałem w domu.
Jest o wiele więcej osób, niż mogę tutaj zmieścić, którym należy się wdzięczność za wsparcie. Dziękuję mojej rodzinie, Geri i Shaunowi, za umożliwienie mi wkładania mojego „fikcyjnego” kapelusza i znikanie na wiele godzin w moim „innym” świecie. Dziękuję Don D’Aurii i wszystkim w Leisure za to, że w ten sposób przeżywam moje mroczne sny. Dziękuję również Dave’owi Barnettowi, Shane’owi Ryanowi Staleyowi i Mateuszowi Bandurskiemu za złożenie pięknych limitowanych edycji i przetłumaczenie mojej pracy.
Dziękuję moim pierwszym czytelnikom: Rhondzie Wilsonowi, Paulowi Legerskiemu, Martelowi Sardinie i Billowi Gagliani, za poprawienie wielu faktów i gramatycznych gaf; Lonowi Czarneckiemu i Johnowi Borowskiemu, za przeniesienie moich wizji do sieci i filmu; a także takim osobom, jak: P.S. Gifford, Bill Breedlove, Dave Benton, Erik Smith, Peter D. Schwotzer, Nate Kenyon, Edward Lee, Jonathan Maberry, Bryan Smith, Kresby, WIL Keiper, Brian Yount, Paul Mannering, Sheili Halterman, Deb Kuhn, Peg Phillips, Mallecs i Rentfros za zachętę i wsparcie oraz za bycie zawsze, gdy ich potrzebuję.
Prolog
Sól wisiała w powietrzu niczym mgła. Smak oceanu wypełniał usta Andy’ego, gdy prowadziła go po skałach. Surowe światło nocnego nieba podniosło się i podążało po szwach jej dżinsów. Andy nie mógł oderwać wzroku od kształtu jej tyłka, kiedy kroczyła w górę i w dół przez labirynt nadmorskich głazów, prowadząc go do sekretnego miejsca, jakie przygotowała. Miejsca, w którym miała wyskoczyć z tych dżinsów. Miejsca, gdzie podzielą się krwią.
Była starszą kobietą. Ciemnowłosą, szczupłą i seksowną starszą kobietą o imieniu Cassie. Andy poznał ją w artystycznej kawiarni, w której uczył się po szkole. Powiedziała, że ma dwadzieścia trzy lata, ale jej oczy skrywały wiedzę o rzeczach znacznie starszych niż jej wiek. Andy był zarówno przestraszony, jak i zachwycony atencją kobiety, ale ostatecznie przyciągnął go urok jej ciemnych oczu. I dziś wieczorem chciał odprawić z nią rytuał. Zaklęcie, jak powiedziała, aby wezwać z zewnątrz moc na Ziemię. Moc, którą mogłaby wykorzystać. Moc, która przyniesie korzyści im obojgu… jeśli zrobi tak, jak ona powiedziała. Podsumowując: nie dbał tak naprawdę o część mocy… interesował się tylko zdobyciem jej. Od tygodni nawiedzała go w marzeniach – bez względu na to, czy spał czy nie.
– Tutaj – oznajmiła Cassie. Odwróciła się do niego i otoczyła rękoma jego szyję. Za jej włosami widział fale rozbijające się słabymi białymi iskrami na skalistym brzegu. – Czuję tu coś mocnego – powiedziała. – W tym miejscu jest moc. Wiem to od lat.
Andy wzruszył ramionami. Wyglądało to, jak jakikolwiek inny odcinek tej zapomnianej przez Boga plaży. Nawet w dzień nikt tutaj nie pływał. Plaża była zdradliwa. W zatoce zgłaszano obserwacje większej liczby rekinów niż można by się spodziewać, bo pływało ich tu niewiele.
Ale kiedy Cassie przycisnęła ciepłe wargi do jego ust, Andy zapomniał o plaży i czuł tylko żar ciała napierającego na jego własne. I błysk namiętności w oczach, które na niego patrzyły. Mogła być starsza, ale była drobna, z jędrnymi i okazałymi piersiami, a gdy spoglądał jej w oczy, wiedział, że dziś wieczorem… stanie się mężczyzną.
Dla siedemnastoletniego chłopca była to niesamowita, cudowna myśl, od której aż trzęsły się kolana.
Tymczasem Cassie myślała o zaklęciu, które zamierzała rzucić. W oceanie była moc, matka wszelkiego życia. Ciężka, głęboka, cicha moc. Moc równie zdradliwa i niepewna, co bezkresna. W tym miejscu było jeszcze coś, choć nie miała do końca pewności, co to takiego. Śpiewało w powietrzu niczym niewyraźny głos szarańczy.
Poprowadziła Andy’ego na otwartą przestrzeń plaży, tuż przy linii odpływu i opróżniła swoją torbę, wysypując wszystko na piasek. Dłońmi wykopała osiem dziur w kręgu na piasku i umieściła w nich świece, w środku kładąc pęk związanych ptasich nóg. Pocałowała Andy’ego i pchnęła go do tyłu, by rozluźnił się, leżąc na ziemi. Potem z uśmiechem podniosła się i przeszła wzdłuż linii wody, aż znalazła to, czego potrzebowała. Wracając do kręgu, zakręciła sznurkiem wodorostów po całym obwodzie świec.
Andy obserwował, jak układa coraz więcej przedmiotów w środku koła: liście i włosy oraz kawałki ciemnych sękatych rzeczy, które mogły być zarówno roślinami, jak i kawałkami ciała. Nie był pewien, czy chciał wiedzieć.
Cassie zapalała świece, które pomimo ochrony z wykopanych dołków w piasku, migotały szybko w nocnym wietrze. Usiadła, opierając ręce na biodrach i przyjrzała się swojej pracy. Po chwili skinęła głową i sięgnęła do skórzanej torebki po nóż. Nie był to standardowy kuchenny nóż do steków, ani nawet motylek ulicznego wojownika. Nie, to było coś wyjątkowego; ostrze zwężało się krzywą, która naśladowała falę oceanu. Uchwyt z ciemnego drewna był rzeźbiony w dziwnie postrzępione postacie otaczające zakrwawiony kamień.
– Teraz jesteśmy gotowi – powiedziała Cassie. Jej oczy tańczyły z odbiciem płomieni.
– Powiedz mi, co mam robić – rzekł Andy. Nienawidził, gdy jego głos brzmiał tak słabo wobec szeptu fal.
Gdzieś łkał nocny ptak. Nie dało się stwierdzić, czy był to okrzyk bólu, czy zwycięstwa.
– W naszym kręgu mamy elementy powietrza, ognia, ziemi i wody, jak również ziarna życia i śmierci. Teraz dodajemy elementy krwi i pasji, aby ukończyć zaklęcie.
– Nie musisz czegoś powiedzieć albo machnąć różdżką?
Cassie roześmiała się.
– Powiem kilka rzeczy, kiedy będziemy się pieprzyć, ale tak naprawdę… magia jest kombinacją tego wszystkiego. Spustem jest moja wola i my, będąc razem…
Pochyliła się, żeby go pocałować, a oczy Andy’ego uciekły w tył głowy. Boże, smakowała tak dobrze. Wymknęła się z jego objęć, położyła nóż między nimi i zdjęła koszulę, dając mu znak, by zrobił to samo. Potem wstała, zrzuciła dżinsy, pozbyła się różowych majtek bikini i znów usiadła, naga na ziemi. Andy wzdrygnął się, gdy jego tyłek dotknął zimnego piasku.
– Daj mi swoją rękę – szepnęła. Zrobił to. – Oddaj mi życie – powiedziała i przeciągnęła ostrze w poprzek jego dłoń. Skrzywił się, ale nic nie powiedział, gdy wypłynęła krew.
Przecięła kawałek na swojej