Książę Cieni. Aleksandra Polak
mam wiosenną depresję – odparł. Nie dowierzałam, że ten radosny chłopak, którego uśmiech był wiernym towarzyszem, pozwolił się dopaść wiosennemu przesileniu.
– Gondole są fantastyczne – próbowałam rozkręcić rozmowę. – Co nas czeka dalej?
– Chaos – mruknął Gustaw, a gdy zobaczył moją zaskoczoną minę, wzrok mu zbystrzał. – Ach, pytałaś o gondole. Zaczarowany las i zwierciadło czasu.
– A myślałeś, że o co pytam? O naszą przyszłość?
– Tak – przyznał. – Od czasu, kiedy Iwo wyjawił prawdę o hipnozie, a Okulus o swojej uroczej rodzince, rzeczywistość mnie przerasta. Powiedz, jak mamy znaleźć dziwaczne składniki do mikstury, która może wcale nie zadziałać? Jeśli Eryn wygra, Tristan w ułamku sekundy pozbawi nas życia, a Circus Lumos stanie się najbardziej magiczną trupą z najbardziej tragicznym końcem.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie Tristana.
– Rozumiem, że masz wątpliwości, ale…
– W dodatku musimy uratować Juliana, a ja się boję. Nie mam wspaniałej mocy, tak jak siostry czy Hadrian. Nie jestem tak silny jak Igor. Jestem tylko karzełkiem, który potrafi żartować.
– Teraz to chyba naprawdę stroisz sobie żarty – oburzyłam się. – To normalne, że się boisz. Ja też boję się wielu spraw: magicznych, niemagicznych, walki, a nawet matury. – Albo Tristana, dopowiedziałam w myślach. – Zawsze to powtarzam, ale powiem jeszcze raz, więc słuchaj uważnie: musimy walczyć razem, inaczej nawet nie mamy co chwytać za broń.
Gustaw spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę przestał obracać swoją kulą, a ona spadła na dno gondoli, nie przestając się kręcić. Schylił się i szybko ją złapał.
– Co to właściwie jest? – zapytałam.
– Kula, która nigdy nie przestaje wirować. I niezły schowek. Wystarczy, że ją otworzysz – przyłożył opuszek palca do jednego ze świetlistych punktów, a kula ukazała metaliczno-szare wnętrze – i wrzucisz dowolny przedmiot. O, na przykład patyk.
Gustaw podniósł z ławeczki gałązkę i zbliżył ją do kuli. Gałązka zniknęła w jej wnętrzu, wessana przez spiralę iskier.
– Jedyne, czego nie można tu ukryć, to człowiek – wyjaśnił już nieco weselej, a gondola pokonała długi zakręt i przyspieszyła wraz z bystrym nurtem strumyka.
Zagłębialiśmy się w las, a powietrze aż błyszczało magicznymi refleksami. Tancerka na dziobie łódki rozpoczęła swój taniec niczym baletnica w pozytywce, a wokół nas rozbrzmiały trele ptaków, których jednak nie było widać na wysokich drzewach. Ich konary poruszały się niespokojnie, aż w końcu opadały jeden po drugim, tworząc przed nami tunel. Na brzegach strumyka jeden po drugim rozkwitały lotosy, a na powierzchni wody pojawiały się dorodne różowe lilie. Musiałam się uszczypnąć, by uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Spojrzałam zachwycona na Gustawa, a on tylko uśmiechnął się przebiegle, dając mi tym znać, że najlepsze jeszcze przed nami.
Cyrkowa muzyka ustąpiła miejsca zaczarowanym odgłosom natury. Kolory lasu przełamywała tylko czerwono-biała krata na deskach gondoli. Wpłynęliśmy w tunel, a czubek mojej głowy ocierał się o szepczące liście. W uścisku strumyka i konarów panował półmrok, z każdym kolejnym metrem wypełniając coraz większą przestrzeń. Gdy trudno było mi już dostrzec, co znajduje się z przodu, liście zamieniły się w gwiazdy. Woda odbijała zwierciadło kosmosu, tworząc iluzję podróży przez niezmierzony wszechświat. Gwiazdy poruszały się wokół nas jak spirala nieskończoności, a Gustaw łapał je i zamykał w swojej kuli. Ja też wyciągnęłam dłoń, a gdy moja skóra dotknęła nieba, poczułam przyjemne łaskotanie. Gondola znów przyspieszyła; strumyk gwałtownie obniżył swój bieg, wpadając do rozległego jeziora. Gwiazdy zniknęły. Widziałam tylko srebrne refleksy światła na tafli wody – ogrom tego krajobrazu mnie przytłoczył. Odniosłam wrażenie, że znajdujemy się pośrodku mrocznego oceanu, zagubieni w malutkiej gondoli i czekający na ratunek, niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie. Tancerka na dziobie odwróciła się w naszym kierunku, a jej umalowane czerwone usta powoli się rozchyliły. Chwilę później po tafli wody rozlał się jej głos, wysoki, słodki i czarujący:
Przejrzyj się w wodzie jak w lustrze,
Nie siedź tu jak na musztrze.
Zwierciadło trzyma twe imię,
Więc zrób wesołą minę.
Gdy widzisz zmianę, to dobrze,
Jeśli chowasz się w wodzie,
To zmądrzej.
Figurka skończyła recytować i powróciła do swojego tańca. Rzuciłam Gustawowi niepewne spojrzenie, a on zachęcił mnie, bym rzeczywiście przejrzała się w zwierciadle wody. Wychyliłam się za burtę i prawie krzyknęłam. W wodzie odbijało się moje oblicze, lecz o kilka lat młodsze. Przyjrzałam się sobie. Miałam jakieś trzynaście, może czternaście lat. Aż za dobrze pamiętałam grzywkę, która zasłaniała mi prawie całą twarz, i mocno wymalowane oczy. Na szyi miałam liczne wisiorki, jednak za tymi ozdobnymi akcesoriami kryła się dziewczyna, której błysk w oku gasiły najgłupsze lęki. Wzruszyłam się na wspomnienie młodości, kiedy to wiara w siebie była dla mnie całkowicie obcym zagadnieniem. Nagle czarna kreska i cień do powiek zaczęły spływać po twarzy mojego odbicia w wodzie, aż odruchowo przyłożyłam dłoń do policzka. Alicja w zwierciadle zrobiła to samo. Jej fryzura się zmieniła, makijaż, postawa i ruchy nabrały subtelności. Uśmiechnęłam się, gdy zwierciadło w końcu ukazało mi moje teraźniejsze odbicie; Alicja odwzajemniła uśmiech.
Gondola ruszyła, a moje odzwierciedlenie nie podążało za mną. Zostało na swoim miejscu, uśmiechnięte, spokojne.
– Magia… – Westchnęłam z uznaniem.
Chwilę później znów przemierzaliśmy wąski strumyk. W oddali słyszałam muzykę i wrzawę głosów. Konary rozchylały się jeden po drugim, a promienie słońca wpadały do łódki jak świetliste strzały. Znów dostrzegłam brzegi, które teraz pokryte były beżowymi plamami piasku. Gdy weszliśmy w zakręt, zobaczyłam bramę w kształcie otwartej paszczy słonia. Jego trąba, wykonana ze wstążek o wielu kolorach, powiewała na wietrze. Dopiero po chwili zauważyłam skąpaną w słońcu sylwetkę. Ktoś siedział na samym szczycie bramy i obserwował strumyk przez długą lornetkę. Na nasz widok schował ją do przewieszonej przez ramię torby, wstał i gdy gondola zbliżyła się do bramy, zeskoczył.
– Stella, uważaj! – jęknął Gustaw, kiedy dziewczyna wylądowała tuż przed naszymi nosami, wywołując falę na strumyku. Łódka niebezpiecznie przechyliła się, jednak Stella chwyciła ozdobny wachlarz, machnęła nim, a strumyk i gondola powróciły do równowagi.
– Przepraszam. – Zachichotała. – I jak podobała ci się przejażdżka? Po twojej zachwyconej minie sądzę, że z sentymentem wspominasz swoją młodszą wersję. Szkoda, że mnie tam nie było, z chęcią bym to zobaczyła.
– Wasze atrakcje mają coraz większy rozmach.
– To chyba najlepsze, co możemy usłyszeć – rozpogodził się Gustaw.
Iwo, ubrany w czarny surdut i w wysokim kapeluszu, przechadzał się pomiędzy karuzelą a stanowiskiem, gdzie Aurea uczyła dzieci żonglować. Mierzył otoczenie badawczym wzrokiem. Otaksował i mnie, a potem posłał mi nieodgadniony uśmiech.
– Hadrian od rana zachodzi w głowę, jak tam twoja matura. – Mag szybko znalazł się obok mnie.
– Ach, miałam odpisać na jego wiadomość, ale dziewczyny