Powrót Walecznych . Морган Райс

Powrót Walecznych  - Морган Райс


Скачать книгу
On też nie był już taki jak kiedyś. Miała wrażenie, że stali się dla siebie bardziej obcy, że nie potrafili już ze sobą rozmawiać. Czy nadal był tym ojcem, którego znała i kochała, który długimi godzinami czytał jej do snu? A może teraz był już tylko jej dowódcą?

      Stał tam, wpatrując się w nią i wtedy zrozumiała, że nie wiedział, jak przerwać tą ciszę, ciszę, którą przecinał teraz tylko porywisty wiatr. Gdy mężczyźni zaczęli zapalać pochodnie, a światło z nich bijące oświetliło zadumaną twarz ojca, Kyra nie wytrzymała już dłużej.

      – Zabierzesz to wszystko z powrotem do Volis? – zapytała, gdy wóz wypełniony po brzegi mieczami przejechał obok nich.

      Odwrócił się, wyrwany nagle ze swych myśli i nie odrywając wzroku od toczącego się wozu, pokręcił głową.

      – W Volis nie czaka już na nas nic, prócz śmierci – oznajmił głębokim, zdecydowanym głosem – Teraz kierujemy się na południe.

      Kyra była zaskoczona.

      – Na południe? – zapytała.

      Przytaknął.

      – Do Esephus – dodał.

      Serce Kyry zalała fala podniecenia, gdy wyobraziła sobie wyprawę do Esephus, ich największego sąsiada na południu, starożytnej twierdzy wzniesionej nad samym morzem. Najbardziej jednak ekscytujące było to, że owa wyprawa mogła oznaczać tylko jedno – powszechną mobilizację ich wojsk.

      Skinął głową, jakby czytał w jej myślach.

      – Nie ma już dla nas odwrotu – powiedział.

      Kyra od lat nie była tak dumna z ojca. Przestała postrzegać go, jako zadowolonego z siebie wojownika, wiodącego spokojne życie w zaciszu bezpiecznych murów fortu. Znów był tym samym odważnym dowódcą, gotowym poświęcić wszystko dla wolności, którego niegdyś znała.

      – Kiedy wyruszamy? – zapytała podekscytowana, nie mogąc się już doczekać.

      Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że ojciec kręci tylko głową.

      – Nie my – poprawił ją – Ja i moi ludzie. Ty nie.

      Te słowa przebiły serce Kyry niczym sztylet.

      – Chcesz mnie tu zostawić? – wyjąknęła – Po tym wszystkim, co tu zaszło? Co jeszcze muszę zrobić, by udowodnić ci swoją wartość?

      Znowu potrząsnął stanowczo głową. Była zdruzgotana widząc jego stanowcze, zimne spojrzenie. Wiedziała już, że się nie ugnie.

      – Ty udasz się do swego wuja – zadecydował. Nie miała wątpliwości, że to było polecenie, a nie prośba. To też pokazało, kim teraz dla niego jest – żołnierzem, nie zaś córką. Dotknęło ją to do żywego.

      Kyra wzięła głęboki oddech – nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić.

      – Chcę walczyć z tobą ramię w ramię – upierała się – Mogę ci pomóc.

      – Pomożesz mi – powiedział – udając się tam, gdzie jesteś najbardziej potrzebna. A jesteś potrzebna właśnie przy tam, przy wuju.

      Zmarszczyła brwi, starając się zrozumieć.

      – Ale dlaczego? – zapytała niepewnie.

      Milczał przez długi czas, aż w końcu westchnął.

      – Posiadasz … – zaczął – … pewne zdolności, których ja nie rozumiem. Zdolności, bez których nie wygramy tej wojny. Zdolności, w rozwijaniu których tylko twój wuj będzie potrafił pomóc. Wyciągnął rękę i położył na jej ramieniu.

      – Jeśli chcesz nam pomóc – kontynuował- jeśli chcesz pomóc naszym ludziom, musisz zrobić to, co do ciebie należy. Nie potrzebuję kolejnego żołnierza – potrzebuję wyjątkowych mocy, które tylko ty możesz nam zaoferować. Zdolności, które tylko ty posiadasz.

      Kyra dostrzegła gorliwość płonącą w jego oczach i pomimo smutku, który odczuwała na myśl o tym, że nie będzie mogła mu towarzyszyć w wyprawie, jego słowa dodały jej otuchy, a nawet wzbudziły pewną ciekawość. Zastanawiała się, jakie zdolności mógł mieć na myśli. Chciała też dowiedzieć się, kim był jej wujek.

      – Idź i posiądź wiedzę i umiejętności, których ja nie mogę ci przekazać – powiedział uroczyście – Wracaj do nas silniejsza, by pomóc nam wygrać tę wojnę.

      Kyra spojrzała w jego pełne szacunku i ciepła oczy i znowu poczuła się mu bliska.

      – Żeby dostać się do Ur, będziesz musiała przebyć daleką drogę – dodał – to dobre trzy dni jazdy na północny zachód. Będziesz musiała samotnie przemierzyć Escalon. Jedź szybko, bocznymi dróżkami i co najważniejsze, cały czas miej się na baczności. Wieść o tym, co tu zaszło, szybko się rozniesie, sprowadzając na nas gniew wszystkich Lordów Pandezji. Główne trakty będą bardzo niebezpieczne – lepiej trzymaj się leśnych ścieżek. Kieruj się na północ, w stroną morza, a gdy do niego dotrzesz, kontynuuj wzdłuż wybrzeża, aż dotrzesz do Ur. Trzymaj się z dala od wsi, z dala od ludzi. Nie zatrzymuj się. Nie mów nikomu, dokąd zmierzasz. W ogóle z nikim nie rozmawiaj.

      Chwycił ją mocno za ramiona, jakby chciał się upewnić, że trafia do niej każde jego słowo.

      – Zrozumiałaś mnie? – spytał błagalnym głosem – Ta podróż byłaby śmiertelnie niebezpieczna nawet dla dorosłego mężczyzny, a co dopiero dla młodej dziewczyny. Niestety, nie mogę dać ci eskorty. Musisz być na tyle silna, by przebyć tą drogę sama. Czy jesteś na to gotowa?

      Jego oczy wypełniał strach i troska o jej życie.

      – Jestem, Ojcze – odpowiedziała z dumą.

      Przyjrzał się jej uważnie, w końcu skinął głową, rad z jej odpowiedzi. Powoli jego oczy napełniły się łzami.

      – Spośród wszystkich moich ludzi – powiedział – spośród tych wszystkich dzielnych wojowników, ty jesteś potrzebna mi najbardziej. Nie twoi bracia, nie nawet moi zaufani żołnierze. Ty jedna możesz wygrać tę wojnę.

      Kyra czuła się zagubiona i przytłoczona tym wszystkim; nie była do końca pewna, co ojciec miał na myśli. Otworzyła usta, by dopytać go, gdy nagle poczuła, że ktoś się zbliża.

      Odwróciła się i zobaczyła szeroki uśmiech Baylora, głównego koniuszego w stajniach jej ojca. Niewysoki mężczyzna z wyraźną nadwagą, grubymi brwiami i zmierzwionymi włosami podszedł do nich i spojrzał na jej ojca, jakby w oczekiwaniu na przyzwolenie.

      Ojciec skinął na niego, a ten zwrócił się do Kyry i zaczął:

      – Powiedziano mi, że wyruszasz w długą i wyczerpującą podróż – powiedział Baylor nosowym głosem – Do tego trzeba ci będzie konia.

      Kyra zmarszczyła brwi, zdezorientowana.

      – Mam konia – odparła, spoglądając na białego ogiera, którego dosiadała podczas bitwy z Gwardią Lorda.

      Baylor uśmiechnął się.

      – To nie jest koń – powiedział.

      Baylor spojrzał na ojca, a ten skinął na niego głową porozumiewawczo. Kyra nadal nie rozumiała, co się dzieje.

      – Idź za mną – powiedział, i nie tracąc ani chwili dłużej, odwrócił się na pięcie i ruszył do stajni.

      Kyra patrzyła na niego jak odchodzi, zdezorientowana, po czym spojrzała na ojca. Ten uśmiechną się tajemniczo.

      – Idź za nim – powiedział – Nie pożałujesz.

*

      Kyra przeszła z Baylorem przez zaśnieżony dziedziniec. Po drodze dołączyli do nich Anvin, Arthfael i Vidar, wszyscy


Скачать книгу