Powrót Smoków . Морган Райс
lasu. Widziała, jak próbują wsadzić włócznię w jego zbyt drobne dłonie. Aidan stanowił dla nich wyjątkowo łatwy cel; Brandon i Braxton byli prawdziwymi łobuzami. Byli silni i dość odważni, choć odwaga ta wynikała raczej ze zbytniej zuchwałości niż ich faktycznych umiejętności, przez co często pakowali się w kłopoty, z których sami nie byli w stanie się wyplątać. Było to szalenie frustrujące.
Nagle Kyra zrozumiała co tam się dzieje: Brandon i Braxton ciągnęli Aidana na jedno ze swoich niedorzecznych polowań. Przy ich pasach dostrzegła worki z winem i wiedziała już, że byli pijani. Nie dość, że chcieli zabijać bezbronną zwierzynę, to jeszcze zmuszali do tego ich młodszego brata, mimo jego usilnych protestów.
Kyra musiała ich powstrzymać. Pędem rzuciła się w ich kierunku, a przy jej boku wiernie podążał Leo.
– Jesteś już wystarczająco duży – Brandon oświadczył Aidanowi.
– Czas najwyższy byś stał się mężczyzną – zawtórował mu Braxton.
Zbiegając ze wzgórza Kyra wiedziała, że już za chwilę stanie z nimi twarzą w twarz. Wybiegła na drogę i ciężko oddychając, zatrzymała się tuż przed nimi, blokując im przejście. Leo usiadł obok niej. Trzej bracia stanęli jak wryci, zaskoczeni jej obecnością.
Na twarzy Aidana pojawiła się ulga.
– Zgubiłaś się? – zadrwił Braxton.
– Zagradzasz nam drogę – warknął Brandon – Wracaj do swoich strzałek i patyków.
Obaj roześmieli się szyderczo, a ona zmarszczyła tylko brwi, pokrzepiona groźnym warknięciem Leo.
– Zabieraj stąd tą bestię – Braxton starał się grać odważnego, a tak naprawdę ze strachu aż mocniej zacisnął dłoń na włóczni.
– A wy dokąd zabieracie Aidana? – zapytała śmiertelnie poważna.
Ich twarze nabierały coraz bardziej surowego wyglądu.
– Zabieramy go tam, gdzie nam się podoba – hardo odpowiedział Brandon.
– Idzie z nami na polowanie, by wreszcie stać się mężczyzną – powiedział Braxton, wyraźnie zaznaczając ostatnie słowo, jakby chciał jej dogryźć.
Ale Kyra nie pozwoliła wyprowadzić się z równowagi.
– On jest jeszcze za młody – odparła stanowczo.
Brandon skrzywił się.
– A kto tak powiedział? – zapytał.
– Ja tak mówię.
– Bo jesteś jego matką? – zakpił Braxton.
Kyra aż poczerwieniała z wściekłości. Jak nigdy dotąd chciała, by ich matka była teraz przy nich.
– Nie, ale ty też nie jesteś jego ojcem – odparła.
Zapadła martwa cisza. Aidan patrzył na nią przestraszonym wzrokiem.
– Aidan – zwróciła się do niego – Czy to jest coś, co chcesz zrobić?
Zawstydzony Aidan wbił wzrok w ziemię. Stał tam w milczeniu, unikając jej spojrzenia. Kyra wiedziała, że boi się zaprzeczyć, by nie prowokować dezaprobaty ze strony swoich starszych braci.
– No i sama widzisz – uśmiechnął się Brandon – On nie ma nic przeciwko temu.
Kyra stała tam sfrustrowana, z całych sił pragnąc by Aidan przemówił, jednocześnie nie mogąc go do tego zmusić.
– To nierozsądne z waszej strony, by zabierać go ze sobą na polowanie – powiedziała – nadchodzi burza. Szybko zapadnie zmrok. W lesie zrobi się niebezpiecznie. Jeśli chcecie nauczyć go polować, zabierzcie go innego dnia, kiedy trochę podrośnie.
Widać było, że chłopcy z każdą chwilą stają się coraz bardziej podirytowani.
– A co ty wiesz o polowaniu – zapytał Braxton – Upolowałaś coś kiedyś, poza tymi swoimi drzewami?
– Może któreś z nich cię ostatnio ugryzło?– dodał złośliwie Brandon.
Chłopcy rechotali, a Kyra w środku cała buzowała, nie wiedząc co czynić. Jeśli Aidan się nie odezwie, ona nie będzie mogła tu wiele zdziałać.
– Za bardzo się martwisz, siostrzyczko – powiedział w końcu Brandon – Aidan będzie przy nas bezpieczny. Chcemy go tylko trochę zahartować, a nie zabić. Czy naprawdę myślisz, że tylko ty się o niego troszczysz?
– Poza tym, ojciec patrzy – powiedział Braxton – Chcesz go rozczarować?
Kyra natychmiast spojrzała w dal. Na wysokiej wieży, w oknie, dostrzegła sylwetkę ojca. Było jej przykro, że nie zrobił nic, by powstrzymać swych starszych synów przed tym barbarzyństwem.
Próbowali ruszyć w dalszą drogę, lecz Kyra nie ustępowała. Wyglądali, jakby chcieli przejść po niej, ale Leo stanął między nimi i swoim warczeniem odwiódł ich od tego pomysłu.
– Aidan, jeszcze nie jest za późno – Kyra spojrzała mu prosto w oczy – Nie musisz tego robić. Chcesz wrócić ze mną do fortu?
Widziała, jak oczy zachodzą mu łzami. Zapadła długa cisza, którą przerywał jedynie szum wiatru i skrzypienie śniegu pod nogami.
Wreszcie wymamrotał.
– Chcę iść na polowanie.
Bracia natychmiast ruszyli przed siebie, spychając ją z drogi, ciągnąc za sobą Aidana. Kyra odwróciła się za nimi, patrząc w milczeniu jak odchodzą.
Z bólem serca odwróciła twarz w stronę fortu, ale jej ojca nie było już na wieży.
Kyra patrzyła, jak jej trzech braci oddala się w kierunku nadchodzącej burzy i znika w ciemnościach Cierniowego Lasu. Poczuła ucisk w żołądku. Myślała, żeby wyrwać Aidana z ich łap i odprowadzić go do domu, ale nie chciała narobić mu wstydu.
Wiedziała, że powinna pozwolić im odejść, jednak coś nie pozwalało jej tego zrobić. Wyczuwała niebezpieczeństwo, zwłaszcza w przededniu Zimowego Księżyca. Nie ufała swoim starszym braciom; wiedziała, że nie chcą skrzywdzić Aidana, ale byli zbyt lekkomyślni, zbyt dla niego surowi. Najgorsze jest to, że byli zbyt pewni swoich umiejętności. A to stanowiło bardzo niebezpieczne połączenie.
Kyra nie wytrzymała dłużej. Jeżeli ojciec nie zareagował, to ona musi to zrobić. Była na tyle dorosła, żeby nie musieć pytać nikogo o zdanie.
Kyra ruszyła za nimi w pogoń, z Leo u swego boku, prosto w mrok Cierniowego Lasu.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kyra zagłębiła się w mroczną gęstwinę Cierniowego Lasu. Śnieg i lód skrzypiały jej pod nogami, gdy razem z Leo powoli przedzierała się na oślep przez niekończącą się plątaninę ciernistych gałęzi. Rosły tu pradawne, czarne drzewa, których poskręcane konary przypominały kształtem ciernie i grube, czarne liście. Czuła, że to miejsce jest przeklęte; stąd nigdy nie wyszło nic dobrego. Myśliwi jej ojca wracali z polowań ranni, a wiele razy zdarzyło się, że trolle, które przedarły się przez Płomienie, znajdowały tu schronienie i traktowały to miejsce, jak przyczółek do ataku na okolicznych wieśniaków.
Wchodząc do lasu, Kyra natychmiast poczuła przeszywający ją chłód. Było tu ciemno i zimno, powietrze było wilgotne, a duszący zapach ciernistych drzew i gnijącej ziemi wisiał w powietrzu. Masywne drzewa zasłaniały resztki światła dziennego. Kyra był wściekła na swoich starszych braci. Zapuszczać się tu o zmroku, zwłaszcza bez asysty kilku wojowników, było niezwykle ryzykowne. Najmniejszy szmer mógł oznaczać zbliżające się niebezpieczeństwo. W oddali usłyszała skowyt zwierzęcia i na chwilę zamarła ze strachu. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku, ale las był