Obserwując. Блейк Пирс
swój neseser na biurko, i spojrzał na studentów z niezwykle poważnym wyrazem twarzy, Riley zdała sobie sprawę, że nie będzie owijał w bawełnę. Powiedział:
— Słuchajcie, wszyscy wiemy, o co chodzi, choć nikt o tym nie mówi. Musimy oczyścić atmosferę. Trzeba o tym porozmawiać wprost.
Riley wstrzymała oddech. Nie była pewna, czy spodoba jej się to, co miało się za chwilę wydarzyć.
— Czy ktoś z obecnych tutaj osób znał Rheę Thorson? Nie mówię o dalekich znajomych albo znajomych z widzenia. Mam na myśli, czy ktoś znał ją bardzo dobrze, przyjaźnił się z nią? — powiedział.
Riley ostrożnie podniosła rękę, Trudy też. Nikt więcej się nie zgłosił. Hayman spytał wtedy:
— Z jakimi uczuciami zmagacie się od czasu jej zabójstwa?
Riley poczuła lekki niesmak. Koniec końców, to samo pytanie zadawali reporterzy Cassie i Ginie w piątek. Riley udało się uniknąć dziennikarzy, a i tak musiała odpowiedzieć na nie teraz? Przypomniała sobie, że były to zajęcia z psychologii. Byli tam właśnie po to, by radzić sobie z takimi pytaniami. Mimo to, Riley zastanawiała się…
Od czego w ogóle zacząć?
Ulżyło jej, kiedy Trudy się odezwała.
— Poczucie winy. Mogłam była temu wszystkiemu zapobiec. Byłam z nią w Norze Centaura, kiedy to się stało. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszła. Gdybym tylko odprowadziła ją do domu…
Głos Trudy zanikł. Riley zebrała się, by też się wypowiedzieć.
— Czuję się tak samo — powiedziała. — W Norze Centaura oddzieliłam się od dziewczyn, i nawet nie zwróciłam uwagi na Rheę. Może gdybym…
Riley zamilkła, po czym dodała:
— Tak więc też czuję się winna. I coś jeszcze. Wydaje mi się, że postąpiłam samolubnie, bo chciałam być sama.
Dr Hayman pokiwał głową. Uśmiechnął się ze zrozumieniem i współczuciem, po czym stwierdził:
— Czyli żadna z Was nie odprowadziła Rhei do domu.
Po krótkiej przerwie dodał:
— Grzech zaniedbania.
Sformułowanie to zaskoczyło nieco Riley. Wydawało się średnio adekwatne wobec tego, co zrobiły Riley i Trudy. Było zbyt delikatne, w ogóle nie oddawało powagi sprawy, a już na pewno nie sugerowałoby czegoś dotyczącego kwestii życia i śmierci. Ale oczywiście była to prawda — do pewnego stopnia.
Hayman rozejrzał się po reszcie sali.
— A czy komuś z was zdarzyło się może zrobić, lub nie, coś takiego w podobnej sytuacji? Może pozwoliliście kiedyś koleżance iść gdzieś samej w nocy, mimo że powinniście ją byli odprowadzić do domu? A może zignorowaliście coś, co powinniście byli zrobić dla czyjegoś bezpieczeństwa? Może nie zabraliście komuś kluczyków od samochodu, mimo że wypili za dużo? Może przeoczyliście sytuację, która mogła doprowadzić do wypadku, a nawet śmierci?
Zdezorientowany szept przeszedł między studentami. Riley zdała sobie sprawę — to było naprawdę trudne pytanie. Koniec końców, gdyby Rhea nie została zamordowana, ani Rhea, ani Trudy nie pomyślałyby nawet o swoim „grzechu zaniedbania”. Zapomniałyby o nim. Nie było niespodzianką, że przynajmniej część studentów miała problem z przypomnieniem sobie, jak to było w ich wypadku. I prawdę mówiąc, Riley też nie była pewna co do samej siebie. Może było więcej sytuacji, w których nie zadbała wystarczająco o czyjeś bezpieczeństwo? Może byłaby odpowiedzialna za śmierć innych osób, gdyby nie łut szczęścia?
Po kilku chwilach, kilka rąk zawisło w górze. Wtedy Hayman powiedział:
— A co z resztą? Kto z was nie jest w stanie sobie przypomnieć na sto procent?
Prawie wszyscy na sali podnieśli ręce. Hayman pokiwał głową i rzekł:
— W porządku. Większości z was zdarzyło się popełnić podobny błąd w taki czy inny sposób. Tak więc ile osób tutaj obecnych czuje się winnych z powodu waszego postępowania lub faktu, że powinniście coś byli zrobić, a nie zrobiliście tego?
Rozbrzmiały zdezorientowane szepty, a nawet kilka westchnień.
— Co? Nikt z was? Dlaczego nie? — spytał Hayman.
Jedna z dziewczyn podniosła rękę i wyjąkała:
— Cóż… Wydaje mi się, że to była inna sytuacja, bo… Bo nikt nie zginął.
Dało się słyszeć szmer wyrażający zgodę. Riley zauważyła, że inny mężczyzna wszedł na salę. Był to Dr Dexter Zimmerman, kierownik Katedry Psychologii. Wyglądało na to, że Zimmerman stał wcześniej za drzwiami i słuchał dyskusji. Kiedyś przez jeden semestr miała z nim zajęcia — psychologię społeczną. Był starszym, pomarszczonym mężczyzną o miłym wyrazie twarzy. Riley wiedziała, że Dr Hayman traktował go jak swojego mentora, niemal wielbił go. Podobnie zresztą jak wielu studentów. Riley miała mieszane odczucia w stosunku do Profesora Zimmermana. Był inspirującym nauczycielem, ale z jakiegoś powodu nie umiała się do niego przekonać tak jak inni. Nie była do końca pewna dlaczego.
Hayman wyjaśnił studentom:
— Poprosiłem Doktora Zimmermana, by wstąpił do nas i wziął udział w dzisiejszej dyskusji. Myślę, że powinien być w stanie nam pomóc. To jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich znam.
Zimmerman zarumienił się i zaśmiał się lekko. Hayman spytał:
— I jakie są pana wrażenia na podstawie tego, co powiedzieli moi studenci?
Zimmerman przekręcił głowę i zamyślił się przez chwilę. Potem rzekł:
— Cóż, przynajmniej części studentów wydaje się, że w grę wchodzi jakaś różnica, jeśli chodzi o aspekt moralny. Jeśli nie pomożesz komuś, a jemu coś się stanie, to postąpiłeś źle — ale jeśli nie będzie z tego tytułu żadnych negatywnych konsekwencji, to postąpiłeś w porządku. Ja jednak takiego podziału nie widzę. Zachowania niczym się nie różnią. Różne konsekwencje nie mają wpływu na to, czy czyjeś postępowanie jest złe lub nie.
Salę ogarnął szum, gdy do studentów dotarło to, co powiedział Zimmerman.
Hayman spytał go:
— Czy to oznacza, że każdy z nas powinien być dręczony przez wyrzuty sumienia, tak jak Riley i Trudy?
Zimmerman wzruszył ramionami.
— A może właśnie wręcz przeciwnie. Czy poczucie winy przynosi nam jakiekolwiek korzyści? Czy przywróci ono życie tej młodej dziewczynie? Być może są jakieś bardziej odpowiednie uczucia, które powinniśmy teraz odczuwać.
Zimmerman stanął przed biurkiem i nawiązał kontakt wzrokowy ze studentami.
— Ci z was, którzy nie byli bliskimi przyjaciółmi Rhei, niech mi powiedzą — co czujecie wobec jej przyjaciółek, Riley i Trudy?
Zapanowała cisza. Nagle dało się słyszeć parę szlochów, które rozległy się na sali, co zaskoczyło Riley. Jedna dziewczyna powiedziała łamiącym się głosem:
— O rety, tak bardzo mi ich szkoda.
Inna powiedziała:
— Riley, Trudy — tak bardzo chciałabym, byście nie czuły się winne. Nie powinnyście tak się czuć. To, co spotkało Rheę i tak jest okropne samo w sobie. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, przez co musicie teraz przechodzić.
Słychać było potwierdzenie ze strony innych studentów. Zimmerman uśmiechnął się ze zrozumieniem do wszystkich i powiedział: