Pies Baskerville'ów. Артур Конан Дойл

Pies Baskerville'ów - Артур Конан Дойл


Скачать книгу
cień. Ale ten człowiek wsiadł do dorożki, sądząc, że w ten sposób nie zwróci na siebie uwagi.

      – Oddaje go to na łaskę i niełaskę dorożkarza. Szkoda, że nie dostrzegliśmy numeru – zauważył Watson.

      – Mój drogi, czyż sądzisz, że mogłem przeoczyć tak ważny szczegół? Zapamiętałem numer dorożki. 2704. Ale tymczasem na nic się to nie zda. Zrobiłem wielkie głupstwo… Zamiast śledzić dorożkę z przodu, trzeba było zawrócić się i wsiąść do pierwszej lepszej, znajdującej się z tyłu. W ten sposób moglibyśmy jechać za nią, albo kazać się zawieźć wprost do Northumberland Hotel i tam czekać. Zbytnia gorliwość była wielkim błędem. Nasz przeciwnik nie omieszkał z niego skorzystać.

      Szliśmy powoli przez Regent Street. Doktor Mortimer i jego towarzysz od dawna już zniknęli nam z oczu.

      – Nie warto ich śledzić – rzekł Holmes. – Tamten już umknął i nie pojawi się zapewne. Trzeba korzystać z tych nici, które trzymamy w ręku. Czy zapamiętałeś twarz nieznajomego?

      – Zapamiętałem tylko brodę.

      – I ja także; wyprowadzam stąd wniosek, że była przyprawiona. Wejdźmy tutaj.

      Weszliśmy do hotelu. Zarządzający przyjął Holmesa z wielką radością.

      – Jak widzę, pamiętasz, Wilson, drobną przysługę, którą miałem sposobność ci wyświadczyć – rzekł mój przyjaciel.

      – Nie zapomnę jej nigdy. Uratowałeś mi pan honor i życie.

      – Przesadzasz, mój drogi. Wszak macie tu posługacza nazwiskiem Cartridge, który wykazał dużo sprytu podczas śledztwa.

      – Tak; jest jeszcze u nas.

      – Czy mógłbyś zadzwonić na niego? Dziękuję. A chciałbym też zmienić pięciofuntowy banknot.

      W sieni ukazał się chłopak czternastoletni, zwinny, wesoły i rozgarnięty. Stanął przed detektywem w postawie pełnej uszanowania.

      – Proszę o spis hoteli. Dziękuję. Patrz, Cartridge: oto nazwy dwudziestu trzech hoteli w pobliżu Charing Cross. Widzisz?

      – Tak, panie.

      – Zwiedzisz każdy z nich po kolei.

      – Dobrze, panie.

      – Zaczniesz od dania szylinga portierowi. Oto masz dwadzieścia trzy szylingi.

      – Dobrze, panie.

      – Będziesz mówił, że potrzebne ci są gazety wczorajsze, że szukasz ważnego ogłoszenia, które miało być umieszczone w jednej z nich, ale nie wiesz – w której.

      – Rozumiem, panie.

      – W istocie będziesz szukał numeru „Timesa”, w którym kilka słów zostało wyciętych nożyczkami. Oto jest jeden egzemplarz. Na tej stronicy. Czy poznasz ją?

      – Poznam.

      – Za każdym razem portier, stojący we drzwiach, wezwie portiera, siedzącego w sieni – i temu dasz po szylingu. Oto dwadzieścia trzy szylingi. Zapewne na 23 razy – 20 razy usłyszysz, że spalono wczorajsze gazety; w trzech hotelach dadzą ci całą plikę; będziesz wśród niej szukał tego numeru „Timesa”. Prawdopodobnie go nie znajdziesz. Oto dziesięć szylingów na nieprzewidziane wydatki. Wypraw do mnie depeszę przed wieczorem na Baker Street. A teraz, Watson, musimy dowiedzieć się o dorożkarza Nr 2704, potem wstąpimy do galerii obrazów przy Bond Street, dla zapełnienia sobie czasu do godziny drugiej.

      V. Trzy nici urwane

      Sherlock miał niezwykły dar zwracania dowolnie swoich myśli w jakim bądź kierunku. Przez półtory godziny zapomniał o tej dziwnej sprawie; pochłonęły go obrazy nowoczesnych mistrzów belgijskich, mówił tylko o sztuce, na którą miał poglądy bardzo oryginalne.

      O naznaczonej godzinie stanęliśmy przed Northumberland Hotel.

      – Sir Henryk Baskerville czeka panów na pierwszym piętrze – rzekł portier.

      – Czy mogę zajrzeć do listy waszych gości? – spytał Holmes.

      – I owszem.

      Księga wykazywała, że dwie osoby stanęły w hotelu, po zatrzymaniu się tam sir Henryka: niejaki Teofil Johnson z rodziną, przybyły z Newcastle i pani Oldmore ze służącą, z High Lodge, Alton.

      – Zdaje mi się, że znam tego Johnsona – rzekł Holmes do portiera. – Wszak to adwokat: siwy, utyka.

      – Przeciwnie: ten pan Johnson jest właścicielem kopalni węgla, bardzo ruchliwy, w wieku pana.

      – Jesteś w błędzie co do jego fachu.

      – Bynajmniej. Znamy go od lat kilkunastu; zawsze do nas zajeżdża.

      – Ha! w takim razie, ja się pomyliłem. Pani Oldmore?… I to nazwisko jest mi znane. Daruj mi ciekawość, ale chciałbym wiedzieć, czy to moja znajoma.

      – Jest to osoba niemłoda, bezwładna. Jej mąż był niegdyś merem w Gloucester. Ona zawsze do nas zajeżdża.

      – Dziękuję za informacje. Widzę, że to kto inny. Nie znam tej pani…

      Gdyśmy szli na górę, mój przyjaciel szepnął:

      – Wiemy już, że osoba, która interesuje się losem sir Henryka, nie stanęła w tym hotelu. Choć go śledzi, jednak boi się być śledzona. Jest to fakt bardzo znamienny. Ale… cóż to się stało?…

      Gdyśmy weszli na pierwsze piętro, naprzeciw nam wybiegł sir Henryk, widocznie wzburzony. W ręku trzymał stary but.

      – Drwią sobie ze mnie w tym hotelu! – wołał – ale nauczę ich rozumu! Jeżeli but się nie znajdzie, popamiętają mnie tutaj!

      – Szuka pan wciąż buta?

      – Tak, ale nie puszczę tego płazem!

      – Wszak pan mówił, że but był żółty?

      – Tak; wzięli mi naprzód żółty, a teraz czarny. Miałem tylko trzy pary: nowe żółte, stare czarne i te oto lakierki. Wczoraj zniknął jeden od żółtej pary, a dziś jeden od czarnej. No, i cóż? Znalazłeś go? Mów.

      Przed nami stał wystraszony posługacz, Niemiec.

      – Nie znalazłem – odparł głosem drżącym. – Szukałem wszędzie, ale zginął bez śladu…

      – Słuchaj: jeżeli ten but nie znajdzie się przed wieczorem, powiem zarządzającemu i wyprowadzę się z hotelu.

      – Znajdzie się! Obiecuję, że znajdzie się.

      – Pamiętaj! Przepraszam cię, panie Holmes, za tę scenę. Chociaż to rzecz drobna, ale straciłem już cierpliwość.

      – To nie jest wcale drobiazg…

      – Widzę, że pan przejął się tą stratą. Jak ją pan sobie tłumaczy?

      – Nic jeszcze nie rozumiem; bądź co bądź, to dziwne, jak wszystko, co się panu przytrafia od chwili powrotu do kraju. Ale mamy już kilka nici w ręku i spodziewam się, że nie ta, to druga doprowadzi nas do wykrycia prawdy. Możemy stracić trochę czasu na kroczeniu po fałszywym tropie, ale wcześniej czy później, wejdziemy na właściwy.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно


Скачать книгу