Nie-Boska komedia. Krasiński Zygmunt
– więc to nieprawda, że jakóbiny46jej męża porwali w nocy? – Proszę Pana. —
Pokój – kratowane okno – kilka krzeseł – łóżko – Żona na kanapie. —
MĄŻ
wchodzi
Chcę być z nią sam na sam. —
GŁOS ZZA DRZWI
Mój mąż by się gniewał, gdyby…
MĄŻ
Dajże mi W. Pani pokój! —
drzwi za sobą zamyka i idzie ku Żonie
GŁOS ZNAD SUFITU 47
W łańcuchy spętaliście Boga. – Jeden już umarł na krzyżu. – Ja drugi Bóg, i równie wśród katów. —
GŁOS SPOD PODŁOGI
Na rusztowanie głowy królów i panów – ode mnie poczyna się wolność ludu. —
GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANY
Klękajcie przed królem, panem waszym. —
GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANY
Kometa na niebie już błyska – dzień strasznego sądu się zbliża. —
MĄŻ
Czy mnie poznajesz, Mario? —
ŻONA
Przysięgłam ci na wierność do grobu. —
MĄŻ
Chodź – daj mi ramię, wyjdziemy. —
ŻONA
Nie mogę się podnieść – dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy. —
MĄŻ
Pozwól, wyniosę ciebie. —
ŻONA
Dozwól chwil kilka jeszcze, a stanę się godną ciebie. —
MĄŻ
Jak to?
ŻONA
Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał. —
MĄŻ
Nie rozumiem cię. —
ŻONA
Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie – „Panie Boże” mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi, i pokutowałam, „spuść na mnie ducha poezji” i trzeciego dnia z rana stałam się poetą. —
MĄŻ
Mario —
ŻONA
Henryku, mną teraz już nie pogardzisz – jestem pełna natchnienia – wieczorami już mnie nie będziesz porzucał. —
MĄŻ
Nigdy, nigdy. —
ŻONA
Patrz na mnie. – Czy nie zrównałam się z tobą? – Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. – Morze, gwiazdy, burza, bitwa. – Tak, gwiazdy, burza, morze – ach! wymknęło mi się jeszcze coś – bitwa. – Musisz mnie zaprowadzić na bitwę – ujrzę i opiszę – trup, całun, krew, fala, rosa, trumna. —
Nieskończoność mnie obleje
I jak ptak, w nieskończoności
Błękit skrzydłami rozwieję
I lecąc, się rozemdleję
W czarnej nicości. —
MĄŻ
Przeklęstwo – przeklęstwo48! —
ŻONA
obejmuje go ramionami i całuje w usta
Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa. —
GŁOS SPOD POSADZKI
Trzech królów własną ręką zabiłem – dziesięciu jest jeszcze – i księży stu śpiewających mszę. —
GŁOS Z LEWEJ STRONY
Słońce trzecią część blasku straciło – gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich – niestety – niestety49.
MĄŻ
Dla mnie już nadszedł dzień sądu.
ŻONA
Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. – Czegóż ci nie dostaje? – Wiesz, powiem ci coś jeszcze.
MĄŻ
Mów, a wszystkiego dopełnię.
ŻONA
Twój syn będzie poetą.
MĄŻ
Co?
ŻONA
Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię – poeta – a następne znasz, Jerzy Stanisław. – Jam to sprawiła – błogosławiłam, dodałam przeklęstwo – on będzie poetą. – Ach, jakże cię kocham, Henryku.
GŁOS Z SUFITU
Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.
ŻONA
Tamten dziwne cierpi obłąkanie – nieprawdaż?
MĄŻ
Najdziwniejsze.
ŻONA
On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał50
bierze go za rękę
Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę – człowiek każdy, robak każdy krzyczy – „Ja Bogiem” – i co chwila jeden po drugim konają – gasną komety i słońca. – Chrystus nas już nie zbawi – krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej – aż tuman wielki powstał z jego odłamków – Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd – ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały. —
MĄŻ
Mario, może chcesz widzieć syna51? —
ŻONA
Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. – On wróci kiedyś i uraduje ciebie. – Ach!
MĄŻ
Źle tobie?
ŻONA
W głowie mi ktoś lampę zawiesił52 i lampa się kołysze – nieznośnie. —
MĄŻ
Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna,
46
47
Głosy obłąkanych charakteryzują okres zamętu, „dezorganizacji”, epokę zbliżającej się katastrofy. Kleiner zwraca uwagę, że „pomysł wydaje się zbliżony do powieści Lourdoueixa (wydanej bezimiennie w r. 1817) pt.
48
49
50
Wizję szalonego Boga, pomysł niezwykle śmiały, zestawia Kleiner ze słowami wstępu do
51
52