Tropy. Franciszek Mirandola

Tropy - Franciszek Mirandola


Скачать книгу
chwili dopiero ozwała się pytająca:

      – To prawda. Nie jestem w stanie określić formy bytu innej jak nasza. Ale czemuż ja to czuję? Dlaczego tęsknię? Czy tęsknić można za absurdalnym, za niemożliwym. Czuję…

      – Oczywiście! I ja też czuję… – przyznała mentorka.

      – Naprawdę! A co? – spytała rozkosznie zdziwiona.

      – Czuję, że mi bardzo dobrze w żelatynie! – Wygrawszy sprawę, sapnęła z ukontentowania, a na jej powierzchni pojawiło się coś niby uśmiech satysfakcji. Tak samo sądził ogół.

      Niewidzialna WIELKA CIEMNOŚĆ i najwyższe z poznawalnych CZARNY PAPIER, oto wszystko. Marzenia i przeczucia… oto nic.

      – Czyż to prawda, że jestem wariatką? – pytała się samej siebie nieszczęsna drobina bromku srebra. – Czyż rzeczywiście wszyscy, na całej PŁYCIE myślą tak, jak to słyszałam, a tylko ja jedna… tylko ja jedna… Tak, tak… to jasne…

      Rozpaczliwym spojrzeniem objęła swe otoczenie. Wokół, jak okiem sięgnąć, same przysadkowate, wtopione po szyję w rogowatą masę drobiny zezowały ku niej złośliwie.

      „Tak, tak… nie ma wątpliwości… ona ma rację, one wszystkie mają rację!” – krzyknęło jej w sercu.

      „A może jest ktoś? – myślała. – Może tak samo jak ja cierpi druga dusza… może ich jest dużo…”

      To byłoby ocaleniem! Może są… Są na pewno! Tylko daleko niezawodnie, ogromnie daleko, gdzieś poza tą gęstwą wrogów… Są może opodal… coś mi mówi, że są bardzo blisko! Ale to wszystko jedno. Czy są blisko, czy daleko, są zawsze poza sferą porozumienia… czyli… nie ma ich wcale!

      I znowu niepodobna znaleźć wyjścia. Znowu staje się wobec klęski.

      Czas mijał.

      Wszyscy wkoło mierzyli go poczuciem dobra i zadowolenia, ona jedna gorączką niepokoju i rozpaczy.

      Aż pewnego dnia stało się coś strasznego.

      Powstał szum.

      Drobiny od razu pogłuchły, a tu i ówdzie odezwały się głosy:

      – Legenda! Legenda! Wspomnijcie legendę!

      Marzycielka nasza ożyła na nowo i w tym chaosie i przerażeniu ogólnym ona jedna powitała radosną nadzieją groźną katastrofę, siląc się przy tym na dojrzenie owych drobin pokrewnych, skrytych gdzieś wśród ciżby obcych, chociaż tak bliskich. Ale daremnie. Nie ujrzała ich wcale.

      A groza rosła.

      Szum zrazu lekki wzmagał się ustawicznie. Płyta poczęła się chwiać, jak gdyby wichr uniósł ją na niezmierny, wzburzony ocean. Moce jakieś szarpały CZARNYM PAPIEREM, który kłębił się i wił, jakby walczył z potężnym wrogiem.

      Konwulsyjne wstrząśnienia uczuli wszyscy. Powstała panika, a tym straszniejszą była, że wszystko tkwiło na swoim miejscu, omdlałe jeno21, na poły martwe.

      Nikt nie dziwił się, choć działy się rzeczy niesłychane, nikt się nie dziwił, choć padło w niwecz odwieczne prawo.

      Wszyscy się bali.

      Tylko nasza marzycielka pobladłymi ze strachu usty22 szeptała:

      – Legenda! Legenda! Wspomnijcie legendę!

      Ale znów nikt nie słuchał.

      Nagle, pośród największego szamotania, stała się rzecz niepojęta.

      Oto nastała cisza. Cisza absolutna, niemal zgodna z prawem odwiecznym, a wśród tej ciszy, powoli, bezgłośnie rozwarły się niebiosy i oczom zdrętwiałych z przerażenia ukazało się Bóstwo:

      CZERWONA LAMPA.

      Świat opłynął nagle falą krwi. Zatonął w czerwieni. A czerwień ta słodka była i łagodna. Pieściła pochwycone w topiel drobiny. Całowała je jak matka… i zdawało się, że mówi: „Nie bójcie się! Nie bójcie! Jam jest światłość miłosierdzia. Nie bójcie się!”.

      Długo trwało, nim się ustalił nowy porządek rzeczy.

      A jednak tak się wreszcie stało.

      I dziwne. Teraz nikt się nie dziwił cudowi, od kiedy narzucił się jako prawo. Katastrofa nabrała wyglądu konieczności, co więcej to, co ongiś potępiano jako marzenie i herezję, teraz posłużyło do ugruntowania nowego światopoglądu. Przyznano, iż poeci i marzyciele wieku minionego mieli niejasne, prorocze przeczucie tego, co nastąpi. Czy było to proroctwem, czy tylko wspomnieniem… O to spierano się długo, aż wreszcie ogłoszono następującą: „Prawdę o istotnych właściwościach świata i jego początku”.

      1. Świat widomy, czyli PŁYTA, jest to wielka, niezmierzona płaszczyzna, która zaczęła swe istnienie w czasie, ale końca mieć nie będzie.

      2. Świat widomy, czyli PŁYTA, stworzonym został w czasie przez Bóstwo najwyższe CZERWONĄ LAMPĘ i oddanym został w opiekę Bóstwu drugorzędnemu, WIELKIEJ CIEMNOŚCI. Bóstwo to jest emanacją pierwszego i pozornie tylko z nim sprzeczne, w istocie zaś substancjonalnie identyczne, choć różniące się funkcjonalnie. WIELKA CIEMNOŚĆ wyłoniła z siebie, materialniejsze już o wiele, bóstwo trzeciorzędne, CZARNY PAPIER, którego emanacją, jeszcze bardziej grubą i materialną jest żelatyna, która dała życie drobinom bromku srebra.

      3. Na PŁYCIE nic się nie zmienia, wszystko trwa wiecznie, natomiast bóstwa objawiają się przez zmiany, czyli LUNACJE.

      4. CZERWONA LAMPA nawiedza stworzenie, darząc je światłem, pozwalając im spozierać w oblicze swoje i darząc rozlicznymi dary.

      5. Od zachowania się drobin zależą zjawiania się bóstwa przedwiecznego i dzieje samejże PŁYTY. Tak to same stworzenia są twórcami swego losu i w tych granicach cieszą się posiadaniem wolnej woli.

      6. Ideałem doskonałości jest stan, w którym wszystkie drobiny zasługiwałyby na ciągłe oglądanie twarzy CZERWONEJ LAMPY. Stan taki nastąpi i wówczas bóstwa drugorzędne znikną, jako już niepotrzebne. Spalą się w płomieniu CZERWONEJ LAMPY i z nią na wieki zjednoczą.

      7. Dojście do tego stanu jest celem świata. Tedy celem tego życia jest dojście do życia wyższego, wydostanie się z kręgu ciemności, dziś panującej, w kręg światła, który jest zarazem stanem definitywnym, ostatecznym i niezmiennym.

      8. Drogą do tego celu jest wiara, posłuszeństwo i modlitwa.

      9. Nad wykonaniem praktycznym i nienaruszalnością tej prawdy czuwa kolegium kapłańskie.

      Podpisano: MARZYCIELKA, przewodnicząca

      Niedługo po ogłoszeniu „Prawdy o istotnych celach i początku świata” znikło bóstwo i WIELKA CIEMNOŚĆ znowu roztoczyła swe panowanie.

      Ale prawdy raz powstałe nie znikły wraz ze światłem. Pozostały jako jego abstrakcyjny odblask, jako dobra nowina.

      Tryumf Marzycielki był niezmierny, cześć i szacunek, jakimi ją otoczono, niewypowiedziane.

      Dzięki to jej bowiem, dzięki jej tęsknocie, dzięki jej wierze, PŁYTA otrzymała rozumowane prawo moralne, skończył się okres mętnego i płytkiego materializmu, świat cały przejrzał i poznał swój cel ostateczny.

      Otrzymała tytuł: „Dobroczyńcy świata”.

      Zaiste nie było to za wiele.

      Wszystkie drobiny marzyły teraz o tym, by się dostać w jej pobliże. Ale to było niemożliwe.

      Sąsiadka usilnie się starała paść jej do nóg, ale i to okazało się niewykonalne.

      Poprzestała


Скачать книгу

<p>21</p>

jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]

<p>22</p>

pobladłymi (…) usty – daw. forma N.lm; dziś: pobladłymi ustami. [przypis edytorski]