Królowie bajek. Leszek K. Talko

Królowie bajek - Leszek K. Talko


Скачать книгу

       Ostatni rok

       Biznesmen wybiera Jeża

       Gwiazda Kopernika

       Jaskółki nadziei

       Nie pogrywaj z Reksiem

       A jednak się kręci

       Posłowie

       Bibliografia

       Kolofon

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      W lipcu 1947 roku w wydawanej na Śląsku i w Zagłębiu „Trybunie Robotniczej”, obok informacji o poszukiwaniu wykwalifikowanych stolarzy, ukazało się nietypowe ogłoszenie: „Studio Filmowe w Katowicach poszukuje zdolnych rysowników do działu filmów rysunkowych. Zgłoszenia: Studio Filmowe, Mickiewicza 9, tel. 34215”.

      Autorem anonsu był Zdzisław Lachur, zapaleniec i pasjonat filmu animowanego, malarz; przed wojną podobno próbował także swoich sił w Kanadzie jako hokeista. Lachur dobiegał trzydziestki, potrafił oczywiście rysować, ale nie miał pojęcia o animacji. W zniszczonej wojną Polsce pracował w Komitecie Wojewódzkim Polskiej Partii Robotniczej. I wciąż pamiętał ten zaczarowany wieczór sprzed prawie dziesięciu lat.

      Jesienią 1938 roku do polskich kin weszła Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków. Ten pierwszy pełnometrażowy film animowany Walta Disneya stał się przebojem. Bajka zauroczyła Amerykę i podbiła Europę, a teraz zdobywała serca Polaków – nie tylko najmłodszych. Do kas biletowych stały długie kolejki, w salach kinowych co rusz rozlegały się brawa, a w prasie ukazywały się niemal wyłącznie entuzjastyczne recenzje. Swoje zrobił polski dubbing do filmu, nagrywany najprawdopodobniej w profesjonalnym studiu w Berlinie. Reżyserią polskiej wersji językowej pokierował Ryszard Ordyński, pochodzący z Makowa Podhalańskiego reżyser filmowy i teatralny, który już wcześniej współpracował z amerykańskimi wytwórniami. Teksty piosenek i dialogi przygotował niezrównany Marian Hemar, znany poeta, satyryk i komediopisarz, twórca szlagierów, w tym słynnego tanga argentyńskiego Upić się warto. No i gwiazdorska obsada! Piosenki krasnoludków wykonywał słynny Chór Dana, kwartet wokalny założony przez Władysława Daniłowskiego, w składzie między innymi z Mieczysławem Foggiem. Maria Modzelewska, jedna z najwybitniejszych aktorek teatru międzywojennego, użyczyła głosu Królewnie Śnieżce. Aleksander Żabczyński był królewiczem, Leokadia Pancewiczowa – królową, a Stefan Jaracz leśniczym.

      „Królewna Śnieżka stanowi niewątpliwie początek nowego etapu w kinematografii. Po próbach rysunkowych i kolorowych stworzono długometrażowy film, nieznający trudności technicznych w realizacji fantastycznych pomysłów” – donosił zaraz po premierze „Kurier Wieczorny”. „Rewelacja XX wieku! Film cudo!” – reklamował Śnieżkę krakowski „Głos Narodu”. Entuzjastycznie w sprawie przeboju Disneya wypowiedział się nawet „Robotnik”, pismo Polskiej Partii Socjalistycznej: „Nic nie może być porównane z tym filmem, który wykroczył poza ramy zwykłego kina, rozpoczynając zwycięski pochód nowej ery w dziedzinie kinematografii. Miliony widzów na całym świecie oczarowała i wprawiła w zdumienie Królewna Śnieżka, a jury tegorocznej Wystawy Filmowej w Wenecji nagrodziło wspaniałe arcydzieło Disneya najwyższą nagrodą specjalną”.

      Podobnie przyjmowano filmy Walta Disneya w innych krajach. Kiedy ten amerykański reżyser i animator wyruszył w podróż do Europy (namówił go brat Roy, który chciał chociaż na trochę wyrwać Walta z wytwórni i pozwolić mu odetchnąć), ze zdumieniem stwierdził, że choć w Stanach Zjednoczonych jako biznesmen wciąż się tylko dobrze zapowiada, tu jest prawdziwą sławą. W Londynie został zaproszony na oficjalne przyjęcie u rodziny królewskiej, na co w ogóle nie był przygotowany. W panice razem z Royem wypożyczali odpowiednie stroje, by się jakoś zaprezentować. W Paryżu odkrył, że są kina, które wyświetlają wyłącznie jego filmy – w Stanach kreskówki były tylko przystawką do filmów fabularnych. W Ameryce Disney długo walczył o przetrwanie, a każdy film oznaczał „być albo nie być” dla wytwórni – nieudany wybór mógł się skończyć bankructwem. W Europie stawał się już kultowy, krytycy go wychwalali, a publiczność tłumnie chodziła na jego filmy.

      Wśród milionów Polaków, którzy zasiedli w kinach z rozdziawionymi ustami, był też młody Zdzisław Lachur. Razem z grupą kolegów kilkadziesiąt minut stał po bilety przed kinem Zagłębie w samym centrum Sosnowca, by w końcu zasiąść w wygodnym fotelu. Potem, zafascynowany filmem, jeszcze kilka razy wymykał się z domu, by zobaczyć bajkę ponownie. „To była niesamowita robota. Byłem jak zauroczony. To wtedy postanowiłem sobie: »Musisz zrobić kiedyś takie filmy dla polskich dzieci!«” – wspominał. Marzył, że kiedyś zajmie miejsce obok amerykańskiego geniusza animacji. Po drodze była jednak wojna. Po jej zakończeniu Lachur nadal nie miał żadnego doświadczenia w robieniu filmów, a Polska dopiero dźwigała się z gruzów. Wydawało się, że nie jest to dobry czas na marzenia o Królewnie Śnieżce.

      Zaczął sam. Przytulił się do redakcji „Trybuny Robotniczej”. Po wielu latach opowiadał, że udało mu się porozmawiać z samym Edwardem Ochabem, późniejszym przewodniczącym Rady Państwa, a tuż po wojnie I sekretarzem PPR w Katowicach, i przekonać go do swojego pomysłu założenia studia filmowego. Ale może to być tylko jedna z legend, które tworzył.

      Ogłoszenie w „Trybunie Robotniczej”, 1947

      Mimo braku wykształcenia i warsztatu w pojedynkę nakręcił propagandowy Senat z wozu, koniom lżej. Był to pierwszy film animowany, który powstał na Śląsku po II wojnie światowej. Kilkusekundowa animacja namawiała do wzięcia udziału w czerwcowym referendum w 1946 roku; odpowiedź trzy razy „tak” na zadane pytania, między innymi o likwidację senatu, miała się stać społecznym głosem poparcia dla rządów komunistów. Zdzisław Lachur uznał, że przydadzą się teraz dobre filmy propagandowe, nowa władza potrzebowała agitek. Jego minianimacja była prościutka. Drogą pędzi wóz, podskakuje na kamieniu oznaczonym „3 x tak”. Z wozu spada gruba postać – personifikacja senatu. Bez tego ciężaru wóz radośnie pędzi dalej w świetlaną przyszłość.

      Lachur szybko zdał sobie jednak sprawę, że w pojedynkę – a nawet z bratem Maciejem, również malarzem – niewiele zdziała. Mało jest czynności bardziej wymagających współpracy grupy ludzi niż tworzenie animacji. Aby powstała jedna tylko sekunda filmu, trzeba aż dwudziestu czterech nieznacznie różniących się rysunków. Tymczasem Lachur miał na razie zaledwie pusty pokój podnajęty od „Trybuny”. Można by sądzić, że zapatrzył się w cytat z Ziemi obiecanej Reymonta: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę”.

      Mimo to dał ogłoszenie. W jego rezultacie powstało studio, na którego filmach wychowali się właściwie wszyscy.

      Eksperymentalne Studio Filmów Rysunkowych w Katowicach oficjalnie rozpoczęło działalność 1 września 1947 roku. Jego pierwszą produkcją miało być Ku nowej Polsce, ale Lachur skończył ten film wcześniej. Ku nowej Polsce się nie zachowało,


Скачать книгу